caterpillar napisał(a):.....ale z waszych wypowiedzi czytam ,ze jednak rozsadek powinien brac gore nad uczuciem ,czy relacja
a moim zdaniem, jeśli ten rozsądek bierze górę, to znaczy że albo uczucia słabe albo relacja wątła...
nie pożyczyłbym tyle i w taki sposób, żeby potem tego gorzko żałować i wylądować pod mostem, ale najbliższym mi osobom pożyczyłbym sumę, która nie byłaby dla mnie jakąś naprawdę dużą stratą, nawet jeśli widoki na zwrot byłyby nie do końca pewne...
w zeszłym roku pożyczyłem tysiąc złotych zaprzyjaźnionej osobie, wiedząc że dla niej to bardzo ważna sprawa a dla mnie spora suma, ale aktualnie bez tych pieniędzy nie utonę i sobie poradzę... zważywszy na Jej sytuację powiedziałem, że może mi oddać za trzy miesiące, albo za trzy lata a jak nie odda to też się świat nie zawali - wiedziałem, że stawiając w taki sposób sprawę naprawdę Jej pomogę, nie wrzucając Jej jednocześnie na plecy jeszcze jednego ciężaru oprócz tych, które wiedziałem już, że na sobie dźwiga... niespodziewanie, w samą Wigilię, zeszłego roku, zmarła a mnie pozostało między innymi to wspomnienie, że chociaż trochę Jej ulżyłem, pozostał mi brak naszych wieczornych rozmów i Jej obecności, gdzieś tam, pod drugiej stronie telefonicznej linii, gdzie zawsze i właściwie o każdej porze dnia i nocy można było zadzwonić...
pozostał mi też Jej kot, którego wyratowałem z mrozu i poniewierki, przez miesiąc jeżdżąc i oswajając aż wreszcie udało mi się złapać i zabrać do siebie do domu a teraz kolejny etap: żeby się nowa kocica z moją zasiedziałą dogadały...
ta mojej zmarłej zaprzyjaźnionej znajomej jest słodka, i taka grzeczna, i wdzięczna najwyraźniej, czasami patrzy na mnie po prostu z miłością w oczach... i to widać, wierzcie mi!
przypomina mi się też jak kiedyś kiedy byłem sam w finansowych tarapatach (ale jedzenie i dach nad głową zapewniała mi moja nieżyjąca już Babcia) pożyczyłem pewnemu chłopakowi niewielką sumę, ale stanowiącą prawie wszystkie pieniądze jakie wówczas posiadałem, bo opowiedział mi o swoim życiu, kłopotach, nieciekawej przeszłości i potrzebie pojechania do rodziny po pomoc... obiecał, że zwróci - nie oddał ani wówczas, ani nigdy już potem, ale zostawił mi małą, drewnianą figurkę, którą sam wyrzeźbił kiedy siedział w przeszłości w więzieniu i ta figurka stoi sobie gdzieś na moim regale z książkami i czasem mi go przypomina... to nie był nikt dla mnie bliski - raczej ktoś ledwo poznany... i nie mam do niego żalu, że wówczas tak to wypadło, jak również nie żałuję tamtej pożyczki...
przypomina mi się także, że sam nie zwróciłem kiedyś niedużego długu osobie, która w zaufaniu, nie znając mnie w ogóle, pożyczyła - tak się potoczyły sprawy, że najpierw zaniedbałem a potem nie mogłem jej już odnaleźć - mam nadzieję, że również mi wybaczyła i że nie podkopało to w niej zaufania do ludzi...
cóż czasem tak bywa, jak opisałem wyżej - samo życie i ludzkie sprawy... czy kierować się w tym wszystkim sercem czy rozumem, to już każdy sam musi sobie wybrać - ja osobiście uważam, że nigdy nie zaszkodzi we własne serce zajrzeć...
(nie wyłączając tak zupełnie rozumu, rzecz jasna!
)
p.s.
może to było w większości trochę nie na temat, ale jakoś tak mi melancholijnie na duszy dzisiaj, więc sobie powspominałem...
aha, i jeszcze dziwnie tak jakoś mi się wydaje, że chyba nigdzie nikt nic o walentynkach... - to ja się pochwalę, że fajny prezent dostałem (oj też trzeba było wydać na niego kochane pieniążki...
) i jeszcze mam obiecaną drugą część prezentu - jutro, no! a Wy możecie mi pozazdrościć, skąpiradła jedne!
pa pa, całusów sto dwa!