W oczekiwaniu na słońce...

Problemy związane z depresją.

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez smerfetka0 » 6 lut 2013, o 10:53

Wiesz wydaje mi się ze popelniasz ten sam błąd co ja kilka lat temu na poczatku mojego terazniejszego zwiazku. Niby widzisz wady ale tlumaczysz je sobie od razu tym jak on kiedys mial ciezko i ze ma prawo do bycia takim czy takim przez swoje przezycia. Ja tez sobie tlumaczylam rozne wybryki przez to jakich mial rodzicow i jakie mial zycie, a prawda jest taka ze owszem, trzeba brac to pod uwage, ale ty za jego dawne przezycia nie odpowiadasz więc nie masz oobowiazku znosic konsekwencji poprzez jego zachowanie i czyny. Jako dorosly czlowiek powinien oddzielic swoje poprzednie przykre doswiadczenia od aktualnego nowego zycia i postarac się zeby tamto nie mialo na niego wplywu teraz i nie odbijalo się na tobie. Pomiedzy jednym a drugim jest cienka granica i latwo ja przekroczyc.

Nie wiem wszystkiego tak jak mowisz ale czytajac ciebie mialam wrazenie ze czytam poniekad siebie szmat czasu temu i tak mi się skojarzylo.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez smerfetka0 » 6 lut 2013, o 10:59

Innymi slowy - bo po przeczytaniu stwierdzilam ze moze byc to nie jasne co mam na mysli - trzeba brac pod uwage przykre przezycia partnera ktore moga rzutowac na jego zachowanie, ale Ty (czy ja) nie jestesmy temu winne, więc nie możemy poswiecac naszych potrzeb i oczekiwan i wymagan waznych dla nas wobec partnera i zmieniac to wszystko w imię rzeczy z ktorymi nie mamy nic wspolnego.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez sikorka » 6 lut 2013, o 11:29

dobrze wero, to zapytam inaczej - marzylas o takim zwiazku? pytam Cie teraz, na jego poczatku. nie po 20 latach.
to jest dla Ciebie zwiazek ktorm bys sie chetnie przed innymi podzielila? pochwalila?
chcialabys by Twoje dzieci wchodzily w takie zwiazki?
jako mala dziewczynka tak wyobrazalas sobie relacje kobieta-mezczyzna?
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez wera » 6 lut 2013, o 15:42

Smerfetko, wiem o czym mówisz.
Nie tłumaczę go jego przeszłością, bo wiem, że to nie moja wina.
Chciałam mu pokazać, że można inaczej, że we dwoje łatwiej itd. Widocznie za szybko oczekiwałam efektów w postaci jego przestawienia z "dam sobie radę sam" na "mam moją kobietę i razem damy sobie radę". Myślę, że tu jest pies pogrzebany.

Sikorko, tak, to jest związek taki jak chciałam jaki by był. Aktualna sytuacja jest przejściowa. Oboje się kochamy, szanujemy i wzajemnie staramy rozumieć. On mi pozwolił przezywać moją żałobę w taki sposób jak chciałam/potrzebowałam, a ja próbowałam (nieświadomie), coś jemu narzucić. Zdałam sobie sprawę z tego dopiero dziś, gdy przeczytałam pewien artykuł.
Przysypała go lawina problemów po za stratą naszego dziecka. Z czasem wszystko wróci do normy.


Duszą spokojną wstecz się nie oglądam
Za przeszłym dobrem, które już nie wróci
I w swej radości niczego nie żądam
Tylko dziwuję się, że radość smuci...
autor nieznany
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez caterpillar » 6 lut 2013, o 17:29

werka wyprowadzka
(rozumiem ,ze potrzebujesz tego)

to juz cos

a inne moze mniejsze rzeczy?

co bys mogla zrobic dzis lub jutro?

dla siebie

pomysl o tym , nie musisz pisac
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez wera » 6 lut 2013, o 17:48

Cat ta przeprowadzka jest chyba niezbędna bym odzyskała jakąkolwiek równowagę. U mnie w domu nikt nie jest w stanie zrozumieć mojego stanu emocjonalnego. Kryję się ze swoim bólem i cierpieniem.
Mam poroniła 3 ciążę, mając dwoje już prawie dorosłych dzieci. W moim przypadku było to pierwsze dziecko i naprawdę pod ogromnym znakiem zapytania stoi moje macierzyństwo ( i tu już nie chodzi o Cezarego i jego problemy zdrowotne), ale o mnie (proszę nie zadawajcie pytań dlaczego, bo nie chcę wnikać w bolesną dla mnie diagnozę lekarzy). Mam już dość udawania, że się pogodziłam z tą stratą, że jest wszystko dobrze i jedyne co mnie wkurza to to, że rzadko widuję się z Ukochanym. Zamieszkam sama, więc niczego przed nikim nie będę musiała udawać, nikt mi nie będzie robił wymówek z powodu stosu nie pozmywanych naczyń itd. Dlatego tak bardzo teraz żyję nadzieją, że do niej dojdzie jeszcze w tym miesiącu.
A coś mniejszego dla siebie? Szczerze, nie wiem. Na razie mam tylko jeden cel i do niego dążę.
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez Księżycowa » 6 lut 2013, o 18:33

wera napisał(a):Księżycowa, bardzo się cieszę, że twoje życie tak bardzo się zmieniło na lepsze i teraz już tak wszystko doskonale widzisz i wiesz i nie dasz porwać się euforii.
Nie ładuję się wciąż w te same sytuacje i wybacz, ale nie mam problemów ze sobą (niskie poczucie wartości, samoocena itd) dawno mam już za sobą.




Po prawie 4 latach o euforię, to raczej trudno ale nie zmienia to faktu, ze jest dobrze i fajnie. ;)
Nie napisałam nigdzie, że wszystko wiem. Napisałam, że więcej potrafię dla siebie wydrzeć werka. Na prawdę uważasz, że każdy ma sielankę, bez żadnych zgrzytów i kłótni? Zawsze coś się zdarzy. Jakiś problem. Jak długo jesteś z C? Będzie rok? Powiem Ci, ze po 4 czy 5 latach można dostrzec w kimś cos, czego się nie widziało na początku a co zawsze było obecne.

Poza tym niepokoi mnie coś innego. Piszesz, że nie masz żadnych problemów ze sobą, ze JUŻ masz to za sobą. A na skutek czego tak sie stało jeśli mozna wiedzieć? Bo w trakcie terapii nie ma się nie raz nic za sobą albo i po niej zostaje cos z czym tylko człowiek nauczy sie sobie radzić i z tym żyć, wiec mnie ciekawi jak to sie stało, że cudownie masz już wszystkie problemy ze sobą, ZA sobą.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez limonka » 6 lut 2013, o 18:38

Księżycowa napisał(a):Po prawie 4 latach o euforię, to raczej trudno ale nie zmienia to faktu, ze jest dobrze i fajnie. ;)
:mrgreen: :mrgreen: jakos mnie to zdanie rozbawilo z ta euforia a raczej jej brakiem :wink: :wink:
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez limonka » 6 lut 2013, o 18:40

..smerfeta i ksiezycowa ja was "nie poznaje", ale ciesze sie z wami :wink: :wink: :heyka: :heyka:
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez limonka » 6 lut 2013, o 18:44

wera jesli wyprowadzka z domu rodzinnego pomoglaby wzmocnic twoja sytuacje psychiczna to powinnas zrobic (pewnie robisz) wszystko co w twojej mocy aby dac sobie te szanse:)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez Księżycowa » 6 lut 2013, o 18:46

limonka napisał(a):
Księżycowa napisał(a):Po prawie 4 latach o euforię, to raczej trudno ale nie zmienia to faktu, ze jest dobrze i fajnie. ;)
:mrgreen: :mrgreen: jakos mnie to zdanie rozbawilo z ta euforia a raczej jej brakiem :wink: :wink:


:D Ale co? Chcesz mi powiedzieć, że nadal na widok swojego męża masz miękkie kolana, motyki w brzuchu i nie możesz jeść :) Powiedz jak, bo też chce :D
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez wera » 6 lut 2013, o 18:53

Księżycowa, nauczyłam się żyć ze swoją przeszłością, pogodziłam się z pewnymi faktami i teraz jest mi łatwiej. Wybacz, ale dla mnie to nie jest dobry moment na tłumaczenie zmian, które we mnie zaszły.
Musiałam po tamtych wydarzeniach na nowo nauczyć się patrzeć z pewnym optymizmem, ale też i większym racjonalizmem na świat, życie itd. Tylko tyle a może aż tyle? Dla mnie ważne jest to, że nauczyłam się żyć teraźniejszością i przyszłością a nie przeszłością. Przestałam się wielu rzeczy bać a dla mnie to dużo. W jeden z rozmów z Cezarym z jego ust padły słowa "Ogarnij się, bo jak mi się coś stanie to nie poradzisz sobie w życiu", w tym momencie pojawiło się światełko w głowie "jak to sobie nie poradzę, skoro z tylu beznadziejnych sytuacji wyszłam?". Powiedziałam mu wtedy, że może kiedyś i bym sobie nie poradziła, a w tej chwili gdyby odszedł, zostawił mnie, wybrał inne życie. Cóż...bolało by, ale z czasem by przestało i żyłabym dalej sama tak jak przez np w tedy gdy odeszłam od R. Ta zmiana jest chyba dla mnie najważniejsza i najbardziej korzystna, bo umiem żyć bez faceta.
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez Księżycowa » 6 lut 2013, o 19:00

wera napisał(a):Księżycowa, nauczyłam się żyć ze swoją przeszłością, pogodziłam się z pewnymi faktami i teraz jest mi łatwiej. Wybacz, ale dla mnie to nie jest dobry moment na tłumaczenie zmian, które we mnie zaszły.
Musiałam po tamtych wydarzeniach na nowo nauczyć się patrzeć z pewnym optymizmem, ale też i większym racjonalizmem na świat, życie itd. Tylko tyle a może aż tyle? Dla mnie ważne jest to, że nauczyłam się żyć teraźniejszością i przyszłością a nie przeszłością. Przestałam się wielu rzeczy bać a dla mnie to dużo.



Werka, cóż... toż to cud na Ciebie spadł :bezradny:

wera napisał(a): "Ogarnij się, bo jak mi się coś stanie to nie poradzisz sobie w życiu",


A wiesz... mój były mi powiedział ,,Inni będą chcieli Cię tylko bzykać, tylko ja jestem z Tobą z innych powodów"
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez sikorka » 6 lut 2013, o 19:03

wero osoba ktora nie ma problemow ze soba nie pisze, ze 'chce umrzec' :nie:
u zdrowych, poukladanych zyciowo ludzi nie pojawiaja sie mysli samobojcze :(

jesli to jest dla Ciebie zwiazek o jakim marzylas to ja nie mam wiecej pytan. zycze jak nalepiej, dobrze wiesz :kwiatek: ja mam inny obraz wymarzonego malzenstwa. co nie znaczy ze neguje Twoj, po prostu go nie rozumiem.
w sumie nie wiem tylko czemu chcesz zamieszkac sama a nie z c, no ale to juz jakby inne Twoje magiczne myslenie.
Ostatnio edytowano 6 lut 2013, o 19:08 przez sikorka, łącznie edytowano 2 razy
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Re: W oczekiwaniu na słońce...

Postprzez sikorka » 6 lut 2013, o 19:07

wera napisał(a):W jeden z rozmów z Cezarym z jego ust padły słowa "Ogarnij się, bo jak mi się coś stanie to nie poradzisz sobie w życiu"

coraz bardziej mi sie podoba ten Twoj c - tym razem manipulacyjnie obniza Twoja wartosc :roll: przykre.
niedlugo pewnie bedzie Ci wyliczal jego pieniadze ktore wydajesz, no bo to przeciez to on zarobil, bo co Ty tam masz za grosze. co do jednego mial racje - ogarnij sie.
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 432 gości