le warto bylo wystawic go na probe i sprowokowac do wypowiedzenia tych wszystkich strasznych rzeczy.
czasem trzeba zaplacic wysoka cene za nauke
le warto bylo wystawic go na probe i sprowokowac do wypowiedzenia tych wszystkich strasznych rzeczy.
Derka napisał(a):Fajnie sie dzieje, bo sam z siebie ten czlowiek ujawnia swoje potworne oblicze. Zrozumialam, ze obwinia mnie o to, w jakim jest polozeniu. Obwinia mnie o pobyt w wiezieniu, uwaza ze sie nigdy nie znecal, ze sfalszowalam zeznania, jak i moja corka. Jakby wyparl cala prawde o naszym zwiazku. Wypedzania z domu, przezywania, ciagniecia za wlosy nie uwaza za przemoc. Powiedzial ze mnie pobil, bo go sprowokowalam. Nie zamierza zwrocic mi pieniedzy, ktore wydalam na JEGO kredyt, ani na dziecko podczas jego pobytu w areszcie, twierdzac, ze moglam go nie wsadzac do wiezienia. Gdy mowie, ze bylo i jest mi bardzo ciezko, nie chce tego sluchac i mowi, ze moze mi opowiedziec, jak jemu jest ciezko, zebym sie nie licytowala. No i teraz oficjalnie oswiadczam: pierdole go! Nie dam mu wiecej dziecka, bo dotarlo do mnie, jak niebezpieczny to jest czlowiek! Wnosze pozew do sadu o zwrot dlugu i alimenty. Zacznie sie wojna, ktorej chcialam uniknac, ale musze to zrobic, aby zapewnic dzieciom warunki finansowe. Koniec bycia matka Teresa. On nie mysli o mnie, to ja nie bede o nim. Trudno, zlicytuja mu dom. Co zrobic. Juz nie czuje sie winna, to sa jego konsekwencje jego czynow. Czuje sie wolna. Czuje mega rozczarowanie, ale warto bylo wystawic go na probe i sprowokowac do wypowiedzenia tych wszystkich strasznych rzeczy. Szok, ze to taki falszywy gosc. "milosc mojego zycia". Jasne.
Derka napisał(a):
Sam fakt, że postanowiłam poczekać z decyzją (właściwie z określeniem, czego chcę dla samej siebie), dał mi ogromne poczucie ulgi. Powiecie pewnie, że to fałszywa nadzieja mną kieruje, ale nie jest tak, przynajmniej nie w przewadze, rozważałam to. Blokowanie pozytywnych uczuć do niego tylko je potęgowało. Dałam temu upust i czuję się znacznie lepiej, nie mam z tego powodu poczucia winy. Nie mogę dłużej spełniać oczekiwań wszystkich, którzy pragną dla mnie dobrze, ale przy okazji wymuszają, żebym go nienawidziła, a przynajmniej olała i nie kochała. Próbowałam, ale przygniatało mnie to jak wielki głaz. W końcu mu o tym powiedziałam. Bałam się, że potem pójdę o krok dalej i że sama będę próbowała się do niego zbliżać, ale ponieważ znam, widzę już te swoje słabości, to mogę nad nimi zapanować i to robię.
Bardzo to trudna praca, ta praca nad sobą... Pozdrawiam Was serdecznie.
Derka napisał(a): Ciekawe, co bedzie z moim nastrojem, gdy zlecenia sie skoncza... Chyba poszlam w pracoholizm...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 28 gości