przez ona32 » 28 lis 2012, o 08:47
Ostatni36,
przez kilka poprzednich dni wpisywalam w google "jak radzic sobie z porzuceniem" czytalam mase artykulow i postow ludzi w podobnej sytuacji do mnie. Jednak wlasnie czlowiek tak jest skonstruowany, ze jego cierpienie w danej chwili wydaje sie byc tym najwiekszym a wszystko, co dzieje sie dookola jest niewidoczne.
Ja dostalam tabletki na tak zwane podniesienie poziomu serotoniny, ale nie biore ich.
Nie chce sie oszukiwac. Wiesz, kazdy mi mowi, ze to przejdzie, ze to kwestia czasu, owszem mam swiadomosc tego, ze to przejdzie, ale teraz boli i jak boli to mysli sie wylacznie o tym momencie a nie patrzy w przod.
Tak jak pisalam, najgorsze sa poranki i wieczory. Rano po przebudzeniu czuje sie, jakbym przezywala wszystko od nowa, bol,strach,zal mieszaja sie ze soba i dlawia. Wieczorami z przezywania jestem zmeczona, staram sie wypierac mysli,ale one natretnie powracaja. Chodze do pracy, bo musze, nie ma wyboru. Zakladam maske. Slysze, kurcze iza ale ty dobrze wygladasz, trzymasz sie, no ale co robic? Makijarz czy ubranie to tylko pozor a z szacunku do ludzi nie mozna sie przeciez zapuscic.
Nie wiem, nie potrafie zrozumiec, jak mozna komus powiedziec tak z dnia na dzien, ze sie kogos nie kocha, ze nie jest sie z kims szczesliwym (to akurat slowa z twojej historii).
Moj byly dzwonil do mnie w zeszly piatek 5 razy, ostatni o prawie 1 nad ranem, nie odebralam. W niedziele dzwonil ponownie postanowilam, ze odbiore. Znowu mowil,ze sie o mnie martwil, ze chcialby z jednej strony abym kogos poznala i byla szczesliwa z drugiej zas nie chcialby, bo przeciez to my mielismy byc razem. Kiedy powiedzialam mu, ze mnie zranil, ze jak tak mozna, wskazalam na jego bledy w zachwaniu o ktorych mowil sam psycholog, on stwierdzil,ze na pewno nie rozmawialam z psychologiem, ze on nie mogl wytrzymac jak ja reaguje na problemy, ze placze. Co chwile podawal inny powod. Na koniec skwitowal, ze jestem neurotyczka. Zaczelam o tym czytac duzo. Kiedy poprosilam go, zeby sam anzwal swoje bledy w tej relacji, nie umial wymienic niczego i to dalo mi do myslenia.
Mam osoby, ktore moj przypadek tego zwiazku znaly od poczatku i mowily mi abym to skonczyla, ale ja akceptowalam go takim jaki jest. Okazuje sie, ze to byl moj blad, ze nie wytyczylam granic, a on nie tylko tego nie docenil, ale tez wykorzystywal.
Napisalam mu maila w poniedzialek, wkleilam kalendarz zrealizowanych rozmow telefonicznych z psychologiem i podkreslilam, ze niestety ocenia wg siebie i uwaza,ze kazdy mowi nieprawde. Na sam koniec maila napisalam:wykasuj moj numer telefonu, mojego maila, nie ma mnie dla ciebie. Ty dla mnie tez przestales istniec.
W jakims artykule wyczytalam aby przeanalizowac zachowanie osoby, ktora nas opuscila, ze kazdy ma do tego prawo, ale nie oznacza to, ze to cos z nami jest nie tak. Podkreslono rowniez, ze nie da kochac sie za dwie osoby i jezeli ktos nie docenil naszego uczucia to jego strata. Osoby, ktore porzucaja, czesto same sa zagubione i nie umieja zdefiniowac czym jest dla nich szczescie.
Absolutnym bledem bylo probowanie zatrzymywania go i mam nadzieje, ze ty tego w swojej relacji nie zrobiles.
Niestety jezeli ktos mowi, ze nie chce z nami byc, to trzeba to przyjac a nie ponizac sie i prosic,zeby zostal,bo tak, jak napisano w tym artykule, nie da kochac sie za dwie osoby.
Jest mi ciezko, nawet bardzo i pewnie dlugo bedzie,ale mam dwa wyjscia albo odebrac sobie zycie, albo przetrwac to. Wybieram opcje druga, bo po pierwsze nie mam odwagi na smierc a poza tym nie moge skrzywdzic innych, bo cierpieliby tak, jak ja teraz.
Ostatni36 jak bedziesz mial zly nastroj, chcial sie wygadac, pisz. Faktycznie wsparcie pomoaga i odciaza troche z przygnebienia.