Spoko, rozumiem
Mnie się wydaje, że Impresja dzieli się swoim doświadczeniem. Może jej to akurat pomaga i dlatego o tym pisze.
impresja7 napisał(a): O wiele pożyteczniej byłoby dla Ciebie i dla innych gdybyś swoje dobre,empatyczne serc e mogła wykorzystać do pomocy ludziom z małymi dziećmi ,bez pracy i rodziny,którym można by doraźnie pomagać nie tylko finansowo ,ale czasem zaopiekować sie dzieckiem ,zeby matka mogła pójść na rozmowę o pracę lub inne swoje sprawy załatwic .
Tinn napisał(a):impresja7 napisał(a):Ja samotnym matkom dzieci nie przysparzałam (niektóre mają kilka każde z innego ojca). Do matek podchodzę jak ty do alkoholika to był ich wybór, najpierw przecież musiał być seks.
.
Tinn napisał(a):Moja historia jest chyba typowa.Ale mnie boli i mną miota tak jak bym była pierwszą taką idiotką na świecie wtopioną w związek z alkoholikiem.Związek jest nieformalny(miałam na tyle instynktu samozachowawczego, żeby nie brać ślubu).A ja nie jestem "młódką".No zdecydowanie NIE JESTEM.
Miało to być spełnienie na dojrzałe lata niespełnionych marzeń o posiadaniu rodziny(jestem starą panną, bezdzietną), o posiadaniu dzieci i wnuków(on ma i dogaduję się znimi, a nawet córka i jej dzieci lubią mnie i cenią). On jest wdowcem od wielu lat, żona długo była sparaliżowana, nikt z otoczenia go za ten alkoholizm nie winił.Każdy mu współczuł i rozgrzeszał-łacznie ze mną jak się o nim dowiedziałam.No bo zanim się dowiedziała zdążyłam się zakochać jak nastoletnia pensjonarka, a nie kobieta dojrzała, w końcówce życia zawodowego.
Jest tu wiele młodych dziewczyn i kobiet(20 i 30 latki chyba przeważają). Moje drogie starzeje się ciało , umysł i emocje pozostają młode i świeże dużo dłużej niż fizis.Same zobaczycie zresztą.
Związek był na odległość, bo dopiero po skończeniu życia zawodowego(ustawy się zmieniały 55-60-67 lat) miałam się przenieść do jego małej miejscowości i wielkiego 200 m domu, w którym mieszkał sam jak palec.No okresy kiedy mi znikał w eterze i nie mogłam się z nim skontktować zawsze jakoś zręcznie wytłumaczył.Ja nie miałam do czynienia z alkoholizmem(nie jestem DDA, raczej już podejrzewam DDD, ale bardzo dawno straciłam rodziców ojca w wieku 18 lat, mamę w wieku 30 wiec już zostawiam ich w spokoju). Dawałam się oszukiwać, nie rozpoznawałam , że największe objawy uczuć i wyznań w wielogodzinnych rozmowach telefonicznych są właśnie wtedy gdy zaczyna się ciąg.
No znalazłam w końcu swojego "Księcia ", całe życie spragniona miłości i uwagi nagle zostałam nią zalana.To, że nie mogłam mieć dzieci przestało się w końcu liczyć, on miał dwoje.A mój wiek w końcu dawał mi szanse być prawie normalna kobietą, bo w okresie menopauzy już się o dzieciach nie myśli.
Nigdy nie miałam wysokiego poczucia własnej wartości .Byłam nieśmiała, wychowana w stylu wymagaj od siebie, pracuj i siedź w kacie znajdą cię.Bardzo chorowałam w dziciństwie i ponieważ siostra poprzedzająca mnie(starsza o 1,5 roku)zmarła jako niemowlę mnie włóczono po lekarzach i faszerowano lekami(wtedy nastał szał na antybiotyki) po obie kokardy.Czy to, czy co innego, spowodowało, że byłam grubaskiem , a jak zaczął się okres dojrzewania ujawniła się choroba(zespół policystycznych jajników) wraz z nadmiernym owłosieniem.To był KOMPLEKS GIGANT.Teraz są lasery usuwające te sprawy i depilatory w latach 60 i 70 chodziłam po ścianach myśląc , że każdy się na mnie patrzy i oczy mu się robią jak spodki.Na endokrynologa trafiłam też brutalnego i siermiężnego, który warknął jak prosiłam go o radę co z tym nadmiernym owłosieniem robić????? NO niech się pani goli.Dla 20 latki super rozwiązanie.Zwłaszcza ciemnowłosej o bardzo gęstych i grubych włosach.
No tak chciałam nakreślić dlaczego zaczęłam moją jesienną miłość traktować jak jedynego mężczyznę na ziemi.Był zresztą i jest w okresach trzeźwości uroczym, pełnym wdzięku, dającym się lubić dowcipnym, ciepłym człowiekiem.Nigdy nie doszło między nami do sytuacji przemocowej.Nie jest agresywny , ma strasznie niską tolerancję na alkohol po 100 g wódki poprawionej piwem wali się na łóżko czy podłogę i śpi kilka godzin.
Ale tkwię w tym układzie lat już 9 i mimo mobilizacji sił całej rodziny, przeprowadzeniu konfrontacji, która go zmusiła do zaangażowania się w AA, mimo mojego zapisania go do psychologa w mojej(duże miasto, a nie mała mieścinka, gdzie wszyscy się obserwują) rejonowej poradni uzależnień i mimo kolejnej próby z Klubem Abstynenta nie udało sie przez ten cały czas zmobilizować go do leczenia.
Za każdym razem obiecuje, jest skruszony, przystępuje do wstania z popiołów jak Feniks i kończy po 3 czy max 5 tygodniach kolejnym zapiciem.
Coraz gorzej radzi sobie finansowo i coraz bardziej czerpie ode mnie.Teraz to już nie wiem czy jestem mu potrzebna jako kochany wspierający go człowiek czy jako dostarczyciel środków pozwalających na nie stoczenie się do rynsztoka.
Odchodziłam i wracałam, raz on odszedł i wtedy ja odchorowałam to (epizod depresyjny). Byłam trochę w AL ANON, teraz psychiatra, który prowadzi mnie w zakresie antydepresantów i uzależnienia od benzodiazepiny(zdążyłam raz już to świństwo rzucić i znowu wdepnąć) skierował mnie na psychoterapię.Chodzę już 4 miesiące.Mój rozum widzi cały bezsens tkwienia w takiej patologii, nie widzę szans na happy end(to jest on podejmuje skuteczne wyjście z wódy i żyjemy długo i szczęśliwie), ale potwornie boje sie jednego, poczucia winy, że jak odejdę to on albo się zapije albo zabije.
Wiem, że swoim brakiem konsekwencji , ustępliwością pozwoliłam się w tym związku zdominować.Chciałabym sie uwolnić z tej huśtawki nastrojów, koła tortur w zasadzie, mieć poczucie spokoju i bezpieczeństwa, ale nie umiem skończyć związku.
Mam wrażenie , że wydam na niego wyrok śmierci.W chwili, kiedy się buntuję, czuję pokrzywdzona w tej relacji(terapeutka bardzo kładzie nacisk, żebym myślała o sobie, dbała o własny komfort psychiczny, a nie jego) wiem, że ZASŁUGUJĘ NA WIĘCEJ.Ale wtedy natychmiast przechodzę na jakąś druga stronę lustra i zaczynam wchodzić w jego buty i litować się i traktować jak człowieka biednego i chorego, który jest w szponach nałogu i usprawiedliwiam go i wybaczam i próbuję wtoczyć ten coraz cięższy kamień jak Syzyf na tą górę, z której na pewno się znowu stoczy.
Teraz w święta byłam z nim , po raz kolejny otrzymałam przysięgi, że teraz to zobaczę jak rzuci wódkę(tak jak jego kuzyn i jak on rzucił papierosy z dnia na dzień). Powiedziałam, że nie wierzę bo słyszałam tych obietnic 108 dlaczego więc mam wierzyć w 109.Postawiłam ultimatum , że jak zapije to idzie na leczenie stacjonarne.Zgodził się.Zapił w czwartek.W piątek w nocy miałam 4 telefony z obwinianiem mnie , ze kogoś sobie znalazłam i mam go gdzieś, wypieraniem się, ze jest pijany w żywe oczy chociaż ledwie mówił.Czy można mieć tak silny mur wyparcia, ze się samemu wierzy w tak niewiarygodne kłamstwo?????????????? Potem nad ranem telefon w którym zwalnia mnie z "obowiązku ' przyjechania na jego pogrzeb.Ma grypę i pije, leki wtedy pewnie słabo działają.
A ja mam zabrany jego rachunek za światło(420 zł) i raz mam ochotę włożyć do koperty i niezapłacony odesłać , a z kolei za chwilę chcę wprowadzić w transakcje i zatwierdzić przelew.
Wizytę u terapeuty mam dopiero w piątek, ale ona mi nie mówi co robić, nie steruje mną w konkretnych sytuacjach.
Rety napisałam straszną epistołę.Ale trochę mi to pomogło.Jakoś jak człowiek ubiera myśli w słowa zaczyna odzyskiwać trochę dystansu do tego miotania się.Znam książkę Robin Norwood, idenyfikuję się z KKzB.Jestem zawodowo wcale nie głupią osobą, a w tej relacji mój rozum poszedł się "paść na dalekie pastwiska". Tak bym chciała go odzyskać i żeby był w zgodzie z uczuciami.Może ktoś się do mnie odezwie.Piszecie czasami takie ważne rzeczy
impresja7 napisał(a):Tinn napisał(a):Wiecie najśmieszniejsze i najdziwniejsze z tego jest, że wcale nie mam pretensji do siebie(co jest dla mnie normą) i nie jestem na siebie zła Dla was wszystkich, nawet tych groźnych wielkie buziole
To właściwie co Cię uwiera?
Przecież możesz życ w takim układzie,tylko warunkiem uzyskania spokoju wewnętrznego jest pełna akceptacja sytuacji jaką niesie ze sobą życie z nałogowcem .
Jak zaakceptujesz ten stan ze wszystkimi jego dodatkowymi atrakcjami to poczujesz się lepiej i nie będziesz sobie wyrzucała,że na darmo mu pomagasz,że źle Cię traktuje,że kłamie ,tylko będziesz pogodzona z takim życiem ,bo Ty tak chcesz żyć i jesteś w pełni świadoma ,że ta choroba tak ma i Ty to akceptujesz i przyjmujesz na siebie.
Ale jak coś Cię już uwiera....no to inna bajka.
impresja7 napisał(a):Tinn napisał(a):Derka napisał(a):.Bo ta twoja analiza to mi w zasadzie pomogła spiąć ten obraz który teraz nakreśliłam w spójną całość.Skierowałaś moja uwagę na siebie samą.Ja oglądam cały świat, a o przyjrzeniu się sobie i posłuchaniu samej siebie za cholerę nie pamiętam.To nic , że akurat po tym spojrzeniu nie zobaczyłam tylko bezwinnej istoty, ofiary(to chyba miał na mysli Parnasus) i obiektu manipulacji.Ale chyba zobaczyłam prawdziwiej.
Wiecie najśmieszniejsze i najdziwniejsze z tego jest, że wcale nie mam pretensji do siebie(co jest dla mnie normą) i nie jestem na siebie zła Dla was wszystkich, nawet tych groźnych wielkie buziole
hmmmmm to dobrze ,bo porzeciez nie robisz nikomu krzywdy żyjąc i wspomagając nałogowca i możesz sobie tak żyć ,akceptować tą sytuację ,być z nią pogodzona i czerpać jakas Tobie wiadomą satysfakcję z takiego związku .Nie masz dzieci ,nie mieszkasz z nim u rodziców ,a więc nikogo posrednio nie krzywdzisz ,więc żyjesz sobie jak chcesz.Jeżeli jest z tym ci dobrze ,to nie ma w ogóle tematu .
Ale...założyłaś wątek pt. "zasługuje na WIECEJ "podkreślając więcej ,więc.....?????
josi napisał(a): Pomyslcie o sobie: co tak naprawde chce zrobic, czego boje sie zrobic a czego po prostu nie chce zrobic. Pozwolcie sobie na czucie tego, co czujecie. A potem spokojnie zdecydujecie, co z tym zrobic.
biscuit napisał(a):problem w tym
że pragnienia mogą być wewnętrznie sprzeczne
(i paradoksalnie często tak bywa)
np. równocześnie chcę odejść i chcę zostać
a zamiary już nie
przeciwne zamiary nie mogą współistnieć równocześnie
zamierzam odejść ALBO zamierzam zostać
pragnienia i zamiary to zupełnie inne kategorie jakościowe
klasyka przykładu
pragnę i żony i kochanki
ale mam zamiar zostać z żoną
Apasjonata napisał(a):Tinn
Wazne jest by umieć oddzielić człowieka od choroby. To nie jest jednak takie proste, to rozeznanie czy teraz mówi on czy przemawia przez niego alkoholizm. Jesli zaczyna się słuchać tej czesci chorobowej to ładuje się coraz bardziej we współuzaleznienie.
Poczytaj sobie w temacie "twarda miłosć", warto ja zacząć stosować.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 38 gości