Niska samoocena a małżeństwo

Problemy z partnerami.

Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez kranka » 11 lut 2013, o 13:36

Witam,
jestem tu po raz pierwszy. Już od dłuższego czasu wydaje mi się, że potrzebuję pomocy...
Wydaje mi się, że moim głównym problemem życiowym jest niska samoocena. Od razu zaznaczę, że nie było tak kiedyś. Zawsze byłam przebojową osobą i do tej pory jestem tak postrzegana. Mam 30 lat, od prawie 4 jestem w małżeństwie. Wspólnie z moim mężem mamy 10 miesięcznego Franciszka.
W zasadzie nie wiem od czego zacząć, bo jest tego tyle... Z góry przepraszam za mało poukładaną relację...
Mój mąż bardzo mnie kocha, ja jego również. Nasze dziecko było długo oczekiwanym, po serii leczeń i w zasadzie kiedy już lekarze nie dawali nadziei na potomstwo - udało się. Zmienił całkowicie nasze życie i zdarza nam się narzekać, że nie tak sobie to wyobrażaliśmy, choć naszego Frania kochamy nad życie. Byc może to moja wina, bo stale mam ze wszystkim problem. Uważam, że jestem kiepską matką, spędzam mało czasu z dzieckiem, nie potrafię mu wymyslić ciekawego posiłku itd. Moi znajomi postrzegają mnie jako dbającą (nie przesadnie) matkę, kochającą, potrafiącą wymyślać fajne zabawy dziecku, łączącą dobrze pracę z zyciem prywatnym kobietę. Gotuje moja mama, która zajmuje się Franiem na co dzień podczas mojej obecności w pracy. Nie mieszkamy z rodzicami. Winię się głównie w weekendy za to, że nie jestem kreatywna, że nie mam pomysłu na to co ugotować dziecku, co dać mu na II śniadanie czy podwieczorek... Stale mam wyrzuty sumienia.
Mam dobrą, dobrze płatną pracę, na poważanym stanowisku. Do wszystkiego dochodziłam sama, a mimo to uważam, że miałam chyba szczęście, że nie zasłuzyła, że pewnie byliby lepsi na moim stanowisku, że mogłabym znać język angielski... Moi współpracownicy oraz zwierzchnik lubią mnie, uwazają, że robię wiele i że to potrafię. Ja mimo wszystko tak nie uważam. Moje stanowisko jest kadencyjne więc już teraz wyobrażam się na bezrobociu, bez pieniędzy, bez możliwosci zawodowych, biedną, a mimo to robię swoje i chyba robię to dość dobrze.
Jesteśmy z mężem w sumie 10 lat. Niestety ostatnio dość duzo się kłócimy, bo stale zarzucam mu, że mnie pewnie nie kocha, że mu się nie podobam, że za mało słyszę słów uznania z jego strony, za rzadko mówi mi komplementy... Sporo mi pomaga, pierze, myje okna, sprząta, a mimo to często się czepiam, że robi to źle lub powinien inaczej. Zrobiłam sie okropną perfekcjonistką, chyba rekompemsuje sobie moje niepowodzenia lub poczucie tego, że nie jestem doskonała chęcią zaprowadzenia doskonałego porządku. Wszystko organizuję, planuję (nawet na rok do przodu; już mam zaplanowany w kalendarzu termin szczepienia dziecka na 2 latka) a później denerwuję się niesamowicie, gdy nie mogę zrealizować czegoś z listy, albo muszę to przesunąć. Wizyt niezapowiedzianych tez nie lubię. W zasadzie żadnych wizyt nie lubię. Najlepiej żeby ktoś kto chce mnie odwiedzić zamówił się z tydzień lub dwa wcześniej, bo wtedy posprzątam, zdążę przygotować jakiś poczęstunek. Zatem nic co spontaniczne nie może się zdarzyć. Nie muszę wspominać, że sporym wysiłkiem jest prowadzenie wszystkiego na błysk przy małym dziecku...
Wszystko co ugotuję mi nie smakuje. Mąz chwali potrawy, ale mu nie wierzę. Niezaleznie kto pochwali to co zrobiłam, myslę, że mówi mi to po to by nie było mi smutno, bo tak czy tak to co przygotowałam to okropieństwo.
Uważam się za głupszą od męża mimo, że jestesmy specjalistami w zupełnie różnych dziedzinach i nie sposób nawet ich porównać.
Prowadzimy życie na dobrym poziomie, nie musimy sobie odmawiać wielu rzeczy, a mimo to stale narzekam, że to moja wina, że kupilismy mieszkanie na kredyt, a nie stac nas było na dom czy też nie wyjeżdżamy na zagraniczne wakacje... Tak naprawdę uwielbiam wakacje w Polsce. Jestem pełna sprzeczności.
Planuję wszystko. Mój synek nosi rozmiar 80 a ja już mam garderobę do 92 bo boję się, że gdyby przyszło stracić pracę to nie damy radę mu kupić wszystkiego.
Na wakacje w tym roku, na mazury mam juz listę rzeczy, które trzeba wziąć wraz z listą spożywczych rzeczy... Paranoja.
Do tego wszystkiego teściowa... to ona chyba najbardziej wpłynęła na moje postrzeganie własnej osoby. jeszcze 10 lat temu byłam enegriczną dziewczyną, która studiowała i w głowie miała mnóstwo planów. Pracowałam w sklepie by zarobić na studia i wtedy wszystko się zaczęło. Miałam wytykane, że studiuję zaocznie, bo mnie nie stać, że pracuję w sklepie - a co yo za praca, że pochodzę z biednej rodziny. Ówczesna mama mojego chłopaka sugerowała, że związałam się z nim bo liczę na jakieś pieniądze (mąz pochodzi ze średniozamożnej rodziny). Często byłam krytykowana za to co mówię czy robię. Zupełnie nie odpowiadałam mojej teściowej pod każdym względem. Kiedy doszło do ślubu, w zasadzie kilka dni przed teściowa nie wytrzymała i pwoeidziała, że nie chce mieć takiej synowej, że "oskubię" męża, że chcę jej dom zabrać. twierdziła, że ja podtruwam (zamieszkalismy na 2 miesiące z teściową przed slubem bo się przeprowadziliśmy, a ona potrzebowała pomocy bo była po operacji).
To co po slubie robiła moja teściowa nawet nie będę pisać, bo włos się na głowie jeży...
Chyba stłumiła we mnie przez te wszystkie lata poczucie własnej wartości, moją pewność siebie dając do zrozumienia, że nie jestem warta mojego męża. Mąż wszędzie za mną pójdzie. Mieszkamy razem i jestesmy szczęsliwi, ale przyznam szczerze, że po tym wszystkim co się zdarzyło teściowa mnie śledziła, oskarżała o zdradę, strasznie oczerniła wśród swojej rodziny) fakt odwiedzin teściów lub u teściów jest dla mnie swoistą traumą. od razu wszystko mi się przypomina, a po wizycie mam przepłakaną noc - wmawiam sobie, że jestem do niczego. dzieje się tak od momentu kłótni - prawie 4 lata śrdenio raz w tygodniu...
jest to strasznie uciązliwe dla męża i zdaję sobie z tego sprawę, ale nie umiem nad tym panować.
Dziękuję wszystkich cierpliwych za przeczytanie tego. proszę o wypowiedzi - rady, może ktoś ma podobną sytuację, jak sobie z tym radzić?
kranka
 
Posty: 36
Dołączył(a): 11 lut 2013, o 12:58

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez woman » 11 lut 2013, o 13:57

Kranka, jakbyś opisała mnie i moje poniekąd życie.
Ja mam dwójkę dzieci i trochę starszych, większy staż małżeński, ale poza tym identycznie, włączając relacje z teściową na początku małżeństwa.
Z poczuciem bycia gorszą zmagam się od kilku lat, wylazło nagle i nie chce się odczepić.
Wszystko muszę mieć idealnie, w domu, pracy, w wyglądzie, garderobie.
Dbam o siebie 100%, włosy, makijaż, ciuchy uszykowane z góry na cały tydzień, starannie przygotowane zestawy, (i tak za każdym razem zastanawiam się, czy nie za bardzo elegancko, albo casualowo, a może za chudo, ewentualnie za grubo).
Obiady według norm ,żywieniowych, a każde wyjście do restauracji (pomijając niedziele) okupuję wyrzutami sumienia.
Ciągle mam myśli, że za mało się staram, że nie dość rozmawiam z dziećmi, że jestem mniej zaradna od męża, (zarabia dużo więcej).
Niezapowiedziana wizyta gości to trauma, a nawet jak jest zapowiedziana to cały czas myśli, że może im coś niE smakuje, albo się w domu nie podoba....KOSZMAR
Mąż mój jest przekochany, cały czas zapewnia że jestem świetną żoną i matką, że jest szczęściarzem itd..
Znajomi podziwiają, uważają mnie wręcz za chodzący ideał, mężczyźni dają dowody że się podobam, a mnie każdy komplement wystarcza na pół godziny, po czym poczucie gorszości wraca :( Na domiar złego przeplata się ono z poczuciem wyższości :/ Jakby nie mogło się to jakoś uśrednić !
Chodzę na terapię, od roku, a kilka tyg temu zmieniłam terapeutę.
Wydaje mi się, że coś drgnęło ku lepszemu.
Zaczęłam się otwierać bardziej na ludzi, zapraszam ich częściej o domu, nie chowam się tak w swej idealnej skorupie. Nawet wychodzę po bułki prawie bez makijażu :) Staram się być otwarta na zmiany, to trudne ale zmiany przecież są częścią życia. W pracy też staram się odpuszczać i nie napinać na zrobienie czegoś tylko i wyłącznie IDEALNIE.
Ściskam Cię mocno i życzę pokochania siebie zarówno Tobie jak i sobie.
:kwiatek:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez kranka » 11 lut 2013, o 14:07

Kochana woman,
istotnie - chyba jesteśmy duchowymi bliźniaczkami... piszesz - "ciuchy uszykowane z góry na cały tydzień, starannie przygotowane zestawy..." - to właśnie ja :-)
Mam też notoryczne wyrzuty sumienia dotyczące jedzenia - musi być zdrowo i jak nie wychodzi to obwiniam się o to.
Widzisz, zazdroszczę, że mąż Cię przynajmniej docenia, bo mój jak już się przypomnę, że dawno nic nie słyszałam pozytywnego, albo kiedy mówię, że sobie nie radzę - wtedy reaguje. Na co dzień nie mogę liczyć na wylewność męża, ale czego oczekiwac od kogoś, komu mama nigdy nie mówiła, że go kocha...
Kiedy słysze komplement z góry zakładam, ze cos się musi za tym kryć. Od razu "gaszę" osobę, która mnie chwali czy podziwia.
Czyli terapia? Powinnam iśc do pscyhologa tak? W sumie od dłuższego czasu noszę się z tą myślą, bo widzę, że sama sobie nie poradzę. Tylko wiesz, ja chyba myślę stereotypowo. Tzn może nie całkiem, bo psycholog mnie nie przeraża, tylko na myśl, że moja teściowa mogłaby się o tym przypadkowo dowiedzieć i zrobić ze mnie psychicznie chorą, ciarki mi po ciele przechodzą. Poza tym strasznie się przejmuję co inni o mnie pomyślą i boję się, że ktoś może mnie zobaczyć... Wiem, że to głupie... Ty chodzisz prywatnie czy jakimś cudem na NFZ? Jak zacząć cały ten proces? Jak poznac, że specjalista do którego się zgłoszę jest godny uwagi? No i najwazniejsze - jak nie mieć wyrzutów sumienia, że pieniądze zamiast na dziecko czy przyjemności wkładam w siebie, bo jestem tak bardzo niedoskonała...

Zapomniałam jeszcze coś dodać - mam nowotwór - nie wiem czy złosliwy czy nie, bo biopsji nie mozna zrobić... Dotyczy spraw endokrynologicznych, przez co moja endo sugeruje, że póki go nie wytniemy moje hormony prowadzą mnie w stronę depresji... Tyle, że na operację czekam od kilku miesięcy i nic. raz po raz ląduję w szpitalu, bo tragicznie się czuję, wychodzę i znów mam dalej żyć... Wydaje mi się jednak, że nie same hromony tu decydują o takim stanie rzeczy. Sama nie wiem..
kranka
 
Posty: 36
Dołączył(a): 11 lut 2013, o 12:58

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez caterpillar » 11 lut 2013, o 15:10

powiem za moim ulubiony powiedzeniem "starala starala ..az sie zesrala"

boze dziewczyny az mi sie ciezko zrobilo jak Was przeczytalam :?

na ile moze starczyc energii aby tak ciagnac?

przeciez wy w wieku 55lat to udaru dostaniecie :?

wspolczuje Wam takiej sytuacji .

Kranka
mysle ,ze dobrze,ze napisalas o swoim problemie, przyznam ,ze jesli dalej tak bedzie to sredno widze twoje malzenstwo (bo ja bym w takim niewytrzymala)
wyglada na to ,ze masz fajnego meza ale nie wiem ile on pociagnie w takiej relacji ,skoro wszystko co robi nie jest idealne .

pomysl tez o dziecku , jest na dobrej drodze ,zeby skonczyc z depresja lub wpakowac sie w doroslym zyciu w problemy ,bo nigdy nie bedzie idealnym dzieckiem w twoich oczach-no do tego to prowadzi.

wiem ,ze tesciowa potrafi zrobic pieklo na ziemi
ale teraz macie swoja rodzine i powinniscie zyci po swojemu.

Co do zywienia malego
wiesz
ja swojemu dziecku dawalam co chcialo oczywiscie z rozsadkiem , roznorodnosc ale w zdrowej formie.
nie patrz na ksiazki ,kolorowe gazety ,daj mu to co sam wybierze (byle zdrowe i nie sztuczne)

naucz go dokonywania wyboru
pokaz mu na sniadanie 2 rzeczy i niech sam zadecyduje .

Nie wiem co Ci wiecej napisac oprocz tego ,ze powinnas sie zatrzymac i przewartosciowac swoje zycie , bo krzywdzisz nie tylko siebie ale i swoich bliskich.

wierze ,ze sie uda :kwiatek:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez caterpillar » 11 lut 2013, o 15:13

Zapomniałam jeszcze coś dodać - mam nowotwór - nie wiem czy złosliwy czy nie, bo biopsji nie mozna zrobić... Dotyczy spraw endokrynologicznych, przez co moja endo sugeruje, że póki go nie wytniemy moje hormony prowadzą mnie w stronę depresji... Tyle, że na operację czekam od kilku miesięcy i nic. raz po raz ląduję w szpitalu, bo tragicznie się czuję, wychodzę i znów mam dalej żyć... Wydaje mi się jednak, że nie same hromony tu decydują o takim stanie rzeczy. Sama nie wiem..


dopiero to przeczytalam ..przykro mi

odnosze wrazenie ,ze malo myslisz o sobie albo nawet wcale...

i jeszcze... mysle ,ze ta okropna diagnoza wbrew pozorom moze wplynac pozytywnie na Twoje zycie

(ja jestem dobrej mysli)

:kwiatek:
Ostatnio edytowano 11 lut 2013, o 15:15 przez caterpillar, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez kranka » 11 lut 2013, o 15:15

caterpillar twoja wypowiedź jest dość mocna, ale potrzebna :-) rzeczywiście coś muszę z tym zrobić... musze tylko znaleźć w tej mojej dziurze lub okolicach odpowiedniego psychologa
kranka
 
Posty: 36
Dołączył(a): 11 lut 2013, o 12:58

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez caterpillar » 11 lut 2013, o 15:17

zdecydowanie

kranka , powinnas zaczac zyc tu i teraz

wierze ,ze sie da!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez kranka » 11 lut 2013, o 15:18

caterpillar napisał(a):
Zapomniałam jeszcze coś dodać - mam nowotwór - nie wiem czy złosliwy czy nie, bo biopsji nie mozna zrobić... Dotyczy spraw endokrynologicznych, przez co moja endo sugeruje, że póki go nie wytniemy moje hormony prowadzą mnie w stronę depresji... Tyle, że na operację czekam od kilku miesięcy i nic. raz po raz ląduję w szpitalu, bo tragicznie się czuję, wychodzę i znów mam dalej żyć... Wydaje mi się jednak, że nie same hromony tu decydują o takim stanie rzeczy. Sama nie wiem..


dopiero to przeczytalam ..przykro mi

odnosze wrazenie ,ze malo myslisz o sobie albo nawet wcale...

co do nowotworu - mam nadzieję, że będzie ok, że w końcu będzie operacja, choć czasem sobie myślę, że spartolenie operacji przez lekarzy byłoby dobra okazją do zakończenia zycia... sama przynajmniej nie mam odwagi na zakończenie jego
co do myslenia o sobie - wstyd się przyznac, ale czasem najprostsze rzeczy typu depilacja sa odkładane, bo przeciez nigdy na to nie mam czasu... masakra

mam nadzieję, że coś się zmieni
kranka
 
Posty: 36
Dołączył(a): 11 lut 2013, o 12:58

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez caterpillar » 11 lut 2013, o 15:46

spartolenie operacji przez lekarzy byłoby dobra okazją do zakończenia zycia... sama przynajmniej nie mam odwagi na zakończenie jego



czyli powodem takiej decyzji jest:

fatalna tesciowa ?
niewiara , w to ,ze jest sie dobrym? (mimo iz wszyscy cie chwala)

ustawienie sobie poprzeczki na wyskokosc drapacza chmur? gdzie tylko supermen dal by rade

uwazasz ,ze te powody przemawiaja za tym aby skonczyc swoje zycie ?

zostawic dziecko ,ktore potzebuje ciebie najbardziej na swiecie?

zostawic meza ,ktory Cie kocha ?

moim zdaniem te powody nie sa tego warte

sprobuj najpierw cos zmienic .
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez kranka » 11 lut 2013, o 15:59

własnie zaczęłam :-) mam nadzieję, że to nie słomiany zapał...
przed chwilą umówiłam się tel. z endo, że zrobię wyniki hormonów, by mogła najpierw okreslić czy moje samopoczucie to głównie hormony; jesli uzna, że poziom jest na tyle ok, ze moje fatalne samopoczucie psychiczne nie powinno aż tak zależeć od niego - pójde do psychologa. Jesli hormony - próbujemy po raz kolejny przyspieszyć operację, ewentualnie tymczasowo jakieś leki wyrównujące hormony, choć w moim przypadku to niełatwe.
W sumie tak czy tak się na tę operację nastawiłam. 28 lutego mam rezonans, zaraz po nim dzwonię do mojego chirurga z Warszawy i po raz kolejny bedę go namawiać by przyspieszył operację. W końcu jestem jedyną jego pacjentką z taką nieciekawą przypadłością jak nadczynność przytarczyc w wieku 30 lat - wszystkie inne sa po 50-tce. To co? musi ratowac młode ciało :-)
caterpillar - dziękuję - i nie znikaj, bo potrzebny mi ktoś kto mi c\asem kopa w d... da :-)
kranka
 
Posty: 36
Dołączył(a): 11 lut 2013, o 12:58

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez woman » 11 lut 2013, o 16:13

caterpillar napisał(a):powiem za moim ulubiony powiedzeniem "starala starala ..az sie zesrala"

boze dziewczyny az mi sie ciezko zrobilo jak Was przeczytalam :?

na ile moze starczyc energii aby tak ciagnac?

przeciez wy w wieku 55lat to udaru dostaniecie :?

wspolczuje Wam takiej sytuacji .


Cat, mnie takie słowa na prawdę nie pomagają. Przecież zarówno ja jak i Kranka zdajemy sobie sprawę, że to nie jest normalne. Tutaj nie wystarczy kopnąć w dupę i stwierdzić, że ktoś przesadza.
Trzeba dotrzeć do przyczyn takiego perfekcjonizmu a potem sukcesywnie krok po kroczku przestawiać trybiki w głowie kierując myślenie na właściwe tory.
Potrzeba kontroli bierze się ze strachu, z lęku który wypełnia człowieka. Perfekcjonizm wypływa wlaśnie z potrzeby kontroli. To jest okropnie męczące, tym bardziej że ja pamiętam jeszcze czasy kiedy potrafiłam mimo bałaganu w kuchni i sterty prasowania leżeć sobie na kanapie z książką w ręku. Teraz raczej nie do pomyślenia.

Moje sukcesy terapii są takie:
- brak wyrzutów sumienia z powodu dbania o siebie i poświęcania sobie czasu, pieniędzy ( a jeśli nawet są to malutkie)
- mniejszy strach przed obnażeniem (swoich rzekomych i nie niedoskonałości)
- zdecydowanie mniejsza potrzeba tłumaczenia się wszystkim naokoło
- burzenie muru doskonałości i mitu który zbudowałam wokół siebie
- zdecydowanie lepsze przyjmowanie komplementów
- poprawa relacji z mężem
- coraz częściej uczucie spokoju, błogości i szczęścia (oczywiście miesza się to jeszcze z beznadzieją i strachem ale i tak się cieszę z tych małych zwiastunów :)
- większa asertywność, nie okupiona cierpieniem i emocjonalną wielodniową rozkminą :D

Niestety na terapię chodzę prywatnie, wcześniej raz w tyg godzina a teraz co 2 tyg 2 godziny. W sumie wychodzi na jedno (finansowo) ale czasowo wolę drugą opcję, bo godzina to dla mnie za mało, a 2 tyg przerwy na przemyślenia to akurat w sam raz.
Pierwszego terapeutę wyszukałam tak na chybił trafił. Miło wspominam terapię, ale nie czułam dużych postepów (chociaż jakieś tam niewielkie były). Ot serdeczna pogawędka.
Obecnego sprawdziłam w necie, kobieta pisze artykuły, udziela się w radiu, ma rzeszę zadowolonych pacjentów na kilku portalach internetowych. Jest konkretna i rzeczowa, oraz bardziej neutralna emocjonalnie, co powoduje mój większy komfort. Wcześniej nie potrafiłam być do końca szczera, żeby nie zawieść terapeuty i jego wysiłków :))
Teraz mówię jak na spowiedzi i nie obawiam się reakcji.

Ps Kranka, koniecznie zadbaj o swoje zdrowie fizyczne. Brawo, że zaczęłaś działać!!! :buziaki:




-
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez kranka » 11 lut 2013, o 16:20

Moze pomyślę, by w trakcie wszelkich działań związanych z operacją mimo wszystko wpaść do psychologa. Może do momentu poradzenia sobie z hormonami, tak czy tak takie spotkania i rozmowy z psychologiem pozwolą mi przetrwać... Muszę porozmawiać dziś ze swoim mężem o tym. Mam nadzieję, że cos doradzi. Mi póki co kop w dupsko działa, ale moim problemem jest słomiany zapał... Choć masz rację, że my obie sobie zdajemy sprawę, że to wszystko normalne nie jest i że przesadzamy. Tylko jak to zrobić by nie przesadzać skoro to tak mocno w środku głowy siedzi...
Ledwo wchodze do domu po pracy to już się stresuję, że jest burdel w chacie, choc mój mąż twierdzi, że jest dobrze. Stale coś muszą robić...
kranka
 
Posty: 36
Dołączył(a): 11 lut 2013, o 12:58

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez kranka » 11 lut 2013, o 16:21

kurdę, tak czytam i strasznie haotyczna jestem w tym wszystkim...
kranka
 
Posty: 36
Dołączył(a): 11 lut 2013, o 12:58

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez woman » 11 lut 2013, o 16:23

Kranka, zdrowie psychiczne idzie nierozerwalnie w parze z fizycznym. Jak najbardziej pomoc psychologa tylko wspomoże leczenia ciała.
Pozdrawiam ciepło i lecę, bo w chacie rozgardiasz :D
obiecuję, że tylko ogarnę bez wczuwania się w rolę, a potem zrobię sobie pyszną kawkę i poczytam gazetę :)
a co :P

Ps. kranka, a jak myślisz, skąd ta potrzeba poukładania wszystkiego na zewnątrz???
ano własnie między innymi bałagan w głowie, tysiące nieogarniętych myśli, emocji, jednym slowiem CHAOS jak w mordę strzelił :)
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Re: Niska samoocena a małżeństwo

Postprzez kranka » 11 lut 2013, o 16:26

ok, ja się postaram też dziś niewiele zrobić :-)
wiesz, mnie się wydaje, że skoro mamy o sobie złe zdanie, że takie właśnie niepoukładane, do niczego jesteśmy to podświadomie chcemy, by chociaż świat obok nas był taki idealny, moze chcemy ukryć tym mega porządkiem (a w rzeczywistości dla innych nienormalnym porządkiem) nasz psychiczny bałagan?
Nie wiem - to taka moja teoria
kranka
 
Posty: 36
Dołączył(a): 11 lut 2013, o 12:58

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 286 gości