Ja wrzucam różne mięsa z kością, np trochę kurczaka ( ale wolę nie uzywac korpusów, tylko udko, albo skrzydełka) trochę indyka i kawałek wołowiny- mięsa powinno byc duzo. Różne jarzyny- marchewkę, pietruszkę, seler, tego też sporo oraz po troszku innych warzyw- kawałek papryki, różyczkę brokuła, rzodkiewkę ( to podpatrzyłam u mamy- jak mamie zostaje jakaś rzodkiewka to sobię ją mrozi i dorzuca do rosołu), pół małego buraczka ( dla koloru), suszonego grzybka. Smak rosołu podnoszą też suszone warzywa ( chodzi mi o rzeczywiście wysuszone warzywa, a nie jarzynkę, czy vegetę. Daję też bardzo dużo zielska- łodygi natki pietruszki, łodygi selera ( chodzi o liscie selera korzeniowego, które sobie latem mrożę), zielone cześci pora, gałązki lubczyku.
I całkiem sporo przypraw: kawałek imbiru, ostra papryczke chili, ząbek czosnku, sól i pieprz ( w ziarenkach). Nie znoszę smaku listka laurowego i ziela w rosole ( choc w innych zupach- chętnie), wiec nie daję, za to daję goździka. I jeszcze pod koniec gotowania- kozieradkę. Paloną cebule tez czasem daję, choc latem unikam, bo rosół szybciej kiśnie. Kiśnie też przed burzą. I to nie są żadne zabobony, tylko zawartośc ozonu w powietrzu to powoduje.
To sobie wszystko razem mruga na piecu przez kilka godzin.
Ja nie szumuję rosołu, tylko do gotującego się dolewam trochę wody- wtedy te cząsteczki białka opadają na dno.
Później przecedzam przez szmatkę. I zbieram tłuszcz. Nie cały, bo tłuszcz jest nośnikiem smaku też, ale zbieram, bo gruba warstwa tłuszczu mnie odbiera apetyt. Szczególnie drobiowe rosoły ( z dodatkiem kaczki, albo gęsi, ale też i kurczak potrafi byc niezłym tłuściochem) są bogate w taki efekt uboczny. Po wystudzeniu rosołu - po prostu sciagam łyżką " to białe", a jak nie mam czasu na studzenie- to przykładam zamrożony wkład z lodówki turystycznej, owinięty w papier i tłuszcz się przykleja.
Czasem jest potrzebne samo mieso z rosołu- wtedy najpierw się nastawia warzywa i do gorącego bulionu dodaje mięso. Wtedy zamykają się pory w mięsie i pozostaje ono soczyste i smaczne.
Kiedy mają byc smaczne warzywa ( np na sałatkę jarzynową) robi się na odwrót- do gotującego się wywaru z mięsa dodaje się jarzyny.
Kiedy się chce miec smaczny rosół- daje się wszystko na raz, do zimnej wody. Tak mi mama mówiła i ja się tego trzymam
I to chyba wszystko już
Uwielbiam taki pachnący rosół z grubymi lanymi kluseczkami ( które gotuję w osobnym garnku z osoloną wodą, żeby nie miec niespodzianki w postaci zmętniałego rosołu), marchewką pokrojoną w kosteczkę i szczodrze posypany zieloną pietruszką. I jeszcze pieprzem prosto z młynka
Ale chyba w każdym domu się inaczej gotuje rosół. I mówię teraz o prawdziwym, uczciwym rosole, a nie żółtej wodzie.
Na weselach jest daniem niemal obowiązkowym, a ponieważ jest tak powszechny, to każdy stara się podac go inaczej. Na jednym- do talerza wsadzono łabędzia z ciasta ptysiowego i kiedy wlewało się zupę do talerza- łabędź się unosił ( troche kicz, ale dzieci miały radochę). Na innym weselu- z mies zrobiono takie kuleczki- klopsiki. Na jeszcze innym- podano go z zieloną gąską pokrojoną w słomkę. Na jeszcze innym, w talerzach czekała taka kosteczka z ugotowanych kurzych żołądków.
No i z całą pewnością- porządny rosół jako danie popisowe powinien byc podany z domowym makaronem, albo właśnie z kluskami lanymi. Fabryczny, taki gładki makaron psuje całą radochę rosołu...
Limonka, juz kiedyś gadaliśmy o rosole- dziewczyny pisały, jak gotują w swoich domach. Może przez wyszukiwarkę uda się znaleźc tamten watek?
A jaki jest amerykański rosół? Czym się różni od naszego?