w czerwcu tego roku zareczylam sie.
przez trzy lata od momentu rozwodu bylam sama z corka.
nie moglam patrzec na mezczyzn.
w nowej pracy zaczepil mnie 31 letni mezczyzna.
nie bylam zaciekawiona znajomoscia z kimkolwiek, ale tak sie staral, ze w kocu uleglam i uczucie samo roslo.
w ten poniedzialek powiedzial, ze to koniec, ze mnie nie kocha, ze nas (czyli mnie i mojej corki) nie chce, ze jestem cudowna,fantastyczna,lubi mnie i rozumie, ale nie chce ze mna tworzyc zwiazku.
Stwierdzil, ze apogeum bylo w piatek: sytuacja dotyczyla corki. Zwrocil jej uwage, ze dostanie cyt. "w d..pe" jak nie przestanie biegac po salonie fryzjerskim. Ja powiedzialam, ze mozna bylo to w inny sposob przekazac, on, ze moglam corki nie brac do salonu, ja,ze nie mialam jej z kim zostawic. bylam smutna i zla. nie chcialam z nim rozmawiac. on sie wsciekl, ze ja nie zakonczylam tematu i czuje rozzalenie i powiedzial,ze ma dosc, ze sie wyprowadza (dodam, ze wiele razy jak bylo cos nie po jego mysli to chcial sie wyprowadzac lub wychodzil na dlugo). Udalo mi sie go jednak zatrzymac. W sobote bylam zmeczona ta sytuacja,lezalam, troche drzemalam, on nagle, ze niech corka przstanie spiewac a jak chce to u siebie w pokoju niech to robi, bo po to go ma, a jak z niego nie korzysta to zrobimy tam sypialne. Ja powiedzialam,ze nie spie i mi to nie przeszkadza a on, to jak chce lezec to zebym poszla do drugiego pokoju. Pozniej udalo nam sie pojsc na kawe, w ten dzien kochalismy sie trzy razy. niedziela miala byc dresowa---czas w domu. Rano po sniadaniu powiedzial, ze jedzie porozmawiac z siostra. Bylam zla, bo po kiepskim czasie chcialam spedzic weekend razem, zreszta tak jak planowalismy. Zaproponowalam,zeby moze porozmawial z siostra w piatek jak wyjade,a on, ze ja nie bede rozdysponowywac jego czasem. Wtedy sie zdenerwowalam. I na jego "bede o 14" odparlam, ze nie interesuje mnie kiedy bedzie. Wrocil o 18 a wyszedl o 10 (pojechal jeszcze do ojca o 13---ok), ale pozniej poszedl na piwo.
Jak wrocil nie mialam ochoty z nim rozmawiac. Powiedzialam mu o tym. On wstal ubral sie powiedzial, ze zaraz wroci. Przyszedl dal mi z wspolnego konta polowe pieniedzy (na biezace wydatki zyciowe) i powiedzial, ze sie pakuje.
Zapytalam czy mowi powaznie, powiedzial ze tak. Poplakalam sie, pwoeidzialam, ze nie, nie moze byc tak, ze za kazdym razem jak cos jest nie ok, to on chce sie wyprowadzac. Prosilam, balagalam. Plakalam ja i moja corka. Powiedzial, ze sie nie wyprowadza tylko idzie na noc do kolegi i jutro porozmawiamy.
Nie chcialam go wypuszczac,ale finalnie to zrobilam.
Nastepnego dnia powiedzial, ze to koniec, ze po piatkowej i niedzielnej sytuacji cos w nim peklo, ze mnie nie kocha. Ze jestem cudowna, ale inna, ze mnie lubi,rozumie, ale nie chce ze mna tworzyc zwiazku ((((
Nie moge pojac jak mozna kogos przestac kochac tak nagle???
gdybym go zdradzala,oklamywala, mowila do niego wulgarnie----tylkoraz przez 1,5 roku powiedzialam do niego sp...laj" tylko raz!!!, lubilam jego matke, nie rozumiem. jestem zrozpaczona, bo poraz kolejny odnioslam porazke. Czy ktos wie jak to mozliwe? Co zrobilam zle?