lili napisał(a): Nie mam sily zwlec sie z lozka, codzienne postanowienie o wyjsciu na basem czy silownie konczy sie niczym. Ostatnio dalam sie wyciagnac na spotkanie ze znajomymi ze studiow i na wspolne ogladanie filmow. Ogladalam te filmy, ogladalam znajomych i wszystko to jak przez folie. Ani mnie to nie cieszylo ani nie nudzilo ani nawet nie denerwowalo. Wszystko mi jedno.
Jedyne na co czekam, to jakies (daj Boze) rozmowy o prace, a z rzeczy wiekszych tym co powstrzymuje mnie przed zrobieniem jakiejs glupoty to Rodzice, za ktorych czuje sie odpowiedzialna.
To bardzo smutny stan, Lili... bo przecież rodzice wedle naturalnej kolei rzeczy odejdą, Ty zostaniesz.
Zrobiłam coś, co rzadko robię na forum - zajrzałam do Twoich archiwalnych postów. Tak troche na "chybił trafił". zauważyłam, że najwyraźniej Twoim "sposobem na doła" zmuszenie się do jakiejś aktywności". Jak sama pisalaś 3,5 roku temu
" Nie ma to jak zająć się sprawami, któe w dużej ilości zwalają się na nas. To pomaga" . Jest to oczywiscie znany i wcale niezły sposób na dołki codzienne a czasem też i na większe, sport też wiadomo, uwalnia endorfiny itd. Ale jeśli odczuwasz lęk, o jakim pisałysmy, to tego się metodami '"dodam sobie aktywności" nie pozbędziesz. Po prostu. Wybór należy do Ciebie.
Jak piszesz, że znasz dwie czy trzy osoby, które sie radykalnie zmieniły i dalej, że brak zmiany byłby dla tych osób katastrofą to opisujesz właśnie to, co nader często doprowadza ludzi do gabinetu terapeuty - uświadomienie sobie bądź znalezienie sie w sytuacji takiej, że bez zmiany radykalnej czy na głębokim poziomie dalej się nie da. Dojście do jakiejś ściany. Każdy ma tu "własną ścianę" , Ty jeszcze do niej nie dotarłaś i może nigdy nie dojdziesz. Motywacja do poprawy jakosci własnego życia musi być bardzo silna, musi zniknąć to " końcu jakoś leci, raz lepiej raz gorzej" .
Ciekawa jest Twoja prośba o "nie kłócenie się" w Twoim wątku. Znaczy to to jest całkiem zrozumiala prośba, bo kłótnia rozwala wątek. Dokładniej to zwróciłam uwagę na część drugą tej prośby czyli że "nie chcialabym być przyczyną kłótni". Wiesz, jeśli dwie osoby chcą sie pokłócić to naprawdę dla nich każdy pretekst dobry, Twoja osoba nic by tu (ewentualnie) nie miała do rzeczy.
Impresjo, nigdy by mi na myśl nie przyszło, żeby twierdzić, ze przy pomocy teraeuty i pracując w terapii ekstrawertyk może się stać introwertykiem (bądź odwrotnie)czy coś w tym stylu, bo dla mnie oczywistym jest, że pewne cechy szeroko rozumianego charakteru są niespecjalnie zmienne. Ale też i nie nad takimi zmianami sie w terapii pracuje. Co dla mnie też jest oczywiste.
Z tym, że terapeuta współcześnie pełni
niekiedy rolę dawniej należącą do rodziny i przyjaciół to sie zgodzę. Ale jak ktoś ma "wydolną" rodzine i przyjaciół to się na forum czy w gabinecie terapeuty z problemami raczej nie pojawia, bo po co miałby to robić? "Na kozetce" to lądują w dużej części ci, którch rodziny i/lub przyjaciele z różnych powodów nie pełnią swojej roli w sposób odpowiedni. Czy w związku z tym, ze terapeuta przejmuje rolę niewydolnej rodziny/przyjaciół należy uznać, że jest niepotrzebny ?
A są też zdarzenia, które zwyczajnie rodzinę i przyjaciół "przerastają". Gdzie dla udzielenia skutecznej pomocy potrzebna jest wiedza raczej mało dostępna tzw. zwykłym ludziom. Są sytuacje, kiedy same dobre chęci osób bliskich nie wystarczą oraz sytuacje, kiedy bliscy bardzo chcąc pomóc - szkodzą nieświadomie.
Co do tego czy i jakie zmiany wskutek terapii nastąpiły w mojej skromnej osobie to Impresjo - brak Ci możliwości porównania ( na tym forum zaczęłam pisać już będąc PO terapii), zatem Twoja pewnosć nie jest oparta na niczym prócz ogólnego przekonania że "terapia nie przynosi zmian innych niz powierzchowne" oraz możliwe że na obserwacji innych osób czy to na forum czy w realu. Mnie nie masz jak porównać z dawną Sansevierią.