ja, on i nasze dziecko

Problemy z partnerami.

ja, on i nasze dziecko

Postprzez karla_t » 6 sty 2013, o 15:42

Witajcie!

Tak na poczatku to chcialabym sie przyznac, ze boje sie napisac co tak naprawde mysle i chcialabym aby ten problem nie istanial, jednak jest to chyba nie mozliwe... :?

Zaczne moze od poczatku - tak jest chyba najlepiej...

Mam 26 lat, narzeczonego i dziecko. Zyje bez slubu i poki co nie zamierzam go brac. Jednak w czym rzecz ...? jej ja nawet nie wiem czy wy zrozumiecie to wszystko bo ja sama sie w tym wszystkim gubie.
Wydaje mi sie, a raczej jestem o tym przekonana iz nie kocham swojego mezyczyzny... Nie jestesmy razem jakos bardzo dlugo to fakt, bo nie cale 3 lata i przez ten krotki okres czasu On mi sie mega znudzil :( wiem ze brzmi to okropnie, ale tak jest. Nie jest to facet moich marzen, mecze sie w tym zwiazku, brakuje mi w nim wszystkiego... marze o zwiazku w ktorym bede szczesliwa, nie mowie tu o wieczynch motylkach w brzuchu i podnieceniu ale o czym cos bedzie sprawiac ze kazdego dnia bede mogla sobie powiedziec 'tak to jest ten ktorego kocham i nie zamienie na innego!!' Dlaczego tak jest - mysle ze jest to po czesci moja wina. Moj charakter nie jest doskonaly, odkad pamietam to ja zawsze zostawialam facetow (owszem duzo ich nie bylo, ale jednak) nawet zdazylam wziasc slub w wieku 19-stu lat a dwa lata pozniej sie rozwiesc... Wydaje mi sie, ze to tak zwany slomiany zapal ktory dopada mnie nawet w MILOSCI :( zakochuje sie szybko i (moze nie szybko) ale i odkochuje za jakis czas. Jednak w tym przypadku, jest dziecko - moje szczescie najwieksze i milosc mojego zycia! Tak wiem, ze dzieci wyczuwaja kiedy miedzy rodzicami jest cos nie tak, ale chyba nie u nas. Moj narzeczony jest naprawde SUPER tata - nie moge mu w tej kwestii nic zarzucic, klocic sie tez staramy nie przy naszym dziecku, tak zeby nie odczuwalo ze jest cos nie tak... Moj partner ma wady jak kazdy, ale ma tez zalety. Facet ktory gotuje, sprzata, opiekuje sie dzieckiem nawet wtedy kiedy jest zmeczony, pracuje itd itp Sami widzicie i pewnie sobie myslicie idiotka!! jednak wiem, ze musze cos z tym zrobic bo ja sie z tym wszystkim mecze. Odejsc nie odejde bo jestem na wychowawczym i nie bylabym w stanie sie utrzymac z dzieckiem... Mecza mnie juz chore mysli typu, moze jakis kochanek... jej jaka ja jestem nie powazna. Jak ja bym chciala miec normalny zwiazek a nie myslec o tych wszystkich glupotach. moj charakter jest do du...!! :( :( Chcialabym napisac duzo, duzo wiecej ale ten kociol ktory mam w glowie mi nie pozwala. Potrzebuje jakiegos wsparcia. Najchetniej poszlabym do psychologa, ale nawet mnie teraz na niego nie stac... Doradzcie mi cos, wiem ze krytyka pewnie sama sie cisnie na usta ale potrzebuje wsparcia a nie obrzucania blotem :(
karla_t
 
Posty: 10
Dołączył(a): 6 sty 2013, o 15:21

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez ona32 » 6 sty 2013, o 20:09

karla_t,

jak sama widzisz twoje podejscie stanowi bardzo duzy problem, ktory rzutuje na trwalosc zwiazkow.
sama podkreslasz nawet teraz, ze nie odchodzisz, bo nie mialabys sie jak utrzymac.
kierujwesz sie wylacznie wlasnymi powodkami nie baczac na to, co poczuje druga osoba, kiedy w koncu wyjawisz jej, ze chcesz odejsc. najelpiej byloby gdybys weszla w buty swojego partnera i zwizualizowala sobie swoje uczucia kiedy ktos potraktowalby lub mialby takie a nie inne zamiary wobec ciebie.
prosisz o rade, ale powiedz o jaka rade tak naprawde tobie chodzi?
moze ty po prostu nie umiesz pokochac? sama piszesz, ze rzucalas swoich poprzednich partnerow. moze nie masz w sobie stalosci uczuc i nie wynika to z "dorwania" odpowiedniego partnera, ale z innych moze tylko tobie, lub tez psychologowi znanych powodek (jesli poddasz sie doglebnej analizie).
ja uwazam, ze kazdy ma prawo do dbania o siebie i swoje dobro, ale nie moze to w zadnym wypadku zahaczac o utrate dobra innej osoby lub wyrzadzanie jej krzywdy, a tutaj nie oszukujmy sie, zapewne bedzie to mialo miejsce.
ona32
 
Posty: 309
Dołączył(a): 14 lis 2012, o 20:17

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez Księżycowa » 6 sty 2013, o 20:24

ona32 napisał(a):moze ty po prostu nie umiesz pokochac?


Może się czepiam ale mi się nie podoba takie okreslenie, bo mozna je na wiele sposobów rozumieć i różie odebrać.
Ja bym powiedziala, że może karla_t z jakichś powodów boi się pokochać, zaufać co powoduje jej trudności ze stworzeniem i utrzymaniem związku.

Nie jest to facet moich marzen, mecze sie w tym zwiazku, brakuje mi w nim wszystkiego... marze o zwiazku w ktorym bede szczesliwa, nie mowie tu o wieczynch motylkach w brzuchu i podnieceniu ale o czym cos bedzie sprawiac ze kazdego dnia bede mogla sobie powiedziec '[b]tak to jest ten ktorego kocham i nie zamienie na innego!!' [/b]

Facet moich marzeń to zabrzmiało trochę jak wyobrażenie naiwnej dziewczynki. Wybacz za określeie ale tak to odebrałam.
Każdy ma wady i nikt nie jest idealny. A ja po czasie zrozumiałam, że kocha się kogoś na prawdę i jest się przy nim szczęśliwym POMIMO jego wad i jak sie okazuje, że kiedy trzeba się rozstać na jakiś czas, to nawet tych wad nam brakuje.

A zdanie, które pogrubiłam wyżej przypomniało mi, że ja jakiś czas temu też byłam pewna, ze to nie to, że ten facet (mój obecny) nie daje mi czegoś, czego potrzebuje a z czasem zrozumiałam, że oczekiwałam od niego czegoś, czego nie mógl mi dać. Jak sobie to poukładalam, to w kocu pomyslałam, że nie zmienię go na innego.

Poza tym masz sporą łatwość wiązania się z kimś. Jakbyś nie mogła bez tego żyć.



Jak widzisz swoje szczęście w związku? Czego Ci teraz brak w nim?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez KATKA » 6 sty 2013, o 20:46

a może to po prostu nie ten... i juz :bezradny:
najgorsze,z ę ludzie w kazdym zauroczeniu dopatrują sie miłosci...ale życie szybko weryfikuje...
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez Księżycowa » 6 sty 2013, o 20:51

odkad pamietam to ja zawsze zostawialam facetow (owszem duzo ich nie bylo, ale jednak) nawet zdazylam wziasc slub w wieku 19-stu lat a dwa lata pozniej sie rozwiesc... Wydaje mi sie, ze to tak zwany slomiany zapal ktory dopada mnie nawet w MILOSCI :( zakochuje sie szybko i (moze nie szybko) ale i odkochuje za jakis czas.

No moze KATKA. Nikt nie Twierdzi, że nie. Tylko na podstawie fragmentu choćby opowieści autorki można wziąć też pod uwagę, że powód może byc inny niż to, że to nie ten.

Każdą opcję warto rozważyć, przeanalizować i przemyśleć a skoro Karla zdecydowała się apisać tutaj to musi sobie z czymś nie radzić, coś ją niepokoi oprócz tego, że jest w tej sytuacji też dziecko.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez biscuit » 6 sty 2013, o 21:04

karla_t napisał(a): Odejsc nie odejde bo jestem na wychowawczym i nie bylabym w stanie sie utrzymac z dzieckiem... Doradzcie mi cos,

bardzo proszę

podjąć pracę
dziecko oddać do żłobka albo przedszkola
lub zatrudnić opiekunkę
wystąpić o alimenty
odejść i utrzymywać się sama

czyli ja bym nakierowała swoją energię i uwagę
na usamodzielnienie się finansowe
i uniezależnienie od narzeczonego
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez karla_t » 6 sty 2013, o 21:11

to nie jest tak, ze patrze tylko na swoje dobry. Juz nie raz ze swoim partnerem stwierdzilismy ze 'trzyma nas tylko dziecko' Kiedys juz prawie (wspolnie) podjelismy decyzje o rozstaniu. On wie, ze nasz zwiazek nie jest idealny i zdaje sobie z tego sprawe ze kiedys moze dojsc do rozstania, tyle ze on np na dzien dzisjejszy bylby sklonny wziasc slub ze mna (podkreslam - na dzien dzisiejszy). Sam mi nie raz wygarnial okropne rzeczy, np. takie cos ze lepiej byloby jakbym umarla bo przynajmniej bylby pewny ze nie bede mu utrudniac kontaktow z dzieckiem w razie w. Powiedzmy ze na dzien dzisiejszy jest ok, pomijam fakt ze on cierpi na brak sexu ze mna, ale co ja mam zrobic kiedy naprawde nie mam ani grama ochoty :(
Co do kochania to moze faktycznie cos w tym jest, moze ja tego po prostu nie potrafie na dluzsza mete.... tylko ja sama nie wiem czy sie kiedykolwiek tego dowiem :cry:
Szczesliwa w tym zwiazku sie nie czuje, nie jest on napewno najgorszy bo wiem ze kobiety maja gorzej, ale mimo wszystko brakuje mi czegos... Moj facet jest jeszcze dosyc dziecinny, przeszkadzaja mi jego ze tak to ujme 'glupie teksty' najbardziej w jakim towarzystwie, gdzie nie koniecznie sa nasi najblizsi znajomi ktorzy go znaja... Przeszkadza mi w nim jeszcze pare innych rzeczy, ale wiadomo ja tez idealna nie jestem.
Mysle, ze jednym z powodow dla ktorych nie jestem z nim szczesliwa to za krotka znajomosc zanim zaszlam w ciaze... myslalam ze bedzie pieknie, a wcale tak nie jest.
karla_t
 
Posty: 10
Dołączył(a): 6 sty 2013, o 15:21

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez Księżycowa » 6 sty 2013, o 21:18

No tak to jest jak motylki opadną...

Ale w pierwszym poscie sie przedstawiłas jako tą wybredną, która nie ma na co narzekać a dopiero tu piszesz co Twój facet potrafi.
Wcale Ci się nie dziwię, że nie chcesz być w tym związku w tym momecie. Nie pozostaje Ci więc nic jak pójść za radą bis i zrobić coś by być szczęśliwszą o i co za tym idzie również dziecko.

A masz kogoś, kto ewetualnie móglby Ci pomóc?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez karla_t » 6 sty 2013, o 21:21

biscuit napisał(a):
karla_t napisał(a): Odejsc nie odejde bo jestem na wychowawczym i nie bylabym w stanie sie utrzymac z dzieckiem... Doradzcie mi cos,

bardzo proszę

podjąć pracę
dziecko oddać do żłobka albo przedszkola
lub zatrudnić opiekunkę
wystąpić o alimenty
odejść i utrzymywać się sama

czyli ja bym nakierowała swoją energię i uwagę
na usamodzielnienie się finansowe
i uniezależnienie od narzeczonego


Dziecko idzie do przedszkola od pazdziernika,juz jest zapisane. pracy szukam, zlozylam juz dwa podania i czekam. z tym ze na kilka godzin tygodniowo bo wiecej i tak nie moge bedac na macierzynskim.
karla_t
 
Posty: 10
Dołączył(a): 6 sty 2013, o 15:21

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez smerfetka0 » 6 sty 2013, o 22:08

oj karla karla, mysle ze za szybko wszystko spisujesz na straty nie biorac pod uwage tego ze w kazdym zwiazku sa momenty kiedy nam sie wydaje ze nam sie partner znudzil, ze jestesmy z nim bo jestesmy i jakos tak.... mysle ze jak napada cie taki stan bardzo szybko sie poddajesz i nie walczysz o wlasna rodzine.

co cie tak naprawde w nim drazni? z jakimi jego cechami, zachowaniami nie mozesz zyc ?

a takze, co ci sie w nim podobalo na poczatku ?

macie wspolne dziecko i z tego powodu uwazam ze obowiazkiem waszym i twoim jest to by starac sie podtrzymac ta rodzine, tym bardziej jesli nie ma przemocy, nalogu czy czegos karygodnego, bo jednak zwiazek za wszelka cene bo dziecko tez miejsca nie powinien miec.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez Księżycowa » 6 sty 2013, o 22:16

smerfetka0 napisał(a):macie wspolne dziecko i z tego powodu uwazam ze obowiazkiem waszym i twoim jest to by starac sie podtrzymac ta rodzine,


Oj nie chyba smerfetko. Podtrzymanie czegoś ,,dla dobra dziecka" jest dla niego gorsze niz rozstanie, Mam kolezankę, której rodzice się rozwiedli jak byłyśmy jeszcze dziećmi. Też nie było przemocy tam ale kłótnie jak się nie układa się dzieją i emocjoanlnie dziecko to czuje... Poza tym się to dziecko w tych problemach nie chcący zaniedbuje.
Wracając do mojej kolezanki, nie było tam przemocy alkoholu itp. a laska w końcu zaczęła się samookaleczać, niedlugo straciłaby rękę. Dowiedziała się właśnie, że dla niej zostali razem i stwierdziła, ze wolelałaby, zeby tego nie zrobili, bo ona nie umie sobie z tym poradzić :(
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez mahika » 6 sty 2013, o 22:20

Księżycowa napisał(a):Oj nie chyba smerfetko. Podtrzymanie czegoś ,,dla dobra dziecka" jest dla niego gorsze niz rozstanie,

Smerfetce chyba chodziło że warto dla tego dziecka, poszukać, przypomnieć sobie, co ich połączyło,
zastanowić się czy nie da sie wskrzesić tego co zabiła codzienność.
tak myślę, bo na końcu napisała
smerfetka0 napisał(a):bo jednak zwiazek za wszelka cene bo dziecko tez miejsca nie powinien miec.

ja też bym poszła tym tropem.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez Księżycowa » 6 sty 2013, o 22:25

A to nie będzie za wszelka cenę? Będzie. Skoro oboje już raz doszi do wniosku, że t nie ma sesu, to znaczy wg mnie, że są bliżej rozstania niż walki o cokoliwek. A dziecko wg mnie oberwie bardziej jak będa sie starać na siłę.
A z drugiej strony skoro teraz tak jest, to co będzie później? Jakoś nie wierzę, że cudownie będą żyli szczęśliwie i w ogóle. Na pewno przynajmniej sami tego nie dokonają. Może terapia dla par jak już? Choć nie wiem czy to właśnie nie będzie na siłę.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez karla_t » 6 sty 2013, o 22:39

Księżycowa napisał(a):No tak to jest jak motylki opadną...

Ale w pierwszym poscie sie przedstawiłas jako tą wybredną, która nie ma na co narzekać a dopiero tu piszesz co Twój facet potrafi.
Wcale Ci się nie dziwię, że nie chcesz być w tym związku w tym momecie. Nie pozostaje Ci więc nic jak pójść za radą bis i zrobić coś by być szczęśliwszą o i co za tym idzie również dziecko.

A masz kogoś, kto ewetualnie móglby Ci pomóc?


napisalam tak wlasnie dlatego zeby nie przedstawiac go w najgorszym swietle bo taki nie jest. ma wady i ma zalety tak juz pisalam, jednak pomimo tych zalet nie potrafie sie do niego juz przekonac, choc probowalam...
nawet nie wiecie jak czesta probuje sobie wmowic ze bedzie dobrze, ze to minie, ze jeszcze bede z nim szczesliwa - nie ale nie, to wszystko nie mija, nie jestem szczesliwa - ehh...
Ja mieszkam za granica i owszem mam tu mame, ale ona tu jest niedlugo wiec bardziej ja jej pomaga niz ona mi...

tak jak pisalam dlugo sie nie znalismy zanim zaszlam w ciaze. Co mi sie w nim podobalo, to ze bedac wczesniej w zwiazku w ktorym nie bardzo moglam wychodzic tak w tym poczulam wolnosc, tzn ze bawilismy sie razem, imprezowalismy, bylismy obydwoje szaleni i lubielismy sie dobrze bawic. Jednak dlugo to nie trwalo, pojawilo sie dziecko i czar prysl, teraz sobie jakos radzimy choc finansowo jest kiepsko... i wlasnie brak kasy sprawia ze dochodza niepotrzebne sprzeczki :/
karla_t
 
Posty: 10
Dołączył(a): 6 sty 2013, o 15:21

Re: ja, on i nasze dziecko

Postprzez Księżycowa » 6 sty 2013, o 22:42

Wmawiać sobie, ze jest ok. jak nie jest, to nie potrzebne zamieszanie robi w Tobie.

A tak ogólnie to on podejmuje jakieś starania?
Ale nie mówię o gotowaniu i sprzątaniu, tylko o Waszych relacjach. Staracie się razem czy bardziej jedna strona i sie mijacie?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 208 gości