przez Księżycowa » 14 lis 2012, o 19:53
chodzi o to by zaczac cos zmieniac zanim sie cos przytrafi, a zaprzestanie pomocy zmusi do dzialania tego kogos wczesniej.
No właśnie a jak wcześniej nie zadziała? W sensie takim, że jak chodzi o pierdoły w porównaniu z sytuacją rodziców na starość, jeśli do czasu kiedy ta sytuacja nastąpi oni mimo to nie nauczą się brać odpowiedzialności za swoją sytuacje i nie przestaną się oglądac na innych, to trudniej odmówić. Jeżeli w sytuacji zalezności od własnych dzieci będą myśleć w ten sam sposób, to odmowa im będzie co najmniej okrucieństwem chyba albo przynajmniej tak odebrana i co za tym idzie ja tak sie poczuję. Jak jakiś robot bez ludzkich odruchów, egoistka. Choć jak pisałam na tę chwilę nie miałabym skrupułów zadnych, to w przyszłosci nie wiem... Wiem, że jak teraz odmówię, to się obrażą i będą próbowac jednak siostrę albo brata zobowiązać. A brat i tak ich w sumie utrzymuje i za to sa mu tak wdzięczni, ze za chwilę mnie z domu wyrzucą jak będzie im kazał.
Nie ma z tego chyba wyjścia takiego, żebym, żeby zaczęli mnie traktować równiez poważnie, bo zauwazyłam, że idą w zaparte, kiedy ja domagam sie swego albo na swoim stawiam. Wczoraj usłyszałam, że terapeutka mnie buntuje przeciw niej, że się zmieniłam (to w sumie dobra wiadomosć;)) . Jaka sytuacja by nie była zawsze ja będe potworem. Teraz w pierdołach a jak w przyszłości bym odmówiła, to oczywiscie będę niewdziecznym dzieckiem. Nie ma wyjścia takiego, żeby to się zmieniło, skoro oni nie chcą traktowac mnie normalnie, to wiem i wiem, ze wszytskie pomyke zawsze na mnie spłyną, tak jest było i zawsze ale nie wiem jak nie uwierzyć, że to nie prawda, że w sumie mam prawo mieć ich dość... nazbierało by sie tego sporo... im więcej widzę, tym bardziej ich nienawidzę. Nie wiem jak te dwie rzeczy sobie wytłumaczyć, zeby sama siebie nie zjadac od wewnatrz wyrzutami.
a w sumie o to mi w tym wątku głównie chodzi zeby sie Ksieżycowa nie nakręciła straszliwymi wizjami.
Ja pisząc nie myslałam tyle o rzeczach materialnych, które by do nas należały i ewentualnych zobowiązaniach, choć wymieniłam też to, bo idąc dalej z jakiej racji mam oddawać im coś na co zapracowałam sama i czym oni się w tej chwili nawet nie interesują. Nie zapytali nawet jak na stażu - mama coś tam bąknęła ale tyle, zeby zapytać. NIe chciała słuchać moich wrażeń. Ojciec nawet nie wiedział a jak się o mnie pytał w domu (bo czegoś oczywiscie chciał) i Ł mu powiedział gdzie jestem to tylko ,,aha" powiedział.
Nie powiem, bo kuje to, że mojej siostry poczynaniami się zachwycają i dopytują. Brata tak samo... ale z tym tez zaczynam sie godzić, ze tak jest...
Wracając do tematu głównie chodziło mi o sumienie i to, co wewnątrz mnie będzie sie działo, kiedy taka sytuacja by nastąpiła. Jak nie dać sobie wmówić, że jest się w znieczulicy i nie dac grać im na emocjach jednoczesnie nie wpadając w poczucie winy, lęki i stany depresyjne... czyli wszystko to, co mam tu na co dzień. Huśtawka emocjonalna ciągle, łącznie z dziwnym strachem przed nimi jak Ł wychodzi do pracy a ja zostaję w domu:(