Zmagania w czasie terapii...

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Sansevieria » 15 maja 2012, o 11:21

Może też być tak, że coś w aktualnym życiu dzieje się "nie tak", następuje skojarzenie (nie zwasze uchwytne czy świadome) z czymś z przeszłości i w efekcie na to, co "tu i teraz" reagujesz w sposób silniejszy, jakbyś do emocji bieżących niechcący dołączała emocje przeszłe. Oddzielenie nie zawsze jest rozumowo wykonalne. Aanlizowanie wszystkiego jest męczące nad wyraz, ale zarazem bywa bardzo twórcze. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Maui » 17 maja 2012, o 12:21

Hmmm......ciężko mi odnaleźć jakieś negatywne rzeczy w obecnym życiu. Trochę przyjaciel mnie denerwował przez dłuższy czas, ale porozmawiałam z nim, wypłakałam się i jest lepiej. Mój współlokator też mnie denerwuje, gdyż mój pokój jest pokojem przechodnim (niestety) z aneksem kuchennym i on ciągle tu przyłazi. Nie chcę mu „zabraniać” korzystania z aneksu, a z drugiej strony czuję totalny brak prywatności. Mam opór, żeby z nim pogadać, bo niestety ma tendencje do złośliwych uwag „nie zachowuj się jak baba”, „po co w ogóle o tym rozmawiać? To takie pieprzenie”, (kiedy zamilknę) „nareszcie nie muszę słyszeć tego irytującego tembru głosu”, „jak można być tak głupim i nie pamiętać o kupieniu masła?” itd. Kłóciłam się z nim kiedyś o to, niby mnie przepraszał, ale zawsze potem było to samo. Myśli, że to są żarty, albo spławia to stwierdzeniem „wiesz przecież, że jestem gruboskórnym chamem”. Teraz siedzę zamknięta w sobie i marzę, aż skończy się rok akademicki i się przeprowadzę. No ale właśnie....wszystko zaczęło mnie denerwować. Po smutku, lęku (wczoraj znów przespałam cały dzień), dziś przyszedł czas na złość. Rzeczy, które do tej pory mnie trochę irytowały, teraz urosły do rangi wielkiej zbrodni i mam ochotę wyjechać stąd w samotności na jakieś 2 tygodnie i odpocząć. Wydaje mi się, że kiedyś byłam mimo wszystko bardziej asertywna, a teraz patrzę i się wkurzam. Założyłam sobie zeszycik i piszę w nim wszystkie myśli, które mam. Trochę to pomaga. Śnią mi się różne rzeczy – po 2 miesiącach, dopiero wczoraj przyśnił mi się mój były-psychopata. To był straszny sen, nie chcę żeby to już wracało. Śniło mi się też stowarzyszenie, z którego odeszłam. Taki przegląd wspomnień. Niemiłych. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałam taką huśtawkę w głowie. Wierzę jednak, że to wychodzi ze mnie bagno i że jak trochę poszaleje to sobie pójdzie...
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez ludolfina » 18 maja 2012, o 08:55

Maui napisał(a):„nie zachowuj się jak baba”, „po co w ogóle o tym rozmawiać? To takie pieprzenie”, (kiedy zamilknę) „nareszcie nie muszę słyszeć tego irytującego tembru głosu”, „jak można być tak głupim i nie pamiętać o kupieniu masła?” itd.


wrrrrrrr
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Sansevieria » 18 maja 2012, o 09:28

Ciężko Ci odnaleźć negatywne rzeczy w obecnym życiu...Maui, samo to, co zacytowała Ludolfina, opatrujac to łągodnym "wrrr...." obstoi za negatyw solidny. Jak dodać jeszcze dyskomfort związany z proszeniem o zaliczenia to są już dwie rzeczy niespecjalnie pozywywne. Nie tragedie, ale do pozytywow raczej je trudno zaliczyć. A każda z nich może uruchamiać Ci reagowanie z przeszłości.
"nie zachwouj sie jak baba" - "A co, chłop jestem, wacek mi wyrósł, cycki odpadły i nie zauważyłam???"
Moim skromnym zdaniem to nie tyle byłaś asertywna ile wycofana na pozycje obronne... a facet z tego co opisujesz wymaga op...na czym świat stoi takim jezykiem, żeby pojął. Skoro sie sam określa jako "gruboskórny cham" to może warto wyciagnać z tego wniosek, że rozumie tylko w "swoim" chamskim języku?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Gunia76 » 22 cze 2012, o 09:28

Hej
Przeczytałam Twoje zmagania z psychoterapią.Widzę że to bardzo ciężka praca nad sobą i swoimi uczuciami. Wczoraj ja byłam na pierwszym spotkaniu z terapeutą zajmującym się terapią DDA.I zarówno po tym spotkaniu, jak i po przeczytaniu Twoich postów WIEM że chcę tego. Chcę poczuć ten ból wylewanych pomyj z mojego wnętrza.Chcę odkryć jakich uczuć zabraniano mi okazywać z dzieciństwie, chcę się nauczyć ich okazywać teraz.Już na pierwszym spotkaniu poczułam się nareszcie ważna, dostrzeżona ze swoimi nic nieznaczącymi problemami.Ktoś posłuchał co mówię i nie próbował oceniać czy zabraniać mi mówić.To było niesamowite przeżycie.Czy jestem na tyle silna,żeby posprzątać te brudy jak już odmiękną i wypłyną na powierzchnię?? Nie wiem, mam nadzieję,że tak.........
Gunia76
 

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Maui » 28 cze 2012, o 18:40

Gunia, cieszę się, że masz w sobie tyle determinacji i siły, żeby przejść przez terapię i że chcesz tego. Pewnie nie jeden raz będzie trudno, ale wierzę tym wszystkim ludziom, którzy mówią/piszą, że na końcu będzie czekał na nas spokój... Trzymam za Ciebie kciuki :)

Ja sobie jakoś ledwo zipię i staram się jakoś zamknąć rok akademicki. Jakby było mało złego, miałam wypadek i uszkodziłam sobie rogówkę w oku, więc zaliczenie sesji w czerwcu jest niemożliwe, a ja - widząc tylko na jedno oko - straszliwie się nudzę całymi dniami, bo muszę oszczędzać oczy. Na część egzaminów po prostu nie przyszłam i trochę się boję, czy wykładowcy pozwolą mi przyjść na termin poprawkowy. Zobaczymy. Teraz chcę mieć czas odpoczynku. W lipcu będę mieć przez 2 tygodnie wolną chatę i planuję ten czas poświęcić dla siebie. Spędzać całe dnie na dbaniu o siebie, sporcie, zdrowym odżywianiu, czytaniu ulubionych książek. Chcę ten czas spędzić sama ze sobą. Mam nadzieję, że nie zdziczeję, bo moi znajomi powyjeżdżali (za dużo ich też nie mam), ale chciałabym jakoś oswoić się ze sobą i zadbać o te partie siebie (przynajmniej jeżeli chodzi o ciało), które zaniedbywałam. Mam nadzieję, że nie skończy się to spaniem do 12 i marazmem. Tak czy inaczej - jakoś tak myśl o tym poprawia mi humor :)

Poza tym odzyskałam kontakt z dawną przyjaciółką - mimo, że ją w zasadzie olałam, kiedy miałam dość ludzi, to ona nadal chce mieć ze mną kontakt. W weekend mamy się zobaczyć. Cieszę się, że mnie zrozumiała. Sama jakiś czas temu przeszła przez depresję, więc tym bardziej cieszę się, że nie odwróciła się ode mnie.

Jakoś to się musi poukładać. Moje nastawienie do tego wszystkiego jest zależne od humoru. Kiedy mam gorszy czas to wszystko wydaje mi się beznadziejne, nie wierzę, że ułożę sobie życie, itd. A kiedy jest lepszy, to nadzieja we mnie jest. Szkoda, że to takie skrajności :( Ale próbuję uchwycić jak najczęściej te "dobre" chwile. Uczę się podchodzić do tych złych jako do takich, właśnie - przejściowych. Choć to jest trudne :(

Nie czuję jeszcze, że posuwam się do przodu, ale przynajmniej mam wrażenie, że emocjonalnie opanowałam spadek na dół. To zawsze coś :) Pozdrawiam Was serdecznie.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Gunia76 » 2 lip 2012, o 07:46

Hej
No łatwo nie jest na tej terapii :|
Już na drugiej popłakałam trochę, chociaż chciałam bardzo, ale nie potrafiła. Tłumiłam w sobie, ale za to jak wsiadłam do auta to jeszcze z 15 minut wyłam. A wieczorem ponad godzinę.
Zaczęłam pisać coś na kształt pamiętnika. Opisuję sobie co czuję, i dlaczego. Pomaga, bo na co dzień nie mam z kim gadać o swoich odczuciach, albo po prostu się krępuję.
Gunia76
 

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez GoodForTheStorm » 21 gru 2012, o 15:03

Hej, ja też zaczęłam chodzić na terapię. Ten rok był dla mnie bardzo ciężki, ale dzięki niektórym wydarzeniom dowiedziałam się, że potrzebuję pomocy i zaczęłam jej szukać. Zaczęłam od psychoterapii, czytam poradniki, pracuję nad sobą. Jestem dopiero na początku drogi ale myślę, że warto. Zawsze myślałam tylko o innych ludziach,jak im dogodzić, co zrobić, żeby byli ze mnie zadowoleni, uzależniałam się od nich i ich zdania, od mężczyzn, miłości innych do mnie bo sama siebie nie kocham. Bardzo chcę się nauczyć, ale nie wiem jak to zrobić. Nie wiem co jest dobre a co złe, mam wrażenie, że tkwię w chaosie, chociaż zaczęłam nad sobą żmudną pracę. Rzuciłam chłopaka, który wysysał ze mnie energię i któremu przez lata dawałam się wykorzystywać, wyprowadziłam się od toksycznych rodziców, staram się odzyskac mój własny wewnętrzny głos i rozpoznawać rzeczy porzyteczne od tych, które mi nie służą. Na terapii narazie opowiadam o moim dzieciństwie i teraźniejszym życiu, które wciąż jest pasmem problemów.Chciałabym, żeby moje zdrowienie odbywało się szybciej, chcę usłyszeć od kogoś radę, jak postępować, co robić. Czuję się strasznie zagubiona w tym wszystkim a jednocześnie mam w sobie dużo nadziei...
Avatar użytkownika
GoodForTheStorm
 
Posty: 4
Dołączył(a): 19 gru 2012, o 13:40

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Gunia76 » 3 sty 2013, o 09:37

Ja chodzę od wakacji na indywidualną terapię DDA
Widzę zmiany u siebie :) Nieraz już sama się zadziwiłam... Pierwsza zmiana przyszła niespodziewanie... pogodziłam się ze śmiercią mojej mamy. Po napisaniu do niej listu terapeutycznego coś we mnie pękło. Pojechałam na cmentarz i pierwszy raz płakałam przy jej grobie. Nawet podczas jej pogrzebu tego nie robiłam...
Co jeszcze??
Jestem bardziej opanowana, mniej wydzieram się na dzieci, zaczęłam okazywać uczucia, okazało się że umiem płakać :shock: Ostatnio popłakałam się bo zrobiło mi się przykro... i pierwszy raz się tego nie wstydziłam :)
GoodForTheStorm daj sobie czas. Prowadzisz dzienniczek uczuć??? Ja sama zaczęłam prowadzić, bardzo mi pomógł nawiązać kontakt ze sobą. Ale bardziej pomaga mi pisanie pamiętnika uczuć i spisywanie tego co omawiamy na terapii. Albo tego co chciałabym omówić na kolejnej. Przed zajęciami czytam sobie kilka stron do tyłu i wyłapuję co powinnam przegadać.Spróbuj :)
Gunia76
 

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Maui » 22 sty 2013, o 19:42

Ufff... jak długo mnie tu nie było...


Wracam ponownie. Czy coś się zmieniło? Chyba tak. Hmm.. z terapii, którą opisywałam wcześniej musiałam zrezygnować, bo terapeutka zaszła w ciążę. Ale w trakcie mojej nieobecności, żeby nie tracić czasu ukończyłam terapię poznawczo-behawioralną. Czy mi to coś dało? Hm, zobaczyłam jak reaguję na moje lęki. Że pojawia się w mojej głowie jakieś zdanie/obraz/itd., które nie daje mi spokoju jak jakaś obsesja, dopada mnie straszliwy lęk, ja robiłam zazwyczaj awanturę osobie, na punkcie której miałam tą obsesję, ale jakoś po jakimś czasie ona sama mijała i właściwie zapominałam o tym. Niestety potem pojawiało się coś następnego i pojawia się do dzisiaj. Te okresy tych „jazd” są straszliwe. Ja jestem nie do zniesienia – ciągle się czepiam, awanturuję, „pluję” złością i odczuwam STRASZLIWĄ chęć rozmawiania o tym z kimkolwiek. Ale potem jak wywalę z siebie to wszystko któryś raz z rzędu to jakoś to mija... Skoro moja samoocena się nie zmienia wtedy – zmienia się tylko nastrój i nastawienie to stwierdziłam, że to chyba po prostu wyładowywanie emocji. No więc zapisałam się na taniec towarzyski, próbuję też coś ćwiczyć w domu, ale niestety znów nastroje depresyjne mnie przykuwają do łóżka. Jak jestem sama w domu i sobie tak leżę i mnie roznosi to zaczynam głośno śpiewać – żeby się rozładować. Często to pomaga – zależy jak bardzo źle się akurat czuję. Przez pewien czas podjadałam leki na depresję mojego faceta. Było trochę lepiej, ale nie wiem czy to od nich czy nie, bo gdy je odstawiłam to stan się utrzymywał. Zresztą nie brałam ich długo, bo tylko kilka dni. Przerwałam, bo to niezbyt mądre brać coś bez konsultacji z lekarzem.

Poza tym w sytuacji sercowej mi się wszystko unormowało. Niestety obecnemu partnerowi totalnie nie potrafię zaufać, ale nie walczę z tym na siłę, tylko przyjęłam ten fakt i wierzę, że w miarę mojego wychodzenia z tego wszystkiego jakoś przestanę być taka „dzika”. Od 2 tygodni zaczęłam terapię w poradni ds. przeciwdziałania przemocy, mam bardzo silną motywację, żeby tym razem nie nawalić (nie zrezygnować, itd.). Limit spotkań jest tutaj 2 lata – mam nadzieję, że coś się uda trwałego przez ten czas zrobić.

Niestety rzuciłam swoje studia we wrześniu – nie miałam na to siły. Przytłaczała mnie atmosfera tych ludzi, ten kierunek okazał się dla mnie w ogóle nie interesujący, a przez problemy emocjonalne miałam kłopot z zaliczeniem jednego przedmiotu. Więc zrobiłam sobie przerwę – od października wracam, ale na coś innego. Czy ta przerwa mi dobrze robi? I tak, i nie. Niestety siedzenie całymi dniami i spanie do 12 nie jest czymś co specjalnie mi pomaga, ale kiedy już się zbiorę to robię jednak rzeczy, na które nie miałam wcześniej czasu – dużo czytam, uczę się języków, itd. Choć niestety dominują dni, w których nie mam ochoty się budzić i tylko śpię, śpię i śpię. Szukam pracy, ale jakoś mi to nie idzie – chyba nie chcę pracować, choć wiem, że muszę (pieniążki powoli się kończą). Nie chcę, bo na myśl o tym czuję jakiś dziwny lęk i opanowuje mnie ogromne lenistwo.

Zrozumiałam też kiedy kłamię. Dzieje się to w dwóch sytuacjach: kiedy boję się konsekwencji swoich moim zdaniem złych uczynków (nawet w paradoksalnych sytuacjach, kiedy np. koledze stłukłam jego kubek przez przypadek to skłamałam dlaczego to się stało, bo bałam się jego reakcji) albo kiedy chcę na siebie zwrócić uwagę (takie dziecięce „przytul mnie natychmiast”) – zazwyczaj udaję wtedy biedną/chorą/skrzywdzoną, itd. Potem mam straszliwe wyrzuty sumienia, bo wiem jakie to jest ohydnie nieetyczne. Ale próbuję na to patrzeć jak na jakiś mój mechanizm obronny (?), nie wiem, coś w tym stylu. No i super, wiem co i skąd, ale co z tym robić. Hm, chyba do tej pory jeszcze nie nauczyłam się z niczym sobie jakoś na trwałe radzić, choć wiedzy skąd co jest przybywa. I niestety przytłacza :(

Ale walczę dalej :)

Pozdrawiam Was serdecznie,

M.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Sansevieria » 5 lut 2013, o 16:38

Bardzo dobre wieści, Maui. Radują mnie. Z jedną uwagą co do rzucenia studiów. Czy aby na pewno "niestety" je rzuciłaś ? Skoro kierunek okazał sie zupełnie nie interesujacy to chyba raczej "na szczęście", bo szkoda życia na studiowanie czegoś nieodpowiedniego. :) Kciuki trzymam nieustająco.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Maui » 18 lut 2013, o 14:02

Dla mnie okazały się nieinteresujące, ale tak naprawdę w ciągu ostatniego roku-półtorej praktycznie nic mnie nie interesowało (i tak niestety jest do dzisiaj). Rzuciłam je - generalnie nie żałuję, czuję ulgę, ale z drugiej strony muszę konfrontować się z ludźmi, którzy uważają, że zrobiłam głupotę. Część mojej rodziny przestała się do mnie odzywać, bo ich zawiodłam, część truje mi tyłek do dzisiaj jakie to było nieodpowiedzialne i co teraz ze mną będzie. A ja się wściekam i mówię ludziom naokoło (wprost albo i nie), żeby się ode mnie odczepili.

Martwi mnie w tym wszystkim tylko jedno - właśnie ten strasznie długi stan depresyjny/marazm, itd. Półtorej roku on już trwa i nie widzę większej poprawy. W trakcie tego czasu skończyłam jedną terapię, zaczęłam drugą i nic. Jeden z moich współlokatorów (wiedząc o moich problemach) ciągle komentuje moje "lenistwo" i generalnie nie odzywamy się do siebie, bo nie potrafi zrozumieć, że to nie jest do końca zależne od mojej woli (np. spanie, gdzie często nagle tak mi się zechce spać, że zasypiam tam gdzie siedzę i budzę się po 4 h - nie mam tak raczej kiedy jestem z kimś, albo kiedy mam bardzo aktywny dzień spędzony poza domem). No więc napięcie w domu mnie dobija, no i jakoś ciągnę do przodu, generalnie coś tam próbuję więcej robić, ale w zakresie marazmu/radości życia/braku poczucia ciągłego napięcia to nic się nie zmieniło od tak długiego czasu i to mnie martwi. Robię jakieś rzeczy, potem je rzucam - czyli tak jak wcześniej, ale chciałabym żeby wróciła do mnie moja dawna energia życiowa, brak czepialstwa wobec innych i umiejętność efektywnego funkcjonowania w samotności. Rozmawiam o tym na terapii, ale prawda jest taka, że tyle jest tematów do przegadania, że nie starcza czasu na wszystko.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Sansevieria » 18 lut 2013, o 14:57

Maui, a ten długotrwały stan depresyjny to moze skonsultować jednak z psychiatrą?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Maui » 18 lut 2013, o 15:32

Myślałam o tym, ale chyba sądziłam, że jeśli będę o tym mówiła terapeutom to sami mi wskażą, żebym się nad tym zastanowiła. A kiedy zapytałam się na poprzedniej terapii, czy nie powinnam skonsultować się z psychiatrą, to mi powiedział terapeuta, że jak będzie potrzeba to mnie tam przekierują. Z jednej strony nie chcę zaburzać przeżywania emocji, jeśli muszą już wyjść na wierzch, a z drugiej widzę, że większość działań poprawy funkcjonowania działa na krótką metę. Najgorzej jest rano - po południu dostaję "kopa" i wtedy nadrabiam wiele rzeczy. No i gorzej jest jak jestem sama - gdy jest weekend i mój facet siedzi w domu, to wtedy poza porannym "dołem" połączonym z czepialstwem to szybko mi przechodzi i odzyskuję - na te 2 dni - równowagę. Zaczęłam codziennie rano biegać, pić dużo kakao (i w ogóle produktów z magnezem) - może to coś jeszcze da. Po prostu nie wiem czy to huśtawka nastrojów, efekt terapii, wyłażenie przeszłości na wierzch i powinnam temu pozwolić jeszcze płynąć własnym torem, czy to już jakaś depresja i trzeba to leczyć.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Re: Zmagania w czasie terapii...

Postprzez Sansevieria » 18 lut 2013, o 18:18

To czasem trudno rozeznać... może faktycznie zadbanie o magnez czy ogólnie dietę i endorfiny w zwiazku z aktywnoscią fizyczną cos zmienią. No i wiosna , wiecej światła, cieplej bedzie... Jak czytam to bardzo swiadomie na siebie patrzysz, to ważne i dobre :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Poprzednia strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 128 gości