Siemanko,
No, obiecywałem, obiecywałem, więc czas się wywiązać.
Lato dzielnie przepieprzyłem ;P naprawdę miałem wakacje... Nie powiem, że jakieś bardzo leniwe, ale na pewno nie jakieś też szczególnie zapracowane. Od połowy sierpnia zaczęła się choroba mojej dalekiej przez pokrewieństwo, ale bliskiej przez sympatię kuzynki (przez ostatnie 20 lat odwiedzałem ją co 3 tygodnie!), zakończona odejściem na początku października. Trochę mnie to rozwaliło (chyba pierwsza prawdziwa żałoba w moim życiu), chociaż miała 85 lat, piękne życie i bardzo spokojną śmierć. Była samotna, miała dwa koty. Koty zadbane - każdy ma nowy dom, a jedna koteczka chyba nawet ma teraz lepiej niż miała!
Do układania swoich spraw naturalnie wróciłem.
Wiele obszarów sobie posprzątałem. Zacząłem bardzo przyzwoicie funkcjonować w sferze zawodowej - fajne to, bo kilka razy przez odkładanie spraw na jutro zawaliłem parę ważnych rzeczy w moim życiu.
Dokonałem też dwóch niesamowitych odkryć: po pierwsze tak naprawdę nigdy nie odpowiedziałem sobie, co jest dla mnie tu i teraz najważniejszą aktywnością - no i wyszło mi, że bardzo intensywny, głęboki i zaangażowany kilkumiesięczny kurs logopedyczny. Taka walka na maksa z moim jąkaniem.
No i zacząłem to robić! Baaaaaardzo głęboko satysfakcjonująca praca, coś fantastycznego... Sam siebie pytam, jak mogłem to odkładać z roku na rok!
A po drugie dotarło do mnie jakoś tak mocniej, jak niewiele tak naprawdę zajmowałem się samym sobą - wieczny społecznik, hehehehe, tyle, że jednego człowieka bardzo systematycznie w tym społecznikostwie pomijałem. Siebie. Jakoś nachodzi mnie ogromna ochota, żeby to zmienić...
no dobra, ludziska... spać! kocur czeka już na swoim kocu...
dobrej nocy!
Maks