przez travel81 » 8 sty 2013, o 13:45
Jestem tu nowa. Potrzebuje wsparcia i chłodnego osądu nad tym co się dzieje w moim związku ( bo ja takiego nie mam). Może zacznę od tego, że mam 31 lat, 13 letniego syna z nieformalnego związku i 6 letnią córkę. Jest i mąż B., z którym jest problem. On pochodzi z rodziny alkoholowej ( dda), kiedy się związaliśmy ojciec i brat już nie pili, on jako młody chłopak trochę popijał, ale także przestał. Decyzja o ślubie nie była pochopna bo byliśmy ze sobą od trzech lat i rok mieszkaliśmy ze sobą. Kłótnie, nieporozumienia zdarzały się ale myślałam,że się docieramy, że to minie. Wtedy kontakt z moim synem D. był dobry ( D. sam zaproponował, że chce mówić tato), ale z biegiem czasu ich relacje zaczęły się psuć. W między czasie na świat przyszła córka. Między nami narastały konflikty o D. ( m.in. o zadawanie kar wg. mnie jak na jego wiek za dużo ich było a za mało pochwał, mówił o D., że jest niegrzeczny, w końcu padło stwierdzenie ten gówiarz , krzyk bo przecież inaczej nie usłyszy, zadawanie prac ponad jego siły, aż w końcu policzek bo "każdy by nie wytrzymał") - dodam, że w większości takich przypadków zawsze byłam po stronie syna. Do tego doszły problemy między nami. Rok temu uderzył D. drugi raz a ja mu oddałam a on mnie też. Koleżanka M. poradziła mi, żebym poszła do psychologa. Z M., kiedy w domu było bardzo źle w celu odreagowania wypiłyśmy wódkę ( na chwilę rzeczywiście pomaga - nigdy nie byłam zwolenniczką picia), kiedy wyszłam do M. po raz drugi ( żeby nie siedzieć w czterech ścianach i patrzeć B.) ślubny zamknął przede mną drzwi " bo chciał nauczyć mnie pokory" i nocowałam i M. Schował też kabel od komputera, mówił, że nie da pieniędzy. Zgłosiłam się do poradni rodzinnej. Byliśmy tam oboje trzy razy ( burmistrz nie podpisał umowy z tym ośrodkiem i nie mogli nas już przyjąć) - przyniosło to chwilową poprawę. Ja znalazłam poradnię - ja byłam - mieliśmy się tam wybrać razem, ale B. nie poszedł bo " nie ma czasu i musi zarabiać pieniądze". Podejrzewał mnie też o zdradę. Stwierdzenia typu " nie mówisz mi całej prawdy, nie dajesz mi powodów, żebym ci ufał", " to wszystko co mamy to moje, bo ja na to zapracowałem", " nie szanujesz mnie", " nie stoisz po mojej stronie".Sprawdzanie telefonu i historii w komputerze ( do czego się później przyznał). W sierpniu kolejna awantura, kolejny policzek ( i kwiaty na przeprosiny! ) - tym razem o córkę. Mieliśmy jechać do jego rodziny na grilla - B. mówi, że jechać ma albo on, albo ja bo nie będzie udał, że jesteśmy świetnym małżeństwem. Na co mu odpowiedziałam, że to jego rodzina to niech jedzie ja nie muszę. Koniecznie chciał zabrać córkę - ona miała koleżankę i nie chciała. B. zabrał małą do samochodu, zapina w fotelik, ona płacze i mówię mu żeby jechał sam bo mała nie chce. Wyjęłam ją z samochodu on wyszedł zaciągnął mnie do domu i uderzył. Już wtedy myślałam, żeby od niego odejść. B. był u mojej mamy porozmawiać. Sprzedał jej ładną bajkę, że przecież mnie kocha i chce być ojcem dla D. Uwierzyła mu moja mama i ja bo skoro zdobył się na taką rozmowę to musi w tym coś być. Po tym zdarzeniu byłam u psychologa. Pani psycholog zadała mi pytanie co musiałoby się zmienić, żebym chciała być z B. Od tego czasu było w miarę dobrze, ale od jakiegoś czasu wisiało COŚ w powietrzu . B. dwa miesiące temu zaczął pracę w delegacji i przyjeżdża tylko na weekendy. Znów zaczął przebąkiwać, że mnie nie ma to robisz co chcesz i siedzisz u M. nie wiadomo jak długo , jak pojechałam pierwszy raz na aerobic ( z kuzynką ) to też zrobił problem bo do mnie dzwonił a ja nie odbierałam i dzieci zostawiłam same ( 13 i 6 lat). Od maja pracuję na zlecenie (wtedy kiedy mam z kim zostawić dzieci). Praca też mu się nie podoba bo to najczęściej w weekendy i święta i "zarabiasz tam grosze" - załatwiłam sobie niedziele i święta wolne - też nie dobrze, bo w zasadzie nie musisz pracować. Od 16 grudnia był chory, więc został w domu. od trzech dni mówił, D. go denerwuję, czepianie się jak dla mnie mało istotnych spraw np. jak przychodzisz do domu to się mówi nich będzie pochwalony Jezus Chrystus - czego sam nie praktykuje. Oczywiście rozmawiałam z B., że jeżeli tak uważa to niech zacznie od siebie. Wieczorem kolejna awantura o sprzątanie pokoju D. i znów uderzył- ja jego też - bo D. niby mi pyskował a ja sobie z młodym nie radzę! Po czym B. się spakował i pojechał tam gdzie pracuje - niestety wrócił w sobotę wieczorem. W wigilię jak już wspomniałam musiałam iść do pracy. Mała ma temperatury 39,3 Stopni. Mówię do B., że musi iść z nią do lekarza. Na co B., że nie ma swojego samochodu ( drugi samochód był u mechanika, z reszta do odbioru na 24) i z nią nie pójdzie, że moje miejsce jest przy chorej córce, że jak pójdę do pracy to nie zobaczę małej przez całe święta. POWIEDZIAŁAM SOBIE DOŚĆ nie chce takiego życia. I znów ta sama historia, że nie da pieniędzy, zabrał mi kluczki od samochodu, wcześniej zabrał telefon D. bo jest niegrzeczny i mi odda jak mu zwrócę 170 zł, które dołożył. Sytuacja na dziś wygląda tak: kluczyki od samochodu mam, telefon D. oddał bo zrobiłam raban na całą rodzinę i opowiedziałam jego koledze co wyprawia i zostawił mi pieniądze chyba na życie., których z resztą nie mam zamiaru wydawać ( ewentualnie odłożyć ). Jemu nie gotuję, nie piorę - żeby sobie nie myślał. W niedzielę próbował ze mną rozmawiać i stwierdzenie jak zwykle, że mnie kocha, że ja też muszę się postarać bo sam to nic nie zrobi. Postawiłam mu warunek, że musi iść na terapię albo wystąpię o separację. Tylko pytanie czy ja jeszcze chcę ciągnąć to małżeństwo. Bo on raczej się nie zmieni a najbardziej cierpią DZIECI. Wczoraj wieczorem dzwonił pytał co w domu, co u dzieci. Starałam się opisać najważniejsze zdarzenia a i tak mam wrażenie, że strasznie chaotycznie wyszło.