przez alutka_87 » 18 cze 2013, o 22:59
Chyba sama dla siebie napisze, ale wystarczy...
Nie, nie jest mi źle, choć trochę jest. Że znów okazałam się naiwna, zbyt wierząca w ludzi. Że znów dałam się skrzywdzić... A może po prostu tylko wmówiłam sobie coś co nigdy nie istniało?
Kolejnych parę imprez, zbliżyliśmy się do siebie. Nie fizycznie, emocjonalnie. Wybaczyłam, normalnie rozmawiałam. Na jego imprezę urodzinową - a poszłam, zaprosił, to czemu nie. Choć wciąż jasno dobitne mówił - że nie chce związku, chce seksu bez zobowiązań, że inaczej mógłby mnie skrzywdzić - ja podświadomie czułam, że mu zależy, że może zakochany tylko się boi.... Nie nie nie, nie dałam mu się dobrać do majtek;) Ale CZUŁAM że czuje do mnie coś więcej niż pożądanie, bo jednak jak sie chce bez zobowiązań, to sie nie stara o to 5 miesięcy tylko idzie na imprezę i sie ma.... Myślałam, że jak się tak powoli zbliżamy do siebie, że to coś znaczy. Miałam durne uczucie - że tylko ja wiem jaki on jest dobrze go znam i niech mi wszyscy mówią że jest inaczej - swoje wiedziałam. Wiedziałam, że jakby dostał to co chciał, mógłby znów mnie zranić odsunąć się .... A tak może się zakocha albo w końcu zrozumie że jest zakochany? Tym bardziej, te jego słowa, że on nie chce nikogo na stałe bo ktoś z tego może ucierpieć, ani podrywać panienek na imprezach bo już dojrzał...
Od dawna umawialiśmy się na spotkanie sam na sam (od razu uprzedzałam że na nic nie może liczyć).... No więc w końcu pojawił się u mnie, w niedziele, do niczego nie doszło, poza czułym przytuleniem, delikatnym pocałunkiem nie dążącym do niczego więcej... Rozmawialiśmy jak para bliskich ludzi....
Sobota, urodziny wspólnej koleżanki, klub. Też przyszedł, pocałował w policzek na przywitanie, choć wcześniej tego nie robił, wobec innych koleżanek nawet, a może chciałam potraktować to jako coś znaczącego... Chwila wspólnej zabawy, nagle strzał w plecy - podrywa inne dziewczyny.... Przez chwilę olałam, bawiłam się z innymi, w końcu nie wytrzymałam - zwróciłam uwagę, okazałam zazdrość - wypowiedziane zimnym bezdusznym tonem "nie jesteś moją dziewczyną by robić mi takie sceny, mogę robić co mi się podoba" .... Koniec historii.
Może i miał rację ale na cholerę zawracał mi dupę tyle miesięcy, i gdy już niemal byłam w stanie się poddać, on podrywa inne???
Odeszłam, popłakałam w ukryciu, postanowiłam że zimny buc już nigdy mnie w ten sposób nie zrani....otarłam łzy i bawiłam się ze znajomymi do rana nie zbliżając się już więcej do niego.
Na drugi dzień - napisałam smsa by nigdy więcej w życiu się już do nie nie odzywał i usunęłam ze znajomych z fejsa. Milczy i dobrze.
Bylebym wytrwała, przetrwała te najgorsze które dopiero nadejdzie gdy emocje opadną, nie próbowała sobie już więcej wmawiać, że jest dobrym człowiekiem pod paskudną otoczką..... I że zakochałam się w nim, bo prawdziwa miłość tak nie wygląda, to tylko chore toksyczne uzależnienie i destrukcyjna fascynacja...