Rok 2013, jego początek okazał się dla mnie bardzo trudny.
Pierwszych kilka miesięcy mojego związku były naprawdę cudowne i byłam niesamowicie szczęśliwa.
Wiele się zmieniło gdy 5 stycznia trafiłam do szpitala, a dzień później dowiedziałam się, że moje dzieciątko nie żyje. Cóż... była to pierwsza próba dla mojego związku. Cezary staną na wysokości zadania, w szpitalu był niemal przez cały czas. Zaraz potem zaczeły się schody. Ja zaczęłam popadać w coraz większą depresję, on uciekać w pracoholizm.
Dzięki długiemu językowi jego siostry, jego "wspaniała i kochająca żonka" postanowiła wrócić od swojej rodziny i robić piekło, bo ona nie chce rozwodu.
Kłopoty się zaczeły mnożyć, bo pojawiało się coraz to więcej problemów zdrowotnych zwłaszcza u Czarka. Po jego bardzo krótkim pobycie w szpitalu (niecałe dwa dni), kiepskich wynikach i w dodatku nie do końca dobrze przekazanych informacjach przez lekarza (wyjaśniło się dopiero po konsultacjach u innych lekarzy i dokładniejszych wyjaśnieniach), urażonej męskiej dumie" mojego partnera i chwilowym jego załamaniu, osiągnęliśmy chyba punkt kulminacyjny naszych problemów. Nie jasna sytuacja spowodowała, że wszystko zawisło na włosku. Po kilku lekarskich konsultacjach i szczerej do bólu rozmowie między nami okazało się, że nie diabeł taki straszny jak go malują.
Nie, nie wszystko już jest idealnie tak jak to było wcześniej, ale jest lepiej. Zaświeciło dla nas światełko w tunelu. Ostatnie dwa dni polegały na mówieniu wszystkiego, co nas tak bardzo boli i przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Przeszła przez nasz związek burza z piorunami. Jednak po wyrzuceniu wszystkich emocji była konstruktywna rozmowa, ułożenie planu działania i ustalenie priorytetów. Nie jest jeszcze idealnie tak jak być powinno, ale jet lepiej. Oboje mamy jakiś cel, wiemy na czym nam zależy i wiemy jak do tego dążyć.
Może taka zawierucha była nam potrzebna?
Teraz muszę uzbroić się w anielską cierpliwość. Do jego pierwszej sprawy rozwodowej zostało jeszcze 30 dni. Wierzę w to, że będzie dobrze.
Słoneczko dla nas już zaczęło wyglądać za chmur choć na razie dość nieśmiało, mam nadzieję, że niebawem całkowicie dla nas zaświeci, bo wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Najważniejsze przecież w życiu jest kochać i być kochanym. Wierzę w to, że wszystko się poukłada i ta wiara daje mi siłę do dalszego działania.