Cześć Apasjonata,
Obiecywałem Ci odpowiedź - czas zrealizować dane słowo.
1. Wiesz co, ludziom w trakcie terapii, zwłaszcza DDA, DDD i tego typu przypadkom, to chyba nie ma co truć głowy opowieściami o dystansie do emocji. To kompletnie nie ten czas. Ja swoją terapię przeżywałem bardzo mocno, kosztowała mnie bardzo dużo emocjonalnego bólu. Moi przyjaciele buddyści przychodzili do mnie i opowiadali mi jakieś tego typu prawdy. Nie miały dla mnie wtedy żadnego sensu ani znaczenia, i szkoda tak naprawdę, że ich wszystkich wtedy nie pogoniłem.
Wiem teraz, że jak jakiś DDA jest w terapii, to jest najświętszym obowiązkiem jest nauczyć się kochać samego siebie i być szczęśliwym sam ze sobą - ze swoim życiem, przeszłością, teraźniejszością. Sposobów może być bardzo wiele, ale chyba dywagacje o dystansie do emocji nie są wtedy dobrą metodą.
W każdym razie nauczyłem się wtedy, że tak naprawdę sam wiem, co jest dla mnie aktualnie dobre, i np. teraz mam ogromną ochotę na zrealizowanie paru pomysłów na swoje życie, i raczej mało kontaktów z przyjaciółmi. Moi przyjaciele buddyści się wkurzają, bo z rzadka ich teraz odwiedzam
ale szczerze mówiąc niewiele mnie już ich reakcja interesuje.
2. Moja opowieść była nie o babuleńce
ale o tym, co z daną sytuacją robimy sami w swoim życiu - w dokładnie w swojej głowie.
Zróbmy to inaczej: wyobraź sobie, że Twoja bardzo dobra koleżanka Ci bardzo mocno nadepnęła na odcisk. No dobra, po prostu zachowała się ja świnia. Z jednej strony możesz: 1. naturalnie odczuć jakąś falę smutku, depresji i złości - bo to normalne; 2. ale jednocześnie przemyśleć jak chcesz sprawę załatwić (może usunąć tę osobę ze swojego życia? może nie reagować i pozostawić losowi do rozstrzygnięcia? może urządzić awanturę?), zrealizować pomysł i ... 3/. nigdy więcej o tym nie myśleć. A z drugiej możesz przez najbliższe dwa lata rozpamiętywać, jak ta kumpla mogła, jacy ludzie są podli, jaka jesteś samotna i odrzucona... Rozumiesz teraz o co mi chodzi? Ja wolę wersję pierwszą, i stopniowo się jej uczę.
3. To o czym Ty pisałaś to raczej pytanie gdzie ustawić siebie i swoje życie w relacji do ludzi, na skali od całkowitej zależności i "stopienia się" z drugim człowiekiem (co jest chore, a co znamy jako ludzie współuzależnienei) do całkowitej niezależności od wszystkich (co jest całkowicie niemożliwe do realizacji). Każdy chyba musi sam sobie wybrać. Mój suwak aktualnie jest bardziej przesunięty w kierunku niezależności. Co będzie dalej - zobaczę.
4. Co do emocji w buddyzmie to medytacji powoduje taką trudną do opisania rzecz: z jednej strony bardzo przytomne przebywanie w rzeczywistości, także w obszarze wydarzających się emocji, ale z drugiej strony nietrzymanie się ich, i taki stan bycia bardzo nieporuszonym, stabilnym i szczęśliwym w swojej głowie. To tak z grubsza, i bardzo nieudolnie opisane. Naturalni to ideał, realia bywają różne.
jakby co - pytaj, chętnie odpowiem i podyskutuję
papa!
Maks