Witajcie.
Bardzo dawno mnie tu nie bylo, ale dzis czuje sie tak, ze musze cos z siebie wyrzucic by nie zwariowac.
Poznalam wspanialego faceta, ktory dba o mnie, troszy sie i jest przy mnie w trudnych i tych dobrych chwilach.
Stal sie cud, zaszlam w ciaze, ale poronilam. Jestem od soboty w szpitalu. Powiedzieli mi wczoraj rano co sie stalo. Cezary jest caly czas przy mnie i bardzo to przezywa. A ja? Nie daje sobie kompletnie rady. Bywaja chwile, ze czuje sie jedynie jak obserwator rozgrywajacej sie datycznej sceny, w ktorej ludzie przezywaja traume. Kompletnie nie radze sobie z emocjami.