Moja historia jedna z wielu,nie pierwsza i nie ostatnia.Piszę bo potrzebuję,bo mam w głowie taki mętlik,ze musże to gdzieś naskrobać.
Jestem nutka,w tym roku skończę lat 20,jestem emocjonalnym śmietnikiem i chodzącym lękiem.Jestem DDA bez wątpienia choć strasznie długo trwało moje przyznanie się przez samą sobą.Mam jeszcze kilka równie smutnych historii za sobą,które tez jako dziecko trzebna było emocjonalnie kamuflować gdzieś w pamięci.
Pisze,bo dociera do mnie ile rzeczy dotyczący mojego świata wewnętrznego jest we mnie niepoukładanych,piszę bo nieradzie sobie z tym,bo jestem mi strasznie smutno i nie chce stracić swojego życia,bo chce walczyć o siebie.
Ciężko przychodzi mi wyrażanie emocji,ale postaram sie w skrócie i najważniejsze rzeczy.
Jak każdy DDA moje dzieciństwo nie było piękne,w zasadzie nie było go w ogóle.Ciągłe picie ojca,smród alkoholu,awantury,krzyki,samotna ja i płacząca matka.Skończyło się gdy miałam 8 lat i ojciec popełnił samobójstwo z powodu swej choroby alkoholowej.Wtedy zawsze byłam sama,choć nie pamiętam tego wszystkiego dokładnie(mam taką jakby lukę w pamięci).Byłam smutnym,cichym i zagubionym dzieckiem.Ciągle miałam poczucie,ze muszę bronic mamy,gdy ojciec wracam zalany.Ciągle byłam niej uczepiona dosłownie.A dzisiaj?choć wiem,ze mnie kocha(ją ja tez oczywiście) to często jej nie szanuje,jestem strasznie wrogo do niej nastawiona.Często się kłócimy,jej zresztą zazwyczaj nie ma w domu i mało o mnie wie...mam chyba o to do niej zal...ze nie jesteśmy sobie bliskie.choć sama nie wiem dlaczego,jakbym trochę ją teraz obwiniała?Ale ja do nikogo prócz samej siebie nie czuje negatywnych uczuć i emocji.Do reszty czuje najwyżej obojętność,co pogarsza moje samopoczucie.Moją drugą zmorą było kilkakrotne molestowanie seksualne przez członka rodziny.Niedawno zdecydowałam sie o tym powiedzieć mojemu chłopakowi.W zasadzie to tylko dzięki niemu zaczęłam dostrzegać,analizować i chce zmieniać to coś jest we mnie.Albo nauczyć sie z tym normalnie żyć
Mój największy problem był w zaakceptowaniu siebie,nienawidzę siebie do tej pory,mojej urody,mojego charakteru,zachowania nawet głos mam nie taki. Mam strasznie niską samoocenę,nie potrafiłam nikogo pokochać i uszczęśliwić, miałam myśli samobójcze,zdarzały sie samookaleczenia,zaburzenia odżywiania itd.(matko chyba jestem nienormalna,aż tyle tego!?:))
Do czasu gdy poznałam miłość mojego życia -Rafała.To on powoli dał mi to czego jako dziecko nie zaznałam czyli MIŁOŚCI!Cały czas mnie jej uczy i wiem ze ona mnie już troszeczkę uzdrowiła.Ale to jeszcze nic...
Mam wahania emocji,zamykam się w sobie,mam problem w wyrażaniu uczuć w opowiedzeniu tego co tu pisze słowami w żywej rozmowie,jestem nadwrażliwa, ciągle niska samoocenia,zagubienie i jakoś ostatnio ciężko mi sie z tego podnieść.Było dobrze,gdy byłam w pierwszych miesiącach bardzo zakochana(niektórzy wiedza o czym mowie)nie myślałam o tym wszystkim,ale gdy związek zaczyna być już poważniejszy i mija zafascynowanie które przykrywało problemy teraz to zaczęło powracam i znowu jest mi ciężko:(Nie wiem jak mam opowiedzieć o DDA (on wie już mniej więcej jakie przeżycia miałam w życiu,ale nie wiem czy zdaje sobie sprawie z DDA)mojemu partnerowi,nie wiem co powinniśmy zrobić mi mi jakoś pomóc.Chodzi o to,ze nie chce zepsuć związku prze moje depresyjne stany,jak mam nauczyć sie swobodnie wyrażać emocje?
Jeśli jest ktoś kto sam próbowali sie ,,uleczyć'' na początek,to proszę niech mi coś napisze i podniesie mnie na duchu.Mam wielkie wsparcie bo mam kogoś kto uczy mnie miłość,ale ja nadal wielu rzeczy samej w sobie nie rozumiem i nie wiem co mam zrobić by tego nie zawalić..
Jeśli ktoś to doczytał to podziwiam:) To i tak tak mało z tego co bym chciała przekazać...
Pozdrawiam,nutka:*