Nie wiem od czego zaczac...
siedze i probuje sie uczyc do egzaminow...w tym "burdelu" czytaj akademik.
Musze sie przeprowadzic, inaczej bede studiowala do usranej smierci...
nie mam kasy na przeprowadzke i normalne mieszkanie, to co zarabiam nie starczy mi na oplacenie studiow. Musialabym pracowac wiecej godzin, co koliduje ze studiami.
Nienawidze ludzi w akademiku. Codzienne imprezy itp. w kuchni (naprzeciwko) mojego pokoju skutecznie utrudniaja mi nauke, ktora i tak w takim stanie psych. jest utrudniona.
Gdy mam zajecia i ide do pracy, przychodze bardzo pozno do domu i jestem padnieta, nawet wtedy nie mam spokoju. Niestety nie mieszkaja tu tylko studenci ale tez i praktykanci itp., dlatego jest im obojetne, czy jest glosno czy nie.
Moj zwiazek jak wczesniej pisalam-....nic sie nie zmienilo....
jestem rozczarowana....takze tym, ze moj facet do tej pory nie zaproponowal wspolnego zamieszkania....zwlaszcza teraz, gdy nie mam sily juz tutaj mieszkac a nie stac mnie na wynajecie samej normalnego mieszkania.
Moja mama mnie nie rozumie....takze tego w jakim stanie psych. jestem i jak mi ciezko.
Mam problemy z koncentracja, przy takim stresie jestem czesto doslownie jak sparalizowana. Niestety, sama jestem z tym problemem.
Zaluje, ze zaczelam te studia...bardzo...zaplacilam za nie zdrowiem.
Nie mam wlasnej rodziny, samochodu, nie mam mieszkania, czuje sie staro....i nie wiem dokad zmierzam....stracilam poczucie sensu zycia.
Najchetniej bym zasnela i sie nigdy nie obudzila....