bilans trzydziestolatki

Problemy z partnerami.

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 25 lut 2013, o 12:00

"Raczej zawsze wtedy myślę sobie, że ta osoba potrzebuje mojej pomocy, więc skoro nie mam nic innego ważnego na głowie, to mogę pomóc.
Zastanawiałam się nad sobą, na ile często i w jakich sytuacjach byłam skłonna do takich zachowań i w stosunku do kogo."
Pierwsze co mi się kojarzy to twoja mama. Która tak sie bała, którą sie "opiekowałaś".
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez lili » 25 lut 2013, o 20:57

opiekowałam to złe słowo, mocno w nawiasie. Raczej próbowałam pocieszać. Ale to normalne kiedy mała dziewczynka widzi Mamę płaczącą to sama nabiera trochę twardej skóry i mówi "jakoś to będzie" no bo inaczej to tylko zostaje się z mostu do rzeki rzucić :wink:
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 25 lut 2013, o 21:02

Dlatego to słowo umiesciłam w cudzysłowie. Ale mimo wszystko mała dziewczynka pocieszajaca płaczącą mamę to jest coś, co się kojarzy z "zamianą ról". Nie mam na mysli jakiejś tragedii, kiedy mama i mala córeczka pocieszają się nawzajem niejako, bo to ekstremum.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez lili » 25 lut 2013, o 21:35

jednak nie sądzę, że to doświadczenie mnie ustawiło. Raczej było okazją, żeby ujawniła się moja odporność psychiczna a jej wrażliwość.
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 25 lut 2013, o 21:54

"bo inaczej pozostaje sie tylko z mostu rzucić"...smutne :(
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 25 lut 2013, o 22:25

http://www.psychotekst.pl/artykuly.php?nr=296 czyli o osamotnieniu, nie mylić z samotnością.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez lili » 28 lut 2013, o 12:11

Sans,

no bardzo mądre to i smutne zarazem. Osamotnienie w różnych sferach życia, nie do uniknięcia zdaje się. Myślę, że w moim wypadku to już jest i osamotnienie i samotność. Uch.

Z moich mrzonek o pracy nici. Nienawidzę uczucia nadziei. I jak tu mieć nadzieję. Jedynym właściwym podejściem wydaje się zimna, wypracowana, uparta obojętność. I tylko potem wszyscy się dziwią, czemu taka niespontaniczna i chłodna jestem...
Nawet to słońce za oknem dzisiaj mnie nie cieszy. Raczej wkurza. Ostatnie trzy dni spędziłam na leżeniu w łóżku, oglądaniu filmów i chodzeniu wieczorem do kina. Na szczęście dziś wieczorem konferencja i przynajmniej 6 godzin zaplanowane, z głowy. Może się przy okazji upiję i czas szybciej minie.
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez mariusz25 » 28 lut 2013, o 13:36

osamotnienie jest zle, jak sie siebie nie lubi najbardziej
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 28 lut 2013, o 14:47

Poczucie osamotnienia i owszem, jest nie tyle do uniknięcia ile raczej do zmiany. Mozna być samotnym zarówno w znaczeniu "singiel" jak i w praktyczno technicznym czyli bez fizycznej obecnosci osób trzecich i nie czuć osamotnienia, możliwe jest też odczuwanie potwornego osamotnienia mimo bycia w związku czy wśród tłumu fizycznie istniejących ludzi wokół. To jest coś "w człowieku"", to poczucie osamotnienia. Przypuszczam że chwile takiego poczucia osamotnienie miewa każdy, ale chwile nie stan długotrwały.

Z dużą goryczą piszesz, Lili. To smutne. Wydaje Ci się, że jedynym sposobem jest zimna, wypracowana obojętnośc...ale przecież to jest całkowite zamknięcie na ludzi, to jest jak wyrok na samą siebie. Co takiego złego zrobiłaś, ze sie chcesz skazać na dożywocie w izolowanej celi?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez lili » 28 lut 2013, o 16:08

Nie zrobiłam nic, ale każde kolejne rozczarowanie, czy to ludźmi, czy, tak jak teraz, nieudaną rozmową o pracę, uczy mnie, że źle jest na coś liczyć. Bo rozczarowanie to paskudne uczucie. Mniej boli, jak nie liczymy na nic, bo wtedy są tylko miłe niespodzianki, choć rzadkie.
Tak, dzisiaj jest we mnie cała masa goryczy, im więcej słońca tym więcej goryczy.
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 28 lut 2013, o 16:35

U mnie dzisiaj równe szare chmury, zapewne bardziej by pasowały do Twojego nastroju...
Rozczarowanie faktycznie jest nieprzyjemnie i każdemu sie w życiu zdarza. Ale jakoś mam wrażenie jakbyś widziała swoje życie (przynajmniej dzis) jako pasmo rozczarowań . Czasem rozczrowania wynikają z rozbudowanych oczekiwań.
Sorki ale ja znowu o tej przeszłosci i psychologizuję, ciekawe kiedy sie zeźlisz. :) Często ludzie przeżywajacy liczne rozczarowania w relacjach z innymi poszukują u bliźnich tego, czego nie zaznali w dzieciństwie czyli miłości bezwarunkowej i/lub bezwarunkowej akceptacji.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Honest » 28 lut 2013, o 16:47

Lili,

wracając do rozwmó ze znajomymi / przyjaciółki. Myślę, że czasem gdy kontakt zaczyna byc sporadyczny warto porozmawiać, że np. inaczej wyobrażamy sobie przyjaxń. Mam koleżanką, kiedy zaczęla spotykac się ze swoim chłopakiem 3 lata temu jemu wystarczyły ze dwa spotkania w tygodniu. Wówczas ona jasno zakomunikowała mu czym jest dla niej związek. I sa razem, szczęsliwi, on się zmienił, ona też wyluzowała bardziej. I w przyjaźni też jest tak wymagająca. Dla niej codzienny kontakt choćby sms'owy jest wazny. A mam inne koleżanki z ktorymi rzadziej się spotykam i komunikuję. Wszystko jest kwestią rozmowy i uzgodnień, a nie czekania...
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez lili » 28 lut 2013, o 17:35

Sans: kurczę, nie mam teraz czasu na grzebanie w dzieciństwie znowu, nie chce mi się też chyba, nie mam dziś na to siły... Pewnie dobry psycholog by się dopatrzył czegoś w tych oczekiwaniach zawyżonych które mają kompensować braki w relacjach z najbliższymi... Z pewnością nie czułam bezwarunkowości ani w miłości ani tym bardziej w akceptacji ze strony moich bliskich, raczej duże ciśnienie na spełnianie pewnych oczekiwań/wyobrażeń. Ale to bolesne odczuwanie rozczarowań, może boleśniejsze niż mają inni moim zdaniem bierze się z tego, że poważnie traktuję ludzi. Jestem na tyle głupia, że wydaje mi się, że jak ja traktuję kogoś poważnie, jestem na czas, przygotowana itd to ta druga osoba też się będzie czuła zobowiązana, żeby tak właśnie traktować mnie. Że jak ja jestem wobec kogoś uczciwa i otwarta to ta druga osoba nie odważy się zadrwić, wykorzystać, okłamać. No i zonk. Nie wiem, uczono mnie ostrożności ale to chyba moja natura wychodzi- nieostrożna i zbyt ufna. I kilka razy, kilkanaście w zasadzie, dałam za dużo, może wszystko a potem się nielekko zdziwiłam. Potem był długi okres "obojętności", pojawiał się ktoś, kto mnie odczarowywał, znowu się otwierałam mówiąc sobie "ten jeden raz, ta osoba jest wyjątkowa, tego warta" i znowu doopa, rozumiesz. Podobnie w pracy, ale tu łatwiej mi sobie radzić, to tylko praca, biznes, kasa, rachunek zysków i strat. Dziś po prostu trafił mnie szlag, człowiek się stresuje, idzie na rozmowę, dostaje deadline kiedy ma być odpowiedź, czeka jak ten łoś w napięciu i oczywiście odpowiedź nie przychodzi, choć obiecali, jak w tym filmie: "odezwiemy się do Pani". Nie wytrzymałam i napisałam mejla aby potwierdzili, że, jak rozumiem, odpowiedź negatywna. I tez nic!

Honest: w relacji z facetem rozumiem takie podejście. To najbliższa (podobno) osoba, więc nie wyobrażam sobie widzieć się raz na tydzień i udawać, że jest cacy. Albo jesteśmy parą albo dalekimi znajomymi. Ale z przyjaciółmi... no nie mam odwagi, śmiałości, czelności napisać czy zadzwonić i powiedzieć "ej brakuje mi naszego kontaktu, dlaczego już nie jesteś mną zainteresowana/ zainteresowany, mam problem i potrzebuję pocieszenia". To żałosne, jak żebranie o uczucie :cry: I chyba też wstydzę się i boję, że dostanę odpowiedź "sory mam swoje życie nie jesteśmy już przyjaciółki nierozłączki, dorośnij". Uch, bardziej szczerze nie umiałam :( :( :(
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Honest » 28 lut 2013, o 17:50

Lili, ja nie uważam, ze to żałosne. To budowanie relacji, mówienie o oczekiwaniach. Jesli tak to postrzegasz to trudno bedzie Tobie przyjaźń zbudować. Tak uważam. I nie ma to nic wspólnego z żebraniem. Ta sama koleżanka tak samo komunikuje oczekiwania wobec przyjaciół i ma bardzo wartościowe relacje przyjacielsko - koleżeńskie.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 28 lut 2013, o 20:38

Ja też nie uważam tego za żałosne, acz kiedys i owszem, miałam taką skłonność. Nie bardzo silną, ale miałam.
Relacja jest wzajemnością, otwarciem na drugiego człowieka, mniejszym czy większym. Człowiek, który zamyka swoją słabość, smutek, bezradnosć wysyła sygnał "nikogo nie potrzebuję", a ludzie lubią się czuć potrzebni...
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: uciyotu i 211 gości