Witam,
Przepraszam, że zamęczam was moimi problemami, ale naprawdę nie mam się do kogo zwrócić. Bardzo chciałabym z kimś o tym porozmawiać, z kimś neutralnym, potrafiącym spojrzeć na sprawę obiektywnie i z odpowiednim dystansem emocjonalnym.
Sama już nie wiem czy mam problem ze sobą czy z chłopakiem. Jestem bardzo wrażliwą osobą, wieloma rzeczami bardzo się przejmuje i biorę do siebie. Jednym z moich problemów jest to, że zupełnie zatraciłam poczucie własnej wartości, mam wrażenie że jestem beznadziejna i nic nie potrafię zrobić dobrze. Siebie postrzegam przez to co mówią inne osoby, a zwłaszcza tą jedną - mojego chłopaka.
Jesteśmy razem prawie od 3 lat. Tzn zaczeliśmy być ze sobą w styczniu 2010. Przez ten czas on 2 razy z nas zrezygnował, ja cały czas trwałam przy nim, mialam nadzieje, że w końcu się mną zainteresuje, nic nie planowałam z nadzieją, że sobie o mnie przypomni - podczas gdy on traktował nas jak otwarty związek bez zobowiązań. Trwało to jakiś czas, po czym wrócił do mnie, przeprosił, przez jakiś czas było fajnie po czym sytuacja się powtórzyła. Bardzo cierpiałam, ale powiedziałam sobie dość. Przez cały ten czas byłam bardzo ograniczona - on mógł wszystko, ja nie mogłam nic, on imprezował a ja siedziałam w domu, bojąc się do kogokolwiek odezwać by on nie był na mnie zły. Miałam wrażenie że wszystkie kłótnie były spowodowane tylko i wyłącznie moją winą. No ale cóż, po zerwaniu znalazłam w sobie resztki siły by powiedzieć dość. Jednak po jakimś czasie znów do siebie wróciliśmy - on obiecał że się zmieni, zaczełam to zauważać, zaczęliśmy razem wychodzić, do kina, do restauracji, on o mnie dbał, troszczył się, był czuły. Zdarzały się kłótnie ale zawsze udawało nam się dojść do porozumienia, zreszta mam wrażenie że zawsze przez te 3 lata starałam się tłumaczyć sobie samej i przed innymi każde jego nie do końca dobre zachowanie. Idąc dalej - teraz jestem we Włoszech na Erasmusie. Nadal jestem z moim chłopakiem, aczykolwiek czuje się jak na jakimś rollercasterze, brak mi już sił. Staram się często wracać do Polski (raz na 3 tygodnie) i naprawdę poświęcam ogrom czasu mojego chlopakowi, każdą wolną chwilę spędzamy na skype, nawet na czacie na zajęciach. Jednak kłótnie się tylko nasilają. Nie chodzę za dużo na imprezy, byłam na jakiejś to obraził się że sobie wychodzę, gdy dodałam nowych znajomych z erasmusa do znajomych na facebooku, zrobił awanture. Gdy mówię że kocham i tęsknie bardzo, mówi że wcale nie, albo że słabo. Ma przylecieć do mnie w przyszły poniedziałek, ale mówi że nie przyleci bo ja nie chce, a bardzo chce, nie wiem dlaczego stale wzbudza we mnie poczucie winy. Ja już nie mam sily, nie wiem ile razy mam mu tłumaczyć, czasem nie wytrzymuje i krzykne, to on jeszcze bardziej się obrazi, wzbudzi jeszcze większe poczucie winy i powie że nie wie jak ja się moge tak zachowywać. Wtedy ja zaczynam płakać - taka już jestem, bardzo wylewna, emocje mnie przepełniaja. Dla niego to tylko nieuzasadnione miny więc mówi że mam się wyłączyć i nie będzie ze mną rozmawiac. Naprawdę nie mam komu się zwierzyć, z kim porozmawiać dlatego piszę tu. Wczoraj z niemocy napisałam status na facebooku "it’s the boy that blames the girl, not the man. chuck bass is soo true ♥" (oglądając gossip girl - cytat bezpośrednio z serialu). Dziś rano kolejna awantura - że ustawiłam status z serduszkiem , ze dla niego to dziwne (lecz gdy poprosilam go o wytlumaczenie dlaczego napisał: ale nie chce o nich gadac, wiec nie pisz juz o tym bo poprostu nie odpisze. I że jak chce to sobie mam wysyłac serduszka do innych chłopaków. Potem rozmawiałam z tatą, który powiedział mi, że mój chłopak dzwonił do niego wczoraj i mówił że sprzedał samochód który chciał sprzedać od dłuższego czasu. Spytałam się chłopaka dlaczego mi o tym nie powiedział, to stwierdził, że po co miał mówić, to nie było, ważne, nie powiedział to nie powiedział i po co wogóle ciągne temat. WIem, że gdybym ja mu czegoś nie powiedziała to by była dzika awantura, ale widocznie on w stosunku do siebie stosuje inne prawa..
Zupełnie nie wiem co mam robić, czuje się beznadziejnie....staram się jak mogę by było mu najlepiej, czy wszystko co sie dzieje to moja wina? nie mam już sił, nie wiem co zrobić by było dobrze..... czuje się podle....
jeszcze raz przepraszam że kłopoczę was moimi problemami ale naprawde nie mam z kim porozmawiać. Nie otwieram się przed ludźmi tak bardzo, sprawiam przed innymi wrażenie że wszystko jest ok, a mój chłopak nie chce o tym porozmaiwać bo według niego to tylko moje humory, głupie miny i że sobie wymyślam, że to on mnie bardziej kocha i że powinnam to docenić....czy to naprawde wszystko jest moją winą?