Sansevieria napisał(a):A owszem, różni się bardzo, bo tam razem z buddyzmem i/lub taoizmem współistnieja znacznie silniejsze niz u nas sztywne ustawienia społeczne. Żadne dziecko tamtejsze nie ma szans nasiąknąć czystym czy taoizmem czy buddyzmem, nasiąka i tym i jednocześnie czymś innym, co daje mieszankę sprawdzajacą sie tam, ale nie do bezpośredniego przeniesienia w nasz krąg kulturowy.
Buddyzm nie miał nigdy problemu z adaptowaniem się do istniejących na miejscu okoliczności przyrody. Stąd buddyzm tybetański bez żadnego problemu zaadoptował (celowo nie napisałem zaadaptował, hehehe) miejscowe wierzenia w swoją "doktrynę". Podobnie zmienił się np. buddyzm w Japonii. Buddyzm zachodni na pewno też przybierze jakąś swoją własną, zachodnią formę. Nie zmienia ot jednak faktu, że w każdej z tych szkół i odmian rdzeń nauk jest dokładnie taki sami. Jeśli rozmawiam z przyjaciółmi z buddyzmu Zen, używamy całkowicie niekiedy odmiennych pojęć, ale jak wejść poza pojęcia, przewodnia "myśl" i sens tego wszystkiego są dokładnie takie same.
Stąd też uważam, że człowiek Zachodu może bez problemu przeżyć buddyzm w całej buddyzmu okazałości.
Protestuję jednak stanowczo przeciwko powtarzaniu po raz kolejny przekonania, że buddyzm jest ascetyczny, odrzucający "światowe życie" i tego typu sprawy. Buddyzm to nie skrajna forma odrzucenia świata prawie jak u co poniektórych chrześcijańskich ojców pustyni.
Podobnie jest z emocjami - buddyzm nie nakazuje ich wywalenie sobie z głowy, a jedynie brak przywiązania do nich oraz wyzbycie się przekonania, że jest w nich coś prawdziwego. Buddyzm uczy, że to, co stale bierzemy za prawdę o nas samych, jest tylko naszym filmem, który puszczamy sami sobie, niczym więcej.
Anthony de Mello nie jest buddyjskim mistrzem, stąd jest dla mnie autorem (zbieraczem?) znakomitych przypowieści i metafor, ale jest mi bardzo daleki jako nauczyciel. Takich ludzi jak on - bardziej lub mniej oddalonych od chrześcijaństwa / zbliżonych do szeroko rozumianego Wschodu jest wielu: chociażby Eckhart Tolle (zmienił sobie imię na cześć mistrza Eckharta!) czy Willigis Jäger, zakonnik i ... mistrz Zen.
Chyba są ciekawsi niż de Mello.
A co do samego kolegi Kombinerki, to skoro tworzy związek z drugim człowiekiem, ma - jak to się mawia - zinternalizowane normy etyczne
jest jak się zdaje szczęśliwy i ustabilizowany, jeśli jego życie jest dla niego Pełnią, to pewnie ten typ tak ma i tyle.
Ja na Twoim miejscu, Kombinerki, z czystej ciekawości poszedłbym sobie na jakieś poszerzone testy psychologiczne, ale do czasu, kiedy nie dojdziesz do wniosku, że najmniej emocjonalnym sposobem rozwiązania problemów z upierdliwą sąsiadką jest rozpuszczanie jej w kwasie solnym
pewnie nie masz czym się martwić.
no dobra... tom się nagadał! skoro tak - spać!
Maks