bilans trzydziestolatki

Problemy z partnerami.

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Księżycowa » 18 lut 2013, o 18:55

Mi się terapia kiedyś kojarzyła ze zmianą siebie na siłę i nie rozumiałam tego. Ale to tak na szczęście nie działa.
Ale żeby to zrozumieć trzeba pochodzić. Wtedy można zaobserować, że człowiek pozostaje taki sam a jedynie zmienia swoje odruchy i reakcje, które demolują mu życie, wprowadzają w stany lękowe.
Ostatnio doszłam do wniosku, że moja terapeutka odblokowuje mój zatrzymany emiocjonalnie rozwój, który pewnymi zachowaniami i zdarzeniami zatrzymali rodzice.
Nie da się przecież funkcjonować jako dorosły w dorosłym świecie, kiedy emocjonalnie jest się dzieckiem.
Poza tym wiele rzeczy przekazuje (oczywiście nie w prost) jak zdrowo reagować, jak radzić sobie z problemami i odróżniać co jest normalne a co nie.
Tylko żeby to zrozumieć trzeba mieć świadomość, szkód, emocjonalnych i psychicznych upośledzeń własnych. Jak się ma tą wiedzę, jak się to widzi to się nigdy nie powie, ze terapia polega na zmienianiu człowieka samemu w sobie z jednego na innego.
Przykład: nie mozna powiedzieć, ze ktoś jest nieudacznikiem bo taki jest a terapia by zrobiła z niego innego człowieka i nie byłby sobą. Terapia pomogłaby mu zmienić, pokonać niektóre zachowania czy bariery, które powodują, że coś mu nie wychodzi.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Księżycowa » 18 lut 2013, o 18:57

impresja7 napisał(a):Ale niunia zauważ jedną rzecz.
wszyscy ,którzy tu wracają po jakimś czasie i chodzili na terapię to polepszyło im się nie po terapii,bo większośc pisze,że właściwie to nic im nie dała ,ale wracają zadowoleni,bo poznali partnera ,bo miłość ich spotkała.


Bo to zalezy jak postrzegają terapię. Jak idą z myślę,. że terapeuta zmieni ich zycie i nie wkładają pracy własnej, nie wprowadzają zmian, nie analizują no po prostu nie pracują nad sobą, to wracają z tym samaym, bo zapewne ,,terapia mi nic nie dała" Czytałam gdzieś, że terapia to 20% a praca własna 80%
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 18 lut 2013, o 19:21

Nie, Impresjo, nie wierzę w terapię jak w Boga. Uznaję że jest to skuteczny często sposób pomagania ludziom mającym problemy zwłaszcza w sytuacjach, w których sami sobie z nimi nie radzą oraz nie radzą sobie z pomocą znajomych, rodziny i przyjaciół.

Na forum internetowym raczej trudno ocenic, kto z proszących o wsparcie czy pomoc jest, jak to określasz "ciężkim przypadkiem". Z tego prostego powodu, ze mało kto pisze dokładnie o swojej przeszłosci czy teraźniejszości. Dlatego między innymi wielu forumowiczów sugeruje proszącym o wsparcie także kontakt z psychologiem czy terapeutą. Bo w takim kontakcie, obwarowanym tajemnicą zawodową, jest mozliwe ujawnienie faktów, o których na publicznym forum ktoś pisać nie chce. My forumowicze nader często widzimy tylko wierzchołek czyjejś "góry lodowej". Tutaj wiesz o kimś tyle, co on sam o sobie napisał. Czyli...czasem bardzo, bardzo niewiele. Nie zdajesz sobie chyba do końca sprawy, jak niewiele.

Utrata pracy nie jest zwykle powodem do grzebania w dzieciństwie. Zgoda. Ale reakcja na utratę pracy...to już różnie bywa. Że sobie pozwolę powtórzyc, jak ktos sobie z tym radzi to raczej na forum nie pisze tylko pracy szuka. W realu.

Na czym opierasz pewne siebie twierdzenie, że na tym forum "większość pisze, ze nic im terapia nie dała" to jako żywo nie wiem. Liczyłaś, czy jak :shock: Nawet zaś jeśli przeprowadziłaś jakieś statystyczne "badania" to i tak niczego specjalnie nie dowodzi. I tu się zgodzę z Bis - takie pisanie może zniechęcić kogoś potrzebującego do sięgnięcia po pomoc fachowca i to nie jest dobre.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez impresja7 » 18 lut 2013, o 19:37

Liczyłam.
Zachęciłyscie mnie ...idę :mrgreen:
ale jak wrócę wredniejsza ,bo zawiedziona to będzie Wasza wina! O!

Aaaaaa i nad czym mam pracować ? nad wrednością? Ale ja juz taka jestem
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 18 lut 2013, o 19:42

Nad empatią, Impresjo, nad empatią. :mrgreen:
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez impresja7 » 18 lut 2013, o 20:20

od empatii też jest terapia ???????????????/
Jesuuuuuuuuuuuuuuu :mrgreen:
no dobra
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Bianka » 18 lut 2013, o 20:36

Sansevieria napisał(a):Nad empatią, Impresjo, nad empatią. :mrgreen:


:gites: :ok:
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Honest » 18 lut 2013, o 20:43

lili napisał(a): Nie pamietam, kiedy ktos mnie poruszyl tym co mowil, nie pamietam, kiedy rozmawialam z ciekawa osoba o ciekawych rzeczach i tak zeby ta rozmowa mnie wciagnela a zarazem zeby byla bezinteresowna. Dlatego w duzej mierze moje relacje ze znajomymi sie urwaly, bo w pewnym momencie zauwazylam, ze jak rozmawiamy to glownie "a co u twoich rodzicow" "a jak z twoim rodzenstwem" "a co u Twojego kota". W sensie, nie byla to rozmowa tylko wymiana informacji. Mozna chyba powiedziec, ze od kilku lat nie udalo mi sie zbudowac wartosciowej i glebokiej relacji.



Lili, witam Cię

bije z Ciebie dużo spokoju i ciepła, pamiętam Twoje wcześniejsze wpisy.

Mam taka jedną sugestię, a może pytanie. Czy nie sadzisz, że może czasem bywasz bardzo wymagająca wobec ludzi? Może za bardzo?

Pozdrawiam i trzymam jutro kciuki za Twoja rozmowę! Powodzenia :D
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez lili » 18 lut 2013, o 23:18

Honest napisał(a):Mam taka jedną sugestię, a może pytanie. Czy nie sadzisz, że może czasem bywasz bardzo wymagająca wobec ludzi? Może za bardzo?


@Honest: Generalnie jestem otwarta na ludzi, wydaje mi się, że dość tolerancyjna na różne typy i upodobania. To o czym pisałam odnosiło się raczej do pewnego klasycznego modelu przyjaźni w moim życiu. Miałam przyjaciółki w szkole podstawowej, potem w liceum, potem na studiach. Takie best friend typu siostra lub substytut chłopaka, z którą dzielisz się swoimi największymi tajemnicami, której przywozisz prezenty z wakacji czy dla której wychodzisz w środku najfajniejszej imprezy bo właśnie złapała gumę i trzeba ją odholować. Za każdym razem w którymś momencie nagle okazywało się, że dla tej przyjaciółki ktoś całkiem inny jest tą przyjaciółką, którą holuje w środku nocy, natomiast ja schodziłam na daleki plan. Po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że w moim życiu było dużo ludzi wokół mnie na przykład kiedy mogłam załatwić komuś pracę, bo akurat zatrudniałam. Albo kiedy ktoś potrzebował pożyczyć pieniądze. Albo potrzebował przenieść się do mnie na dwa tygodnie na czas remontu w swoim mieszkaniu. Albo potrzebował mojego samochodu, żeby go gdzieś zawieźć. Wtedy osoby, których nie widziałam na oczy od roku potrafiły nagle zadzwonić i "cześć kochana, co u Ciebie, całus całus bla bla bla". Natomiast dziwnym trafem (a może wcale nie dziwnym tylko ja jestem tak koszmarnie naiwna?) w dwóch podbramkowych sytuacjach, jakie zdarzyły mi się dotychczas w życiu, oraz w tej, w której znajduję się obecnie (jest to jednak całkiem inny rodzaj podbramkowości niż wcześniej, niemniej niefajny) moi przyjaciele (???) nie mieli czasu w ogóle zauważyć, że coś jest nie tak, tak byli pochłonięci swoim życiem.
Żeby nie było, że to zeschizowana frustratka pisze, to to jest taki mega chłodny osąd na podstawie ostatnich 15 lat. Tak naprawdę, jak patrzę sama na to co napisałam, chce mi się ryczeć i wyć i zastanawiam się, czy to ja mam zbyt wysokie oczekiwania wobec ludzi i zbyt serio podchodzę do życia czy może miałam pecha? (jak można mieć pecha do ludzi nieustannie przez 15 lat???).
Tak jak mówię, takich powierzchownych znajomości typu koleżanka z pracy czy znajoma ze szkoły mam sporo. Nie są to jednak osoby, z którymi łączy mnie wiele (zainteresowania, system wartości) a takie, które gdzieś tam po drodze poznałam i podtrzymuję te znajomości.
Więc nie wiem koniec końców czy ostro oceniam ludzi, być może rozczarowanie nimi spowodowało że ostrzej niż kiedyś... pewnie tak. Z całą pewnością stałam się baaaaardzo zamknięta na bliższe relacje.


Sansevieria napisał(a):To bardzo smutny stan, Lili... bo przecież rodzice wedle naturalnej kolei rzeczy odejdą, Ty zostaniesz.

Zrobiłam coś, co rzadko robię na forum - zajrzałam do Twoich archiwalnych postów. Tak troche na "chybił trafił". zauważyłam, że najwyraźniej Twoim "sposobem na doła" zmuszenie się do jakiejś aktywności". Jak sama pisalaś 3,5 roku temu " Nie ma to jak zająć się sprawami, któe w dużej ilości zwalają się na nas. To pomaga" . Jest to oczywiscie znany i wcale niezły sposób na dołki codzienne a czasem też i na większe, sport też wiadomo, uwalnia endorfiny itd. Ale jeśli odczuwasz lęk, o jakim pisałysmy, to tego się metodami '"dodam sobie aktywności" nie pozbędziesz. Po prostu. Wybór należy do Ciebie.
Jak piszesz, że znasz dwie czy trzy osoby, które sie radykalnie zmieniły i dalej, że brak zmiany byłby dla tych osób katastrofą to opisujesz właśnie to, co nader często doprowadza ludzi do gabinetu terapeuty - uświadomienie sobie bądź znalezienie sie w sytuacji takiej, że bez zmiany radykalnej czy na głębokim poziomie dalej się nie da. Dojście do jakiejś ściany. Każdy ma tu "własną ścianę" , Ty jeszcze do niej nie dotarłaś i może nigdy nie dojdziesz. Motywacja do poprawy jakosci własnego życia musi być bardzo silna, musi zniknąć to " końcu jakoś leci, raz lepiej raz gorzej" .

Ciekawa jest Twoja prośba o "nie kłócenie się" w Twoim wątku. Znaczy to to jest całkiem zrozumiala prośba, bo kłótnia rozwala wątek. Dokładniej to zwróciłam uwagę na część drugą tej prośby czyli że "nie chcialabym być przyczyną kłótni". Wiesz, jeśli dwie osoby chcą sie pokłócić to naprawdę dla nich każdy pretekst dobry, Twoja osoba nic by tu (ewentualnie) nie miała do rzeczy. :)


@Sans: Czy to jest strasznie niedojrzałe, że w wieku lat 31 nadal czuję się związana z Rodzicami i stanowią Oni ważną część mojego życia, a nawet, że odczuwam lęki egzystencjalne na myśl o tym, że przyjdzie ten dzień w którym odejdą a ja zostanę sama i jakoś sobie będę musiała radzić? Nie wiem, może to dziwne albo nawet chore, jestem jedynaczką, zawsze była między nami silna interakcja choć nie zawsze bliska.

Staram się karcić mojego wewnętrznego krytyka, kiedy Ty i biscuit i Księżycowa piszecie o potrzebie terapii a ja mam w środku kompletny opór na samą myśl i paraliż... Zawsze z lekką drwiną podchodziłam do tematu terapii, ponieważ kojarzyło mi się to z Ally McBeal, która, takie mam wrażenie, przyniosła do Polski lat '90tych modę z Ameryki na terapię i terapeutów i na kozetki i wszyscy nagle zaczęli czuć się przymuszeni do tego, żeby uważać, że każdy ma jakiś problem i swojego terapeutę i wizyty na kozetce i że to jest coś tak normalnego jak regularne wizyty u dentysty czy przegląd auta :) Może wychodzi ze mnie prowincjonalna gęś ale trudno mi zaakceptować, że moje rozczarowania ludźmi i frustracja i zaniżone poczucie własnej wartości spowodowane bezczynnością zawodową biorą się z relacji z Rodzicami i że na pewno gdzieś jest jakiś obcy człowiek, który odpowiednią terapią uleczy moją duszę. Nie neguję, że może tak jest. Może to ja generalizuję, bo się nie znam, bo zawsze wydawało mi się, że na terapię trafiają ludzie z rozbitych rodzin, po rozwodach, gwałtach, próbach samobójczych albo co najmniej narkotykach.

Przepraszam, jeśli źle odczytałam wymianę zdań między Tobą a impresją, to nie chodzi o to, że przeszkadzają mi ewentualne offtopy w moim wątku (to przecież przestrzeń publiczna:) ) ale (i tu znowu po raz kolejny dzisiaj przeproszę) źle znoszę sytuację, gdy staję się pretekstem do wymiany negatywnych emocji między ludźmi. To pewnie kolejna diagnoza, która ma jakieś swoje źródła w przeszłości, że nie lubię konfrontacji ...
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez biscuit » 18 lut 2013, o 23:53

lili
żeby było jasne
ja Cię w żadnym razie na terapię nie namawiam
bez motywacji własnej
odsiadywanie sesji nie ma większego sensu

ja tylko zaprotestowałam przeciwko głoszeniu poglądów
że terapia nie działa
bo jest to sprzeczne z wynikami badań - to raz
i jest to portal o profilu psychologicznym - to dwa
więc jeśli ktoś wrzuca tu taka bombę merytoryczną
to zwyczajnie oponuje
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez impresja7 » 19 lut 2013, o 00:03

Lili w życiu człowieka są różne etapy.
Przechodzisz teraz całkiem naturalny etap przefiltrowania swoich przyjaciół ,znajomych ,ludzi ,którzy cię otaczają i to sie dzieje mniej więcej w tym wieku w którym jesteś.
To bardzo naturalne ,ponieważ jako człowiek rozwijasz się ,zmieniasz i podążasz w jakimś swoim kierunku.
I Twój rozwój nie musi się komponować z rozwojem Twoich znajomych .oni albo dotrzymają ci kroku ,albo pójdą w swoich kierunkach .W każdym razie Ty jesteś dalej od nich i to jest naturalne , nie ma sensu się za nimi oglądać.
Ty sie rozwijasz w empatii,w uważności a oni w konsumpcji i łatwym życiu. Być może zawsze tacy byli ,ale dopóki Ty miałaś mozliwośc i ochotę dawać siebie innym to ci to za bardzo nie przeszkadzało ,ale jak sytuacja sie odwróciła to ujrzałaś fakt ,że przyjaciele są tylko znajomymi,że wyznają trochę inne wartości niż Ty. Doświadczyłaś tego i zauważyłaś to.Więc teraz jest bardzo naturalny i prosty dla Ciebie czas zmiany przyjaciół. Z tymi samymi ludźmi nie jest całe życie po drodze. czasem ktos odpada,czasem ktos dochodzi,zwykle jedna,dwie osoby pozostają.
Nie przejmuj sie tym,to bardzo normalne ,życiowe i naturalne. Zawiodłaś sie na znajomych,których pochopnie mianowałaś przyjaciółmi ,ale po dogłębnej analizie pozostanie przy Tobie ten komu jest po drodze z Tobą. Przyszedł czas na szukanie przyjaciół gdzie indziej i według innych kryteriów. Nie tylko dawania z siebie.
jasne ,że zawód na człowieku jest bolesny,ale pozwala nam na aktywne życie ,wyzwala nas ze schematów i otępiałego dreptania w życiu tymi samymi drogami. Twój zawód na ludziach to dobra wiadomość, żyjesz twórczo wewnętrznie i masz pewne wartości ,które zderzyły sie z rzeczywistością,a ona wymaga korekty.
Nie rozpaczaj po ludziach ,którzy nie dotrzymali Ci kroku. To oni zostali w tyle. Czas na nowych ludzi ,których dobierzesz według kryteriów ,jakie mogły w Tobie sie ujawnić.
Ostatnio edytowano 19 lut 2013, o 00:10 przez impresja7, łącznie edytowano 1 raz
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez Sansevieria » 19 lut 2013, o 00:09

A czy ja, Lili, napisałam choć słowo na temat ewentualnej Twojej niedojrzalosci ? Ja napisałam, ze smutne jest dla mnie to, że 31 letnia kobieta pisze iż "tym co powstrzymuje mnie przed zrobieniem jakiejs glupoty to Rodzice, za ktorych czuje sie odpowiedzialna. ". Bo to jest dla mnie smutna sytuacja, po prostu. Nie wnikając w przyczyny takiego stanu ducha. Nie sugerowalam też, że lęki egzystencjalne związane z przewidywanym odejściem rodziców są dziwne czy chore. Bo wcale tak nie uważam. Natomiast z jakiegoś powodu i "niedojrzałość" i "dziwne, chore" pojawiły się w tym co Ty napisalaś jako odpowiedź na moje "smutne to"...

Każdy ma jakiś problem to jest prosty fakt. Nie moda. Zwylke niejeden. Pytanie brzmi czy dana osoba jest w stanie swój problem rozwiązać samodzielnie bądź z pomocą otoczenia/rodziny czy nie jest i jedzie w dół najpierw powoli, a potem zwykle coraz szybciej.

Zaniżone poczucie własnej wartości zwykle ma korzenie w domu rodzinnym. No tak po prostu jest, bo ono się kształtuje od zarania. Oczywiście iluś tam osobom może zjechać później wskutek jakichś traumatycznych zdarzeń na przykład kobiecie po gwałcie czy komuś kto ciężko zachorował albo coś na takim naprawdę solidny poziomie urazowego przeżył, ale jeśli takich zdarzeń nie było, to cóż, mozna długo kombinować a i tak na rodzicach zwykle się konczy.
Bez złudzeń - żadnego człowieka co terapią uleczy to nie ma, Ty sama (ewentualnie) z pomocą takiego człowieka będziesz się leczyła. To nie tak jak z dentystą że otwierasz buzie, on robi swoje i jest super i wspaniale zdrowa jama ustna i ząbki wszystkie wyleczone. Terapia to jest głównie praca własna tyle że z czyjąś fachową pomocą i wsparciem.
Na terapię trafiaja różni ludzie, w tym ofiarry mało widocznej z zewnątrz i silnie zwykle zaprzeczanej przemocy psychicznej w rodzinie. Albo ludzie - ofiary nadopiekuńczych matek.

I na koniec - za co przepraszasz? Za to ze zauważyłaś że zaczyna iskrzyć? Przecież zaczęło. Tyle że nie rozwineło się. A to ze źle znosisz jak stajesz się pretekstem do czyjejś kłótni to jest coś chyba bardzo męczącego dla Ciebie - bo dwoje obcych ludzi postanawia sie wziać za łby z jakichś całkiem własnych powodów, Ty do tego nic nie masz ale istniejesz i... i właściwie równie dobrze mogła byś sobie czytać cudze słowne przepychanki z pozycji obserwatora, bawiąc się wspaniale, bo przeciez nie o Ciebie chodzi i tyś całkiem niewinna oraz Ciebie nikt nie atakuje.

Tak też mi przemknęło przez myśl jak Honest napisała o tych wymaganiach względem ludzi- że może skoro Tobie zawsze stawiano wysokie bardzo wymagania, potem Ty sama je sobie stawiałaś i stawiasz to przenosisz to też na ludzi... oczekujesz od nich wszystkiego na maksa jak od siebie, a to bywa frustrujace bardzo, dla obu stron takiego układu.

A pod ostatnim postem Impresji to sie mogę spokojnie podpisać, bo słusznie prawi. I choć ja osobiście, biorąc pod uwagę to, co o sobie pisałaś wcześniej intuicyjnie czuję, że pewnych spraw sama nie dasz rady, to pokornie oświadczam, że to jest tylko moja intuicja, a to jest zdecydowanie zbyt mało żeby się pchać z "dobrymi radami" czy wymądrzać. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez lili » 19 lut 2013, o 00:33

Sansevieria napisał(a):A czy ja, Lili, napisałam choć słowo na temat ewentualnej Twojej niedojrzalosci ? Ja napisałam, ze smutne jest dla mnie to, że 31 letnia kobieta pisze iż "tym co powstrzymuje mnie przed zrobieniem jakiejs glupoty to Rodzice, za ktorych czuje sie odpowiedzialna. ". Bo to jest dla mnie smutna sytuacja, po prostu. Nie wnikając w przyczyny takiego stanu ducha. Nie sugerowalam też, że lęki egzystencjalne związane z przewidywanym odejściem rodziców są dziwne czy chore. Bo wcale tak nie uważam. Natomiast z jakiegoś powodu i "niedojrzałość" i "dziwne, chore" pojawiły się w tym co Ty napisalaś jako odpowiedź na moje "smutne to"...


No smutne chyba. Dlatego jest mi smutno ostatnio.

Sansevieria napisał(a):Tak też mi przemknęło przez myśl jak Honest napisała o tych wymaganiach względem ludzi- że może skoro Tobie zawsze stawiano wysokie bardzo wymagania, potem Ty sama je sobie stawiałaś i stawiasz to przenosisz to też na ludzi... oczekujesz od nich wszystkiego na maksa jak od siebie, a to bywa frustrujace bardzo, dla obu stron takiego układu.


Jest tak. Ja ogólnie jestem trochę staroświecka i tak mam, że jak się np. do czegoś zobowiążę, czy to jest zrobienie zakupów czy pomalowanie mieszkania, to swoje sprawy zawalę ale stanę na rzęsach i zrobię to, co obiecałam, no bo obiecałam i przecież ktoś na mnie polega i liczy. No bo jak, miałabym kogoś traktować "trochę poważnie"? Albo "poważnie co drugi raz"? Ja wiem, że to jest cholernie upierdliwe i pewnie sama sobie robię gęste sito na ludzi, jeśli mam takie kryteria. Nawet kiedyś myślałam, obserwując znajomych, którzy mają tysiąc znajomych ale z każdym z nich tak się "ślizgają po powierzchni" i w zasadzie to zawsze mają z kim (np. pogadać) ale niekoniecznie zawsze o czym, że może i ja tak spróbuję. Ale słabo mi szło, nie było to wiarygodne i szybko się zniechęciłam. I intuicyjnie wróciłam do mojego poszukiwania znajomości głębokich ale rzadko spotykanych i trudnych w utrzymaniu. I tak trwam do dzisiaj.
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez lili » 19 lut 2013, o 00:43

impresja7 napisał(a):Nie przejmuj sie tym,to bardzo normalne ,życiowe i naturalne. Zawiodłaś sie na znajomych,których pochopnie mianowałaś przyjaciółmi ,ale po dogłębnej analizie pozostanie przy Tobie ten komu jest po drodze z Tobą. Przyszedł czas na szukanie przyjaciół gdzie indziej i według innych kryteriów.


Och to straszne, wcale nie czuję, żeby to było życiowe i naturalne. Przecież już trochę chodzę po tym świecie, nie pierwszy raz mam to uczucie, że budzę się z ręką w nocniku a wszyscy wokoło już to przeszli i są sto kilometrów przede mną, dojrzalsi i bardziej wyluzowani i budują świadomie swoje życie, a tylko ja rozpamiętuję i przeżywam coś, co powinnam olać ciepłym moczem bo przecież heloł to właśnie dorosłe życie...

:evil: :evil: :evil:
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: bilans trzydziestolatki

Postprzez impresja7 » 19 lut 2013, o 11:22

To chcesz być taka jak inni?
Konsumpcyjna
Niewrażliwa lub tylko wrażliwa jak inni na wykorzystanie drugiego człowieka?
Płytka.
Zaliczająca powierzchowne wrażenia?
Obojętna.
Rozkrzyczana ,gadatliwa o niczym?
Trudniej jest zyć refleksyjnie ,tak piszą,ale to nie prawda.
Możesz być refleksyjna ,uważna co nie pozbawia Cię radosnego bycia .
Uważasz ,że Ci znajomi co się według Ciebie niczym nie przejmują,bo im w tym momencie dobrze są dalej od Ciebie?
A może jednak oni sie czymś przejmują? Może tęż mają jakieś lęki,które na razie zaspokojone codziennymi potrzebami są tłumione i wyjdą jak u Ciebie w potrzebie?
A może skoro Ty im pomagałaś wiele razy to może nie potrafisz poprosić o pomoc?
Może boisz się przyznać ,ze teraz Ty jesteś w kropce?
Może dajesz sygnały ,że wszystko jest ok ,że nie ma sprawy ,że juz,juz sobie poradzisz ,to oni znając Ciebie nie wychylają się bo im do głowy nie przychodzi w jakim jesteś stanie i czego oczekujesz?
Jak dzisiejsza rozmowa?
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 107 gości