zostawił mnie

Problemy z partnerami.

Postprzez mahika » 22 lut 2008, o 10:14

Powodzenia Ladorada, mam nadzieje że wrócisz z dobrymi wieściami i takie też usłyszysz od nas....
Szczerze w to wątpie ale nadzieja pozostaje :(
Idź walcz, moze coś wywalczysz.
Wiadomo ze zrobisz po swojemu...

Zastanawiałam sie nad słowami szafirowej o godności, szacunku do samej siebie.... jak to odzyskać???
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Szafirowa » 22 lut 2008, o 11:37

Mahiczko,
Nad tym się długo pracuje. Do stanu równowagi i wewnętrznej harmonii, a więc odczuwania w sobie tych wszystkich cech, które sprawiają, że jako człowiek czujemy się kompletni - dochodzi się małymi kroczkami.
Czasem jest tak, że się tego wcale nie czuje, ale jest postęp.
I któregoś dnia przychodzi ta świadomość, poczucie, że oto znowu jesteśmy wartościowe - same dla siebie.
A może poznaje się to po momencie, w którym wiemy, że teraz nawet nie spojrzałybyśmy w stronę faceta, za którym kiedyś wypłakiwałyśmy sobie oczi i łamały nogi goniąc go.
Znika strach, a zastępuje go właśnie poczucie własnej godności, wartości.
Nie wiem czy moje słowa potrafią wienie oddać to co czułam wtedy.
Miałam wrażenie, że jakoś tak samoczynnie ustaliły się we mnie wewnętrzne granice, o których miałam pewność, że są nieprzekraczalne przez nikogo.
I tak jak wcześniej bałam się mieć własne zdanie, bałam się, że cokolwiek powiem czy zrobię, a jemu się to nie spodoba, a więc go stracę. No i Matko Boska, żeby tylko był zadowolony ze mnie, nie mogę mu niczego odmówić, nie mogę niczego skrytykować, muszę sprawić za wszelką cenę by był ze mnie zadowolony ... tak, tak sobie myślałam.
A później po długim czasie od rozstania (to były 2 lata kiedy byłam sama) kiedy dokonała się ta transformacja, której starałam się pomagać ze wszystkich sił, poznałam mojego męża obecnego.
I mimo iż podobał mi się bardzo, pociągało mnie w nim wiele jego dobrych cech, mimo iż chciałam, bardzo chciałam z nim być - to wyobraź sobie, że stać mnie było na to, żeby powiedzieć mu: nie dzwoń do mnie przez następne dwa tygodnie, kiedy np. uraził mnie głupimiu żartami, albo sprawił mi przykrość czymkolwiek.
Nie zrozum mnie źle, to nie tak, że obrażałam się o byle głupstwo, że ciągle robiłam fochy ... ale po prostu wiedziałam, na co mogę się zgodzić pozwolić, co mogę zaakceptować, a czemu definitywnie powiem NIE.
I te granice nie naciągały się jak gumka od majtek, tylko były solidne i trwałe.
I mówiłam NIE, bez strachu.
Wiem od K. że w ten sposób zaimponowałam mu, choć nie o to mi chodziło. Nauczył się poprzez moją postawę, że nie zawsze nie wszystko wolno. Że partnerowi należy się w sposób naturalny, samoistny wręcz, szacunek i poważanie.

I choć kilka lat temu zupełnie jak Ladorada goniłabym, namawiała, udowadniała temu facetowi że warto, namawiałabym go, tłumaczyła, wydzwaniała itp - tak teraz nawet nie splunęłabym za kimś, kto mnie tak potraktował.
Uważam ... że to nie jest miłość, mimo tego co Ladorada sądzi na ten temat. Nie z jego strony.
Miłość nierozłącznie związana jest z szacunkiem, troską, empatią, opieką nad partnerem i wszystko to wypływa z prawdziwej chęci, a nie z poczucia obowiązku.

O każdym związku, który się skończył, mówi się że jak to ? że przecież 2 tygodnie temu jeszcze trwał - ale to niczego nie dowodzi.
Ladorada tak gorączkowo, tak rozpaczliwie wręcz tłumaczy go, choć uważam, że mogłaby poświęcić tą energię na inwestycję w samą siebie.
Są takie chwile, w obliczu których większość z tego co była okazuje się być nieważna, bez znaczenia.
Mężczyzna nie był w stosunku do niej lojalny. Nie odnalazłam w żadnej z wypowiedzi Ladorady niczego o nim, co mogłoby potwierdzić, że ją szanuje.
Wręcz przeciwnie, facet zachowuje się jak dzieciak. Decyduje się na związek z nią - widząc kim ona jest, jakie ma zobowiązania. Świadomie podejmuje decyzję.
A przy każdym najdrobniejszym choćby kłopocie - rozpowiada wszystkim o ich problemach, ciągle się z nią rozstaje. Dajcie spokój z tym tłumaczeniem, że facet to facet więc lubi siedzieć w swojej jaskini. Nie wolno okreslać - facet, to jemu więcej wolno, trzeba go głaskać, wspierać, być wyrozumiała, nadskakiwać - bo mnie rzuci. No ale to facet, to ma prawo.
Otóż nie.
To Człowiek. Tak samo jak i kobieta. I nie jest z żadnego Marsa, a jeśli już - to niech sobie tam zamieszka. Tu jest Ziemia i trzeba się do ziemskiego życia przystosować. Mimo iż my kobiety podobno jesteśmy z Wenus, nijak nie możemy leżeć sobie i pachnieć i wzdychać.

Podziwiam decyzję Ladorady, może dlatego, że nie byłoby mnie na taką stać. Możemy myslec i czuć, owszem. Jednak jeśli po drugiej stronie jest głucha cisza, to moim zdaniem świadczy to o tym, że żadnej miłości tam nie ma, co najwyżej lekceważenie. Conajwyżej bak szacunku, conajwyżej brak klasy, dobrej woli. Wystraczyłoby przecież zadzwonić i powiedzieć: żegnaj to koniec. Lub: daj mi proszę trochę czasu i spokoju, odezwę się, kiedy uporam się z tym co mnie trapi.
Ot i tyle.
Takie proste.
Ja naprawdę głęboko wierzę w to, że jesli dorosły człowiek chce coś powiedzieć, przekazać, albo zrobić, to tak właśnie będzie !

Nie jesteśmy wróżkami, które dotknięciem dłoni czy spojrzeniem w oczy potrafią zdziałać cuda. Nie ma tak, że trzeba uszanować życie partnera i jego kłopoty. Bo od momentu w którym decydujemy się na związek - są NASZE kłopoty i jest NASZE życie. I z tym się zmagamy wspólnie.
Człowiek, który świadomie kocha potrafi i CHCE dzielić się wszystkim, chce tworzyć z partnerem prawdziwą jedność, nie lekceważy go, nie robi mu na złość.
Moim zdaniem Ladorada podjęła jednostronną decyzję, która przedłuży tak naprawdę proces rozstania, przysporzy jej cierpień i opóźni proces dochodzenia do wewnętrznej równowagi. Podziwiam jej odwagę.
Z tego co napisała o swoim związku wynika (dla mnie) że z drugiej strony nie ma choćby 1% wzajemności, ani żadnej dobrej woli ... :cry:
Życzę jej, aby była naprawdę szczęśliwa - ale nie z tym mężczyzną.

P.S. jeszcze do wypowiedzi Ladorady odnośnie szukania nowej miłości. To kompletna bzdura w takiej sytuacji zawracać sobie głowę podobnymi myślami. Miłości się nie szuka. Po co myślec o nowej miłości kiedy kilka dni temu zakończyło się związek ? Toż to stryczek na własną psychikę. Kiedy przychodzi czas, i jesteśmy gotowe - wyleczone, wylizałyśmy swoje rany, kiedy odzyskana równowaga i spokój pozwalają nam ją przyjąć - Miłość zjawia się nieproszona. Uwierzcie mi, że taka "nieszukana" miłość, jest najlepsza na świecie.

Dziewczyny - jesteście każda z Was niepowtarzalne, piękne, mądre, wrażliwe. Wartościowe. Musicie porzucić strach przed mówieniem nie. Nie nie zrobię tego, nie pozwolę na to, nie zgadzam się.
Bądźcie świadome własnej wartości, własnych wewnętrznych granic.
I naprawdę - wiele rzeczy będzie prostszych.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez mahika » 22 lut 2008, o 11:42

:cry: :cry: :cry:
Nie mam już siły... poddaje sie :(

Masz racje, szkoda ze nie mam drukarki.
To ja lepiej zapale bo wyje jak bóbr....

Dzięki szafirku :)
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Szafirowa » 22 lut 2008, o 11:51

No coś Ty !
Ty jesteś Wojownikiem.
Dlaczego płaczesz ?
Czy Cię czymś uraziłam ? Sprawiłam Ci przykrość ?

Nie chciałam :kwiatek:
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez jokasica » 22 lut 2008, o 12:11

Cosy ciesze sie, że doszłaś do takiego wniosku. Szkoda tylko, że miałas chwile słabosci i napsialas do niego...Mogłas mu nie dawac tej satysfakcji. No ale nic na tym nie straciłas, skoro czujesz, ze nie jest Ci potrzebny do szczęscia :)

Ja sie trzymam twardo i nie napisze do niego...Chyba, że kiedyś sam napisze, w co watpie. Szkoda. No ale coz. Musze z tym żyć. Było i nie ma. To cholernie trudo zrozumiec, a jeszcze gorzej sie z tym pogodzić.

Dziś przyjaciólka zaplanowała mi wieczor i idziemy do kina na lejdis. W tym problem, ze z moim ex tam zawsze chodzilam, do tego samego kina...Prawie co tydzien tam bylismy. Dziś wspomnienia wrócą, boję sie tam iść, zamiast śmiac sie na filmie to bede chyba płakać. Ale pojde tam, nie bede uciekac przed miejscami, w ktorych razem bylismy. Ucieczka przed rzeczywistoscia nic nie da.

Az mnie w piersi sciska ze strachu :(

Ladorada życze powodzenia z calego serca, przede wszystkim siły :kwiatek:
jokasica
 
Posty: 195
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 15:39

Postprzez mahika » 22 lut 2008, o 12:31

Nie uraziłaś....
Własnie, jestem wojownikiem. Wojuje z wiatrakami, to załosne....
Zapłakałam nad własną głupotą, uświadomiłaś mi ładnych pare rzeczy i za to Ci dziękuję, ale nie zmienia to faktu ze jestem żałosna. Tylko zamiast sie rozczulać nad soba powinnam brać się w garść i zacząć walczyc siebie, swoja przyszłość a nie o to co juz powinno być przeszłością i zamknietym rozdziałem.
Precież LEPIEJ JUŻ NIE BĘDZIE, TYLKO GORZEJ !!!!
:cry: :cry: :cry:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez jokasica » 22 lut 2008, o 13:34

---------- 12:04 22.02.2008 ----------

Dlaczego to tak boli..Jeszcze jakis czas temu spedzalismy razem kazdy dzien i kazda noc, jeszcze w litopadzie bylismy w egipcie, cudowne wakacje...A teraz tak nagle koniec?Zero kontaktu? Od tak po prostu? Jedna kłotnia i wszystko runeło. Miały byc zareczyny w tym roku....na drugi rok slub...A teraz nawet nie wiem co u niego słychać. Nie spie, prawie nic nie jem, tak dawno sie nie smiałam....

Do mnie wciąż nie dociera, że to koniec. Nie potrafie w to uwierzyć. Te chwile juz nigdy nie wróca? Po tym co razem przezylismy, nie mamy nawet kontaktu, nie umiem sie z tym pogodzic!!

Biegne przed siebie nieznana mi drogą, nie wiem gdzie, po co i dla kogo.

:zalamka:

To wszystko mineło, nigdy juz nie wroci. Koniec jest koncem. ŻAŁOSNE!

:zmeczony: jestem tym wszystkim juz zmeczona....tabletki na uspokojenie w ciagu dnia, tabletki na sen wieczorem...To nie jest zycie, to wegetacja. Jak długo jeszcze....

---------- 12:34 ----------

Cosy wczoraj tez prawie bym do niego napsiała, miałam chwilkę słabości. Dobrze, ze nie napisałam, to byłby straszny bład. Dzis bym załowała. Nigdy do niego nie napiszę. Przede mna całe zycie, nie bede przejmowac sie kims kto ma mnie w d...

Niech sobie zyje gdzies tam daleko w swojej bajce. Ja juz w niej nie zagram, nawet jako postac drugoplanowa.

:!:
Ostatnio edytowano 22 lut 2008, o 14:24 przez jokasica, łącznie edytowano 2 razy
jokasica
 
Posty: 195
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 15:39

Postprzez echo » 22 lut 2008, o 13:34

jocasica idź do kina i przestawiaj się na "niemyślenie". Z czasem będzie coraz lepiej. A tym, że się z nim kontaktowałaś nie przejmuj się zupełnie. To naturalny odruch, ludzki, ciepły, zwyczajny. Jeśli on będzie drwić, to będzie to świadczyć tylko o jego głupocie i niedojrzałości. Tak zachowują się dzieci w piaskownicy.

Ladoradzie życzę wszystkiego dobrego, jesli czuje się winna i chce cos naprawic - ma do tego pełne prawo.

Szafirku z całą życzliwością - godność oczywiście, ale gdy jest konflikt czasem trudno zachować formy i gdy jestesmy na kogoś normalnie wściekli, że nas porzucono (jak facet ladorady) - trudno myśleć o cieple, odpowiedzialności, empatii. on widocznie boi się, że jak raz się odezwie, będzie musiał gadać cały czas, a chce pomilczeć. Nie wiem, ale tak może być.
Chodzi mi o to, że jak najbardziej warto mówić nie , ale nie wolno przy tym popadać w przesadę, bo to taka pułapka na same siebie, że staniemy się nie do zniesienia. Kompromisy też sę istotne - jestem pewna, że o tym wiesz i stosujesz w życiu. Bo skrajności typu: przesadne przejmowanie się każda miną ukochanego pana i władcy, czy też twardość i nieustępliwość z drugiej strony - nie są dobre w związku na dłuższą metę.

buziaki dla wszystkich

:kwiatek2: na wiosnę ;)
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez jokasica » 22 lut 2008, o 13:58

A tym, że się z nim kontaktowałaś nie przejmuj się zupełnie. To naturalny odruch, ludzki, ciepły, zwyczajny.


Echo masz racje...to naturalny odruch ludzki...Zalezało mi na nim, wiec chciałam walczyc o niego. To chyba nie jest złe prawda? Moze byłam troche natretna, ale w koncu sie opamietałam i dałam mu spokoj. Walczyłam o cos w co wierzyłam, a teraz dałam mu wolność i cisze...Troche mi lepiej po tym co napisałaś, bo strasznie mnie to dreczyło, a dzis juz na to lagodniej spojrzałam. Kto kocha tak szybko sie nie poddaje, wazne aby w pore zrozumiec i odpuscic sobie. Ale i na to trzeba czasu! Gdybym nie zawalczyła to byc moze mialabym dzis wyrzuty?Pewnie tak. Wole miec swiadomosc, że o niego zawalczyłam niz od razu odpusciłam. Przynajmniej wiem, ze jego uczucie nie było prawdziwe i nic by tego nie zmieniło.

:kwiatek:
jokasica
 
Posty: 195
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 15:39

Postprzez Szafirowa » 22 lut 2008, o 14:29

Echo, Jokasica -
chyba troszkę źle mnie odebrałyście, ale kiedy się czyta czyjeś wypowiedzi, to jednak jest inaczej, niż rozmowa.

Chciałabym jeszcze raz podkreślić, że nie napisałam o godności, o poczuciu własnej wartości, o honorze po to, żebyście czegoś żałowały, czy miały wyrzuty sumienia z powodu jakichś swoich posunięć.

Absolutnie nie zastawiam się murem, za którym z haczykowatym nosem i jędzą za koszulą wygrażam palcem - nie, nie, nie.
Nikt by ze mną nie wytrzymał. A co dopiero taki świetny facet jakiego mam.
Kompromisy są piękne i jest to najwyższy wyraz dobrej woli ze strony obojga partnerów w dążeniu do wzajemnej bliskości i harmonii.
Ale ! Są rzeczy, w przypadku których nie wolno iść na kompromis.
To jest zdrada. Przemoc fizyczna bądź psychiczna. Brak szacunku. Całkowite odcięcie się partnera.

Nie widzę i nie chcę zobaczyć, jak można przystosować się do akceptowania takich stanów rzeczy. Są granice, które są nieprzekraczalne.
I jeśli partner je zlekceważy, wydrwi ... to jest to koniec.

Jak najbardziej normalnym jest przecież pragnienie powrotu i to, że dajemy to partnerowi odczuć. Każdy tak ma i ja też miałam. Tylko trzeba wyczuć ten moment, w którym walczenie o związek przeradza się w natręctwo. Jak facet nie odzywa się słóweczkiem przez dwa tygodnie, jak się świetnie bawi, jak spotyka się z innymi kobietami, albo wyjeżdża i ślad po nim ginie ... to już chyba jest ten czas, w którym trzeba zmusić się do powiedzenia sobie -dość.

Jokasica - idź do kina, namawiam Cię gorąco ! Film jest fajny, będziesz się śmiała, będziesz. Zobaczysz.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez jokasica » 22 lut 2008, o 15:02

Szafirowa ja rozumiem Cię doskonale i wiem o jakich granicach mowisz. Jak najbardziej zgadzam sie z Tobą. Sa sytuacje (np zdrada itp) gdzie nie moze byc kompromisów, wtedy trzeba pamietac o swoim honorze i godnosci.

Nie porwonuje sie do sytuacji ladorady, bo u mnie to wyglada zupelnie inaczej. Moj ex nie zniknal nagle bez powodu, a po rozstaniu obdarował mnie wieloma ciepłymi słowami, wiec dlatego mialam odwage o niego walczyć...Chwilowo załowałam, ze tak postapiłam...ale dzis już wiem, ze nie zrobiłam nic złego. Bo wiedziałam gdzie jest granica. Zostawiłam go w spokoju, gdy widzialam, ze on juz naprawde mnie nie chce. Wtedy przestałm pisac i dzwonić..Potem on pisal do mnie od czasu do czasu jako "przyajciel", tak samo go traktowalam. Teraz oboje milczymy. Rozstalismy sie z godnoscia, bez wyzwisk, bez wypominania sobie bledów, bez krzyku. Dobrze mi z tym.

Gdybym teraz zaczela wydzwaniac i pisac to byłaby głupota. Gdy facet daje jasno do zrozumienia, ze to koniec, lub nie ma szacunku do kobiety wtedy trzeba odejsc z honorem. Trezba wiedziec kiedy powiedziec "stop''

Wiec myslimy podobnie. Mialam chwilke zwątpienia i dlatego było mi troche wstyd. Mialam prawo popelnic mały blad i prosic go o powrot. To był moj pierwszy zwiazek...nie wieidzialam co robic, myslalam, ze jestesmy dla siebie przeznaczeni...Ale jak to sie mowi " tragedią nie jest popelnic blad, lecz w tym błędzie trwac"

W pore sie opamietałam i dałam mu ciszę....Rozstalismy sie w zgodzie i to jest najwazniejsze.

Pojde do kina, postaram sie dobrze bawic. Po rozmowie z wami poukładałam sobie wszystko w głowce i juz mi lepiej. :buziaki:
jokasica
 
Posty: 195
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 15:39

Postprzez agik » 22 lut 2008, o 15:17

---------- 14:09 22.02.2008 ----------

Moje granice, szacunek do siebie, szacunek do partnera, jego granice, część wspólna, część odrębna; szytuacja ogólna, sytuacja epizodyczna....

Strasznie to wszystko trudne do ogarnięcia.

Śmierć za moje granice tylko w sytuacji powaznego kryzysu.
Na codzień- lepszy kompromis. Ja trochę odpuszczę, Ty trochę odpuścisz.
Boirąc pod uwagę fakt, ze ja traktuję z szacunkiem partnera a on mnie- gdybyśmy się obydwoje uparli przy swoich granicach- wspólne życie byłoby niemożliwe.
I nie uważam, ze walka o związek- jest zaprzeczeniem godności osobistej.
I znowu jakiś złoty środek- staranie, zaangażowanie- do jakiegoś momentu.
Odnosząc to do sytuacji Ladorady- przekroczyła granice szacunku do siebie a równoczaśnie szacunku do partnera.
Ganianie, narzucanie się, zastraszanie- przekracza granice.
Powiedzenie- jestem tu i czekam na Ciebie tyle i tyle- nie.

Nie zrobienie niczego w takiej sytuacji- wcale nie śwaidczy o dojrzałości, ani o walce o swoją godność i o swoje granice.
Nie sposób wejść w głowę drugiego człowieka- można spróbować się dowiedzieć- właśnie poprzez rozmowę, ucinanie kontaktu, bez określenia czy kontakt jeszcze będzie miał miejsce, ewwentualnie- kiedy będzie miał- nie wydaje mi się właściwym sposobem traktowania partnera.
Co więcej narusza obowiązek traktowania z szacunkiem drugiej osoby- nie tylko partnera.
Odnosząc to do sytuacji Ladorady- jej partner naruszył zasady szacunku wobec niej, ona naruszyła zasady szacunku wobec niego i wobec siebie.
Tutaj nie ma czego zbierać ( moim zdaniem)
Podobnie chyba u Jokasiki i Cosy- dalsze działania dziewczyn tylko naruszą granice- partnerów i ich samych.
A Mahika? Sytuacja jest inna. Nie wiem Mahika, czemu uważasz, ze straciłaś godność. To całkiem nie tak. Pisałaś tu na forum w wątku Zizi, ze dajesz mu czas- jakos określiłaś ten czas. Oznaczyłąś swoje granice- nie przekraczając jego granic.
Gdzie tu brak szacunku? Gdzie tu pozwalanie na wycieranie swojej godości o wycieraczkę?
Całkiem nie tak.

Nikt nie powiedział, ze w związku z tym, ze jesteśmy kobietami nalezy nam się specjalne traktowanie i więcej praw.
Zawsze jesli chcemy cos budowac- to razem; jeśli chcemy coś naprawiać- też razem. Jeśli wina jest po jednej stronie- niech ta strona stara się bardziej.
Ale niezyczliwe wyłapywanie wszystkich błędów, punktowanie- nie daje szansy na porozumienie i trwały, harmonijny związek.
Życzliwości trzeba, wyszukiwania pozytywów, bo nie jesteśmy maszynami, tylko ludźmi.
Inaczej ja tego nie widzę.

---------- 14:17 ----------

OOO
Widze, że kiedy ja zmagałam się galaretką we własnej głowie, wszysko, co miałam do powiedzenia- zostało powiedziane :D
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Megie » 22 lut 2008, o 17:36

---------- 16:14 22.02.2008 ----------

Chce tylko zlozyc podpis pod slowami Szafirowej..
to wszystko jest prawda najprawdziwsza..Dobrze to opisalas..

przeszlam cos podobnego do Ciebie Szafirowa, cos w rodzaju transformacji..

I tez powiem ze milosci sie nie szuka- ona sama przychodzi wtedy kiedy jestesmy na nia gotowi..

A potem nalezy ja szanowac i dbac o nia i pielegnowac..

A mezczyzna -jak sie mu pozowli to bedzie nas wodzil za nosa...az w koncu porzuci, zacznie nas olewac mimo ze bedzie nam w oczy mowil ze kocha..
Wiec warto mowic nie i stop od samego poczatku kiedy przekracza granice ktore godza w nasza osobe..

---------- 16:27 ----------

a odnosnie kompromisow na codzien- to chyba oczywiste ze trzeba sie dogadywac a nie przyjac taktyke " moje zawsze na wierzchu"

Tu raczej chyba chodzi o to, ze w wielu przypadkach kobiety zabiegaja, staraj sie walcza o zwiazek a facet w tym samym czasie ma to poprostu gdzies...tak jak w przypadku Laborady poprostu potrafi sie nie odzywac tygodniami, a wczesniej cos chyba ustalili- moim zdaniem On juz totalnie sobie to olewa..i na takie traktowanie kobieta nie powinna sobie pozwalac od poczatku..tak mi sie wydaj

---------- 16:36 ----------

a dodam jeszcze odnosnie Twoich slow Jokasico//
Jak sie rozstawalam z moja pierwsza w tedy myslalam ze najwieksza miloscia tak bardzo sie balam wlasnie tego ze przekrocze ta granice.. ze przyjdzie moment kiedy On nie bedzie chcial mnie juz znac- bo tak sie mu naprzyksze..
Na szczescie sie udalo.. udalo sie zachowac godnosc i szacunek
i nawet jak go spotkalam rok po rozstaniu potrafilismy normalnie ze soba porozmawiac z szacunkiem jak czlowiek z czlowiekiem
I tak jest najlepiej- nie warto zostawiac zlego wspomienia o sobie

Tak trzymaj bedzie coraz lepiej z czasem
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez jokasica » 22 lut 2008, o 17:46

Rozstalismy sie w zgodzie więc nie musze sie martwić :) Ale watpie w to ze kiedykolwiek jeszcze bedziemy rozmawiac, on daleko mieszka...a w miejscach, w ktorych istnieje mozliwosc, aby przypadkiem sie spotkac, to nie bedzie mozliwosci na rozmowe. Przeczuwam, że nie bedziemy miec juz nigdy kontaktu, ale przynmajmniej zostaną mile wspomnienia...i to się liczy ;) Kontaktu telefonicznego tez juz nie bedziemy miec, on nic nie pisze, wiec ja tez nie. Nie bede tego zmieniac, zostawie to wszystko tak jak jest....Jesli bedzie chcial napisac, to napisze, a jesli nie to nie. Ja nie bede robic zadnego kroku. On tez go pewnie nie zrobi. I tak jest dobrze, spokoj, cisza....

Nie mając z nim kontaktu łatwiej bedzie mi o nim zapomniec i pogodzic sie z tym rozstaniem. Mu tez.
Ostatnio edytowano 22 lut 2008, o 17:57 przez jokasica, łącznie edytowano 1 raz
jokasica
 
Posty: 195
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 15:39

Postprzez Megie » 22 lut 2008, o 17:56

co ma byc to bedzie..
jak sie macie jeszcze spotkac to sie spotkacie jak nie to nie..

ja po trzech latach od rozstania dostalam jeszcze kartke na imieniny od niego- co prawda elektroniczna, czasem tez na Swieta jakies zyczenia przychodza...

czy tak nie jest milej i lepiej? Niz zly obraz czlowieka ktorego przeciez sie kochalo w jakis tam sposb lepszy czy gorszy...

Teraz mieszkamy od siebie ponad 1000km.. czasem mi sie jeszcze przypomi, czasem mi sie przysni i czasem nawet chcialabym z nim porozmawiac ale nic wiecej, tylko tyle..wiem ze wszystko dobrze u Niego, wiem gdzie pracuje czym sie zajmuje- mam nadzieje ze odnalazl odpowiednia kobieta dla siebie..
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 271 gości

cron