Chciałam się przywitać na wstępie. Wygoglowałam to forum przypadkiem, ale moja obecność tutaj nie jest przypadkowa. Poszukując informacji na różne tematy najczęściej mnie tutaj kierowało. I faktycznie, czytając Wasze wypowiedzi poczułam się trochę 'jak w domu' a przynajmniej poczułam, że mogę tutaj znaleźć wiele osób, które dzięki swojemu doświadczeniu pomogą mi przejść przez trudności, które piętrzą się w moim życiu.
Po krótce - jestem samotną matką. Uciekłam od ojca mojego dziecka będąc jeszcze w ciąży. Mimo iż nie żałuję tej decyzji trudności piętrzą się i piętrzą. Takie codzienne - nie mamy gdzie mieszkać, za co żyć... i tym podobne przyziemne sprawy. Mimo problemów bytowych mam w sobie sporo energii i zapału - a wszystko dzięki mojej miłości - mojego cudownego dzieciaczka. Jednak od pewnego momentu zaczynam jakby się poddawać. Gdy udaje mi się rozwiązać jedną sprawę, pojawia się następna. Kończą się pomysły.
Czuję się bardzo samotna i jakaś taka inna. Może to za dużo powiedziane - jak wyrzutek, ale myślę, że nie będzie przesadzone stwierdzenie - niewidoczna. Znajomi nie chcą wręcz rozmawiać ze mną o moich sprawach, ponieważ ich to przerasta lub przeraża lub jak ja czują się bezradni. Nie mam do nich pretensji o to. A mimo to, ogromnie potrzeba mi zrozumienia, wsparcia. Bo coraz częściej płaczę i nic nie robię z bezradności.
Stąd moja tutaj obecność. Każdy z nas boryka się z codziennością. Skąd czerpiecie siłę i zaparcie aby brnąć do przodu. Jak poradziłyście/poradziliście sobie z wyjściem z błędnych kół życiowych? Jak nie dreptać w miejscu?