Witajcie!
Tak na poczatku to chcialabym sie przyznac, ze boje sie napisac co tak naprawde mysle i chcialabym aby ten problem nie istanial, jednak jest to chyba nie mozliwe...
Zaczne moze od poczatku - tak jest chyba najlepiej...
Mam 26 lat, narzeczonego i dziecko. Zyje bez slubu i poki co nie zamierzam go brac. Jednak w czym rzecz ...? jej ja nawet nie wiem czy wy zrozumiecie to wszystko bo ja sama sie w tym wszystkim gubie.
Wydaje mi sie, a raczej jestem o tym przekonana iz nie kocham swojego mezyczyzny... Nie jestesmy razem jakos bardzo dlugo to fakt, bo nie cale 3 lata i przez ten krotki okres czasu On mi sie mega znudzil wiem ze brzmi to okropnie, ale tak jest. Nie jest to facet moich marzen, mecze sie w tym zwiazku, brakuje mi w nim wszystkiego... marze o zwiazku w ktorym bede szczesliwa, nie mowie tu o wieczynch motylkach w brzuchu i podnieceniu ale o czym cos bedzie sprawiac ze kazdego dnia bede mogla sobie powiedziec 'tak to jest ten ktorego kocham i nie zamienie na innego!!' Dlaczego tak jest - mysle ze jest to po czesci moja wina. Moj charakter nie jest doskonaly, odkad pamietam to ja zawsze zostawialam facetow (owszem duzo ich nie bylo, ale jednak) nawet zdazylam wziasc slub w wieku 19-stu lat a dwa lata pozniej sie rozwiesc... Wydaje mi sie, ze to tak zwany slomiany zapal ktory dopada mnie nawet w MILOSCI zakochuje sie szybko i (moze nie szybko) ale i odkochuje za jakis czas. Jednak w tym przypadku, jest dziecko - moje szczescie najwieksze i milosc mojego zycia! Tak wiem, ze dzieci wyczuwaja kiedy miedzy rodzicami jest cos nie tak, ale chyba nie u nas. Moj narzeczony jest naprawde SUPER tata - nie moge mu w tej kwestii nic zarzucic, klocic sie tez staramy nie przy naszym dziecku, tak zeby nie odczuwalo ze jest cos nie tak... Moj partner ma wady jak kazdy, ale ma tez zalety. Facet ktory gotuje, sprzata, opiekuje sie dzieckiem nawet wtedy kiedy jest zmeczony, pracuje itd itp Sami widzicie i pewnie sobie myslicie idiotka!! jednak wiem, ze musze cos z tym zrobic bo ja sie z tym wszystkim mecze. Odejsc nie odejde bo jestem na wychowawczym i nie bylabym w stanie sie utrzymac z dzieckiem... Mecza mnie juz chore mysli typu, moze jakis kochanek... jej jaka ja jestem nie powazna. Jak ja bym chciala miec normalny zwiazek a nie myslec o tych wszystkich glupotach. moj charakter jest do du...!! Chcialabym napisac duzo, duzo wiecej ale ten kociol ktory mam w glowie mi nie pozwala. Potrzebuje jakiegos wsparcia. Najchetniej poszlabym do psychologa, ale nawet mnie teraz na niego nie stac... Doradzcie mi cos, wiem ze krytyka pewnie sama sie cisnie na usta ale potrzebuje wsparcia a nie obrzucania blotem