Pomoc nie swojemu dziecku...

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Abssinth » 1 lut 2013, o 23:15

tylko przypominam, Ksiezycowa - nie masz obowiazku lubic kogos, kogo nie lubisz. Nie jestes odpowiedzialna za nie swoje dziecko.

:)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez caterpillar » 1 lut 2013, o 23:40

ksiezycowa ja tylko chciala Ci pokazac ,ze dziecka i zwierzecia dotycza te same mechanizmy (no podobne)

zarowno dziecko jak i zwierze jest w duzej mierze ksztaltowane przez doroslego czlowieka .




Nie jestes odpowiedzialna za nie swoje dziecko.


Abss zgoda ale to ksiezycowa wyszla z inicjatywa ,z racji tego ,ze jest w bliskich relacjach z dzieckiem .

za potraconego nie mojego psa tez nie musze sie czuc odpowiedzialna i tak tez robi wiekszosc ludzi.

:bezradny:

skoro watek umarl juz smiercia naturalna no to faktycznie po co nam sie spierac

dobrej nocy!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 1 lut 2013, o 23:59

Abssinth napisał(a):tylko przypominam, Ksiezycowa - nie masz obowiazku lubic kogos, kogo nie lubisz. Nie jestes odpowiedzialna za nie swoje dziecko.

:)



Wiem abss :kwiatek:
Nie chce brać odopwiedzialności, tylko pomóc jak będę mogła i o ile będę mogła. Nic na siłę, nei będę się gwałcić. Ale dziecka mi żal, bo na swój sposób też byłam w dzieciństwie sama i wiem co znaczy to co oni z nim robią. To, że mam do niego niechęć nie znaczy, że nie rusza mnie to, że dziecko cierpi tak na prawdę.
Myślę, ze to zdrowe i nie obciążające mnie ;) Nie zamierzam robić nic jak ktoś chce i mówi i jak niby powinnam kosztem siebie jak do tej pory. To też czekam na dobry moment i bezpieczny, bo przecież mam zwierzęta i jestem za nie odpowiedzialna.


ksiezycowa ja tylko chciala Ci pokazac ,ze dziecka i zwierzecia dotycza te same mechanizmy (no podobne)


Jakie ma to tu znaczenie?
Poza tym mechanizmy są podobne w niektórych tylko sytuacjach i to rzadkich.. Ostatnio spoooro wiedzy bardziej profesjonalniej zagłębiłam w psychice psów z czego przecież w pracy korzystam. Także tu za bardzo nie ma co z porównaniami przesadzać ani się nimi sugerować.
Pies jest pies. Dziecko jets dziecko. Ich psychika się różni. Na skutki krzywdy oczywiście każde reaguje i na każdym to coś odciśnie. Jakieś zachowanie. Ale porównanie i postępowanie zbyt śmiałe dziecka do psa może się okazać kłopotliwe a w idiotycznych przypadkach tragiczne.


za potraconego nie mojego psa tez nie musze sie czuc odpowiedzialna i tak tez robi wiekszosc ludzi.



Niestey :( Zwykła pomoc kiedy zwierze jeszcze być może żyje powinna być naturalnym odruchem dla istoty żyjącej.
Bo pewnie człowiekowi poleciałabyś na pomoc ... i każdy inny leci nie myśląc czy to branie odpowiedzialności czy nie, bo nie o to chodzi tutaj i w przypadku zwierząt też nie powinno:bezradny:

Mi sie nie wydaje, żeby wątek umarł.
Apasjonata zadała mi pytanie, więc odpowiedziałam, bo czemu nie? Poza tym pewnie do wątku wrócę jak coś będę działać albo ktoś inny moze chcieć się wypowiedzieć...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Apasjonata » 2 lut 2013, o 12:57

Zadałam Ci to pytanie, bo wg mnie jest bardzo wazne tutaj.
To co zauwazyłam u siebie, jesli kogos nie lubię , to prawda jest taka, ze pomóc mu nie chcę. Ja mogę sie oszukiwać i dokładać do tego rózniaste teorie, bo moje ego nie lubi przyznawać się , ze jest nie naj. Warto jednak dotrzec do tego po co to robię, bo np jesli głównym motorem jest by nie znęcał się nad moimi zwierzetami to rozwiązań będę miała wiele, a nie tylko jedno jedyne - zmienić jego.
Ten sposób jest dla mnie dobry dlatego, ze otwiera mnie na rózne mozliwosci i w efekcie znajduję rozwiazanie w miarę satysfakcjonujace i cos sie jednak poprawia i łatwiej mi się zyje, a o to mi własnie chodzi.
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 2 lut 2013, o 13:22

Ale ja już pisałam, że nie znęca się nad zwierzętami, bo izoluję.
Jedyne co, to kiedyś widziałam (pierwsze dni kici w naszym domu), że chciał, tylko go pilnowałam, bo nie miałam wtedy pewności czy tak jest a na pastwę losu ich nie zostawię, to pilnowałam czy w ogóle mogę a on o tym nie wiedział. Dzięki temu, że zaufałam przeczuciu kotka nigdy nie oberwała, bo nie była narażona.
I dobrze, bo gdybym zostawiła i poszła, to biedna moja kicia. Już od kilku lat nie ma styczności ze zwierzętami, bo nie pozwalam i już.

A czemu chcę pomóc też nie wiem. .. Moze nie chcę, żeby męczył się jak ja... tylko to już za późno chyba :bezradny:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Honest » 2 lut 2013, o 14:43

[quote="Księżycowa"]A czemu chcę pomóc też nie wiem. .. Moze nie chcę, żeby męczył się jak ja... tylko to już za późno chyba :bezradny:

Księzycowa, nigdy nie jest za późno. Albo inaczej, lepiej późno, niż wcale. Wachlarz mozliwości masz ograniczony, ale to tez nie jest tak, że od razu ojcu dziecko zabiorą. dziecko odbiera się tylko w sytuacji zagrożenia jego zdrowia lub życia. Najcześciej jest kurator i widziałam, jak niektórzy faktycznie stawali na nogi w obawie przed stratą, no ale wiekszość, która ja znam, to fakt, niestety nie zmieniała się :bezradny:
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 2 lut 2013, o 15:10

Niby to prawda. Zawsze można coś przerwać.

I tak jak piszesz, że niektórzy stawali na nogi... mój brat jest taki, że on wie lepiej niż banda psychologów od siedmiu boleści. Mały jest normalny. Takie są jego słowa. I ja nie jestem w stanie mu wytłumaczyć, ze o to chodzi, bo on tego nie przyjmie.

Jedyne co widzę, tylko nie wiem czy jest to możliwe to to, żeby ktoś z zewnątrz przyszedł i mu powiedział co jest źle i co się dzieje z dzieckiem. A taki ktoś musiałby tu być w trakcie histerii małego i niektórych reakcji furią na coś, co nie powinno jej powodować - np., że ładowarka nie działa :( To smutne, ze taki mały problem wzbudza w dziecku takie negatywne emocje i tyle złości.

Może faktycznie kurator coś zauważy... będę działać, to się wszsytkiego dowiem.
Dzięki za rady :kwiatek:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez KATKA » 2 lut 2013, o 16:09

chcesz pomóc....
co zrobiłaś prze te tygodnie jesli mozna spytac?
tak z ciekawości...
bo wiesz pod kaem zwierząt...to pozwalasz dojzrewac małemu psychopacie... :bezradny: i pomoc nie pomaga tylko na leczeniu...ratowaniu ale zapobieganiu przemocy tez...w tym wypadku az bije po oczach...
że juz faktycznie nie wspomne o tym, ze nawet nie lubiąc dzieciaków...to jest istota zywa... :bezradny:
jak widzisz bezdomnego potrzebujacego pomocy to albo mu pomagasz...albo idziesz dalej...jest czasem jeszcze posrednie wyjscie...prosisz kogoś innego o pomoc...a Ty trochę tak napisałas zeby inni wiedzieli,z e chcesz...ale w sumie nie wiesz czy chcesz i wymyślasz milion wytłumaczeń na niechcenie...
albo coś robisz albo olej temat bo sie zestresujesz niepotrzebnie..
ja sie na dzieciakach nie znam i pewnie sama bym nie pomogła...jestem od innych rzeczy...ale już dawno bym to zgłosiła wszedzie gdzie sie da... :bezradny: zeby zajał sie tym ktos kto powinien
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 2 lut 2013, o 16:15

Katka wszystko ok. co napisałaś ale czy doczytałaś, że ja NIE MOGE teraz nic zrobić?
Oni to odbiora jako bycie przeciw nim, nie widzą w tym pomocy a ja tu mieszkam. I jesli gdzieś [pójdę, to mam piekło murowane w chacie. Dopiero wyszłam z dołku i to bez leków a było ciężko i nie mam zamiaru ryzykować kolejnymi wojnami, które mnie kosztują dużo nerwów i zdrowia, bo zaczęłam chorować odkąd tu znów jestem, więc utrzymanie spokoju jest troską też o mnie.

Zrobię i pomogę ale już nie swoim kosztem. Wiem o czym mówisz, bo zgadzam sie, że brak reakcji to zgoda na zło. Ale nie mogę a załozyłam wątek,. żeby sie dowiedzieć gdzie pójść i cio zrobić JAK JUŻ będę mogła, czyli mieszkała gdzieś indziej. Na bank w tym roku, to wiem.

Bezdomnemu pomogę i żadnych konsekwencji mieć nie będę a tu jak gdzieś pójdę, to mnie zjedzą żywcem. Nie poiszę tu już o szczegółach i nie wie nikt co tu się działo ostatnimi czasy. A ja wiem, że jak zrobię taki ruch, to będzie jeszcze gorzej.
Więc KATKA, nie dawaj mi rad o któren nie prosiłam a jak nie pamiętasz o co prosiłam, to zajrzyj na pierwszą stronę i mój pierwszy post.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 2 lut 2013, o 16:50

KATKA napisał(a):bo wiesz pod kaem zwierząt...to pozwalasz dojzrewac małemu psychopacie... :bezradny: i pomoc nie pomaga tylko na leczeniu...ratowaniu ale zapobieganiu przemocy tez...w tym wypadku az bije po oczach...




Poza tym, do niczego się nie przyczyniam. Gdyby tak było, to olałabym sprawe w ogóle.
Wiesz dorosły człowiek działa rozważnie a nie pod wpływem emocji i bez namysłu.


KATKA napisał(a):że juz faktycznie nie wspomne o tym, ze nawet nie lubiąc dzieciaków...to jest istota zywa... :bezradny:


Czytasz moje posty wszytskie? Bo skoro tak napisałaś, to znaczy, że nie. Nie lubię dzieci ale nie robię niego potwora znowu.
I napisałam to samol co Ty kilka postów temu, tylko trzeba przeczytać.

Nie wiem też, co w tym wypadku Cię bije po oczach, bo nie widzę przyzwalania a chwilową nie moc w działaniu.
Nie wiem czy zauważyłaś czekam na moment jednocześnie organizując go.

Nie rozumiem na prawdę dlaczego jak ktoś nie umie się liczyć z sobą i pisze z problemem, to wszyscy równo piszą ,,szanuj się" ,,Twoje zdrowie też bierz pod uwagę, siebie, potrzeby, bezpieczeństwo" itp. A jak już ktoś tak robi to się go krytykuje i wypomina niby błędne zachowanie, na które wcześniej namawia się każdego, kto przychodzi z zaniżon,ą samooceną i iolewaniem swoich spraw, potrzeb i zdrowia. Na prawdę nie rozumiem. :bezradny:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez KATKA » 2 lut 2013, o 22:56

jak sama nauczysz się czytać ze zrozumieniem to wtedy może będziesz mogła mi radzić żebym zrobiła to samo ;)
ja się z Tobą w niepotrzebne dyskusje wdawać nie bedę...i proszę nie mów mi co moge radzić a czego nie...co mogę pisac a czego nie...bo sama prawie wydłubałaś oczy na innym watku za to, za takie coś coś

napisałam co myśle i dalej bede tak robić choć akurat już nie w tym watku bo mi sie odechciało...a Tobie wiecej spokoju życze :roll:
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 2 lut 2013, o 23:02

KATKA napisał(a):jak sama nauczysz się czytać ze zrozumieniem to wtedy może będziesz mogła mi radzić żebym zrobiła to samo ;)


Faktycznie nie ma o czym dyskutować... Jakbym gadała do ściany. :bezradny:

KATKA napisał(a):i proszę nie mów mi co moge radzić a czego nie...co mogę pisac a czego nie...bo sama prawie wydłubałaś oczy na innym watku za to, za takie coś coś




To dwie zupełne inne sytuacje :shock:
Poza tym nie napisałam, żebyś nie pisała co myślisz. Sie chyba nie precyzyjnie wyraziłam widocznie... Nie wiem skąd to wzięłaś tylko, żebyś pisała adekwatnie do celu wątku i w tym celu radziła a nie z czapy kompletnie, bo głupio to trochę wygląda ale skoro chcesz pisać od rzeczy, to już Twoj problem. Jesli lubisz, to proszę bardzo :bezradny:


A co do spokoju, to jestem bardzo :D Dawno takiej satysfakcji i spokoju nie miałam - dzięki za troskę :)
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Honest » 4 lut 2013, o 12:58

Księzycowa, sa też anonimy. Np. do opieki społecznej. Wówczas pracownik socjalny zaczyna się interesowac rodziną (a przynajmniej powinien!) i zachodzić co i rusz, pytać rodzinę, sąsiadów, w szkole, przedszkolu, u lekarza...
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 4 lut 2013, o 20:16

Honest napisał(a):Księzycowa, sa też anonimy. Np. do opieki społecznej. Wówczas pracownik socjalny zaczyna się interesowac rodziną (a przynajmniej powinien!) i zachodzić co i rusz, pytać rodzinę, sąsiadów, w szkole, przedszkolu, u lekarza...


To byłoby fajne i poszłabym od razu, tylko ten, co przeprowadza wywiad musiałby nie mówić przynajmniej aż się nie wyprowadzę, że ode mnie mają cynk. MOżna tak?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Honest » 4 lut 2013, o 20:32

Można, ja tak robiłam w przypadku kobiet zgłaszających przemoc domową. Ale zależy na kogo trafisz.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 199 gości