Jak automat

Problemy natury seksualnej.

Re: Jak automat

Postprzez emm » 8 lis 2012, o 13:34

Sansevieria: dzięki za pomysł. Wypróbuję :). Na terapię małżeńską chciałam iść i namawiałam do tego męża. Do tej pory próbowałam go przekonać na zasadzie „oboje mamy problem, spróbujmy go rozwiązać”. Bezskutecznie. Może wersja „to ja mam problem, ale Ty lepiej wyjaśnisz, na czym on polega” sprawdzi się lepiej. Jemu też nie podoba się sytuacja w naszym małżeństwie.

Laisses_faire, Marie89: rozmawiając z mężem o moich potrzebach nie chciałam sprawić mu przykrości, ani „wykastrować”. O tym, że seks sam w sobie nie sprawia mi przyjemności wiedział. To nie była dla niego nowość. Już wcześniej słyszał ode mnie, że ta część życia jest dla mnie ważna tylko ze względu na niego. Byłabym w stanie zrezygnować z seksu zupełnie, bo mi wystarczał inny rodzaj bliskości. Podczas terapii zmieniło się moje nastawienie i o tym chciałam z nim porozmawiać. Rozmowa wyszła kiepsko, bo po jego reakcji zamknęłam się całkowicie. Wzięłam do siebie jego słowa i jak to zwykle ja, cierpiałam potem w samotności przez dłuższy czas. Obecnie umiem już zachować większy dystans i jego reakcję tłumaczę sobie niczym innym tylko strachem. Zauważyłam, ze w wielu sytuacjach, kiedy czuje się niepewnie, atakuje. Dziś już nie biorę tych ataków na siebie, ale nadal ponoszę konsekwencje tamtego. Doprowadziłam do obecnej sytuacji przez brak komunikacji między nami w sprawach seksu i nie wiem jak z niej wybrnąć. Mam poczucie winy z tego powodu, wobec niego bo nic nie mówiąc w pewnym sensie go oszukuję i wobec siebie, bo zmuszam się do czegoś co mnie dołuje.

Iliada, Abssinth: rozumiem Wasz punkt widzenia. Bezpośrednio po całym zajściu byłam na niego wściekła, m.in. przez to, że potraktowałam jego słowa, jako stwierdzenie „twoja przyjemność nic dla mnie nie znaczy”. Z czasem po prostu spojrzałam na całą sprawę szerzej i dopuściłam do głosu inne możliwości. Jego reakcja nie przestała być przez to przykra, ani niedojrzała ale część odpowiedzialności za obecną sytuację ponoszę również ja. To nie jest tak, że on jest ten zły a ja ta nieskazitelna w tym związku.

Dzwoniec :)

Tak w ogóle to super, że istnieje takie miejsce jak to forum. Miałam dziś od rana wyjątkowo podły nastrój i na niczym się nie mogłam skupić. Dzięki pisaniu udało mi się jakoś zebrać myśli i zapanować nad sobą.
emm
 
Posty: 15
Dołączył(a): 29 paź 2012, o 14:56

Re: Jak automat

Postprzez Abssinth » 8 lis 2012, o 14:12

emm :)

dobrze, ze odpisalas - czasem ktos przychodzi tutaj z problemem i juz nie wraca, nie chcac (nie potrafiac?) przyjac pomocy...

Twoj maz po prostu mi sie nie podoba (tylko i wylacznie na podstawie Twoich dwoch wpisow), wypisze dlaczego -

1. "O tym, że seks sam w sobie nie sprawia mi przyjemności wiedział. To nie była dla niego nowość."
nie wyobrazam sobie uprawiac seks z partnerem, ktoremu to nie sprawia przyjemnosci. Wielka czescia mojej przyjemnosci, jak rowniez wiekszosci osob, ktore znam na tyle blisko, zeby z nimi rozmawiac o seksie, jest przyjemnosc, ktora sie daje drugiej osobie.
Kochac sie z kims, dla kogo to nie jest przyjemnosc, to tak jak masturbacja druga osoba. Uzywanie tej osoby dla wlasnej przyjemnosci, jak dmuchanej lalki.

2. "Zauważyłam, ze w wielu sytuacjach, kiedy czuje się niepewnie, atakuje" - to nie jest oznaka dojrzalosci, nie jest cecha czlowieka, ktory traktuje Ciebie jak rownorzednego partnera.

3. "Wyśmiał i zbagatelizował moje pragnienie. Moje zainteresowanie seksem nazwał chorobą i zaproponował, że odwiezie mnie do szpitala psychiatrycznego."
to jest jak dla mnie straszliwa reakcja.
nie jest to reakcja, ktora mozna 'zrozumiec' i zamiesc pod dywan, uwazac, ze nic sie nie stalo.
jest to reakcja, ktora wynika z calej osobowosci czlowieka, z przekonania, ze ' porzadna kobieta nie powinna lubic seksu' (lub podobnego), z najprawdopodobniej nieuswiadomionego strachu i poczucia zagrozenia, ze byc moze okaze sie, iz on jest w lozku po prostu taki sobie lub calkowicie niefajny (a naprawde mam glebokie watpliwosci na temat umiejetnosci lozkowych czlowieka, ktorego w ogole nie obchodzi przyjemnosc partnerki)
4. Negatywne podejscie meza do propozycji terapii, 'ja nie mam problemu', zwalanie 'winy' na Ciebie - bardzo toksyczne podejscie...

jesli chodzi o Ciebie, jak dla mnie przejawiasz wiele cech kobiety kochajacej za bardzo -
1. wykorzystanie w dziecinstwie - to niszczy psychike na wiele lat, i niezwykle czesto prowadzi do wchodzenia w niezdrowe zwiazki w przyszlosci (po prostu dlatego, ze nie ma sie oprawidlowego wzorca, a tylko spaczony)
2. przesuwanie swoich wlasnych granic, godzenie sie na cos, co nie sprawia przyjemnosci, 'dla kogos' (piszesz tylko o sferze seksu, ja zalozylabym sie o calkiem duza sume, ze idziesz na kompromisy bardzo czesto, sprawia Ci problem mowienie 'nie' etc )
3. wybielanie kogos, kto Cie rani - piszesz "Bezpośrednio po całym zajściu byłam na niego wściekła, m.in. przez to, że potraktowałam jego słowa, jako stwierdzenie „twoja przyjemność nic dla mnie nie znaczy”. Z czasem po prostu spojrzałam na całą sprawę szerzej i dopuściłam do głosu inne możliwości."
tutaj splataja sie dwa symptomy, jednym jest zagluszanie wlasnych zdrowych emocji (tak, calkowicie zdrowa i naturalna reakcja jest wscieklosc na jego slowa i wysyalnie Ciebie do psychiatryka!) ; drugim jest tlumaczenie, szukanie innych wyjasnien, proby zlagodzenia efektu raniacych, bolesnych slow i zachowan. Nie jest wazne, 'dlaczego' ktos zachowuje sie w stosunku do Ciebie zle, wazne, ze to robi. Tlumaczenie takich zachowan to - na mniejsza skale - tak jak tlumaczenie mordercy, ze zabil , 'bo jak byl maly to mu rodzice nie kupili rowerka'.
4. Branie winy na siebie - "To nie jest tak, że on jest ten zły a ja ta nieskazitelna w tym związku"; "część odpowiedzialności za obecną sytuację ponoszę również ja"...w jaki sposob ponosisz wine za to, ze jego reakcja na Twoje wyznanie, ze chcialabys przezyc z nim rozkosz seksualna bylo 'idz sie leczyc!'???


no, i podsumowanie:
"Oboje z mężem wychowaliśmy się w rodzinach dysfunkcyjnych. U mnie było wykorzystywanie, u niego alkohol i przemoc. Oboje mamy w związku z tym problemy obecnie. Najgorsze dla mnie jest to, że mój mąż tego nie zauważa. On twierdzi, że nie ma problemów. Problemy mam tylko ja i to ja powinnam je rozwiązać."
oboje macie wyniesione z domu chore wzorce.
i w tym momencie ten wzorzec powielacie w calej okazalosci - on wchodzac w role 'kata' , Ty - wchodzac w role ofiary.

oboje przeciez te role dobrze znacie, czyz nie?

Ty chcesz cos zmienic - ale 'on nie ma problemu', jemu jest dobrze w pozycji silniejszego, tego, ktory kilkoma slowami potrafi sprowadzic Cie do parteru. Ty - "jak to zwykle ja, cierpiałam potem w samotności przez dłuższy czas"


tu nie chodzi tylko o seks.
Tutaj chodzi o reszte Twojego zycia.....
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Jak automat

Postprzez Sansevieria » 8 lis 2012, o 16:41

Dla doprecyzowania - moim zdaniem terapia par nie oznacza decyzji o kontynuowaniu związku, służy bezpiecznemu rozeznaniu czy sie ten związek chce kontynuować czy też nie i daje możliwość również lepszego i mniej raniącego rozstania. To zwykle wychodzi w trakcie terapii. Emm, jeszcze jedna sugestia do rozważenia. Zastanów się czy nie łatwiej by było gdybyś idąc za ciosem poprosiła męża o znalezienie terapii par dla Was. Może go o to zapytaj, czy woli żebyś Ty poszukala czy woli sam poszukać albo nawet go poproś o poszukanie. Jako uzupełnienie manipulacji mającej go do gabinetu stosownego doprowadzić. Na zasadzie "Ty nie masz problemu to Ty lepiej wybierzesz" . To jest "cel uświęca środki " w czystej formie, ale możesz rozważyc czy per saldo nie byłoby to sensowne. Tłumaczenie mu że "też masz problem" to jest na mojego czuja na tym etapie walenie głową w mur jego zaprzeczeń. Szkoda Twojej głowy :)

Co do uprawiania seksu z partnerem bez własnej z tego seksualnej przyjemności i radosci w wykonaniu ofiar wykorzystania to wiesz, Abssinth, takie mi sie nasuneło porównanie kulinarne. Ofiara wykorzystania w kwestii przyjemnosci z seksu jest jak ktos na ścisłej diecie. Są dla niej potrawy niedostępne. Kocha swojego partnera ( bo nie z samego seksu składa sie związek) i po prostu co jakiś czas przyrządza mu jego ukochaną potrawę i cieszy się że mu smakuje. Sama nie tknie, przygotowanie jest męczące nieco acz nie jakieś koszmarne a sprawienie komuś frajdy kompensuje wysiłek. Partner takiej osoby ma do wyboru opcję "sorki ale skoro jesteś na diecie to ja wypadam ze zwiazku" , może też sytuacje zaakceptować ( bo własnymi siłami nie ma szans jej zmienić) i podaną potrawę przyjać, spożyć i zadowolenie odczuwać. Ewentualnie moze sami iść na dietę ( czyli zachować abstynencję seksualną), ale to kompletnie nie rokuje i na dodatek osoba na diecie będąca wcale tego nie chce i osto protestuje. Jest to jedno z mozliwych "ustawień" osób wykorzystanych w związkach. Nie mam pojęcia jak to było z Emm, ale tak być może.
Poza tym zaś to mąż Emm ma problemy liczne z samym sobą i jak sądzę Emm sama je widzi, bo jest już terapeutycznie zaawansowana. Tu problemem jest przebicie jego zaprzeczenia, a to nie jest na mozliwosci Emm. Da się to przebić albo nie, niech to spróbuje zrobić fachowiec i się zobaczy co dalej. Bo DDA przecież nie oznacza "forever popaprany i niereformowalny".
I moim zdaniem to, że Emm już umie powiedzieć - "jestem współodpowiedzialna za obecny ksztalt mojego małżeństwa" to wcale nie jest Jej ślepota na zawirowania męża tylko to jest poziom, na którym już po dorosłemu jest w stanie zauważyc że toksyczny związek tworzą dwie osoby. Nie chodzi o branie calej winy na siebie, chore dołowanie się czy podporządkowanie siebie potrzebom toksycznego partnera, to by było niezdrowe. Ale w pewnym momencie już ma sie siłę i poczucie własnej wartości na tyle odbudowane, ze można przestać tkwić w koncepcji "wszystko przez niego bo on jest popaprany DDA' i część odpowiedzialności za problemy w zwiazku wziąć na siebie. W końcu jesli ja poszlam na terapię z powodu własnych urazów to logiczne jest ze wniosłam swoje zawirowania w związek, czyli jak to pisze Emm "nie jest tak, że on jest ten zły a ja taka nieskazitelna". W części toksycznych związków dwóch skrzywdzonych osób układ kat/ofiara wcale nie jest jednoznaczny, okresowe czy częściowe zamiany ról nie są rzadkie.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Jak automat

Postprzez Abssinth » 8 lis 2012, o 17:13

tylko sie na szybko do koncowki odniose...

w zwiakzu ze tym, ze jest wspolodpowiedzialnosc dwojga ludzi - po pierwsze, zamiany rol pomiedzy ofiara a katem nie zdarzaja sie czesto;
po drugie - z tego, co obserwuje, zwykle kat nie wspomina, ze nie jest nieskazitelny...tylko wlasnie prezentuje postawe 'ja nie mam zadnego problemu, to ty jestes nienormalna/y, idz sie leczyc'. I to ofierze trzeba przypomniec, ze wcale sobie na zle traktowanie nie zasluzyla (a bardzo czesto takie 'no ja tez nie jestem nieskazitelna' oznacza - zasluzylam sobie na zle traktowanie, przeciez aniolem nie jestem... i tak to w tym kontekscie odbieram. Nie widze przyjmowania odpowiedzialnosci, widze przyjmowanie na siebie winy).

Rozumiem wspolodpowiedzialnosc, ale nie na zasadzie zamieniania sie rolami...tylko jako odpowiedzialnosc za pozostawanie w danym zwiazku, odpowiedzialnosc za ratowanie siebie etc.

to nie jest zdrowy zwiazek, w zaden sposob, jesli nie mozna porozmawiac z partnerem z obawy przed jego agresywna reakcja. :/
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Jak automat

Postprzez Sansevieria » 8 lis 2012, o 18:08

Przecie nikt tu nie twierdzi że związek jest zdrowy, z samą Emm na czele. Pytanie czy jest reformowalny. Pytanie otwarte, moim zdaniem Emm na tyle jest w terapii zaawansowana, że nie ma strachu iż wpadnie z uszami w rolę ślepej ofiary. "Ja nie jestem nieskazitelna" może ale nie musi oznaczać chorego brania calej winy na siebie. Moim zdaniem po prostu u Emm jest wariant gotowości do zdrowego wzięcia jakiejs części odpowiedzialnosci za kwestie problemowe. I dlatego w moim odczuciu terapia par jest w tym momencie jak najbardziej wskazana. Bo jeśli mąż stawi opór to będzie jasny sygnał, że trza zwiewać i nie ma co liczyć na zmianę. A jeśli na terapię pójdą to będzie to ze wszech miar bezpieczniejsze dla Emm. Bo da Jej szansę na przykład na to, żeby nie brała na siebie zbyt dużo z tej odpowiedzialności. Co w wersji terapii indywidualnej jest znacznie trudniejsze do osiągniecia. Niesamowcie dużo można się i o sobie dowiedzieć przy okazji terapii par i to takich rzeczy, co to w indywidulanej nie wyłażą. Poza tym jak napisałam - nie leczony i zaprzeczony DDA możliwe że coś na swój temat zauważy, bo terapeuta jednak skutecznie uniemożliwia parze ciagnięcie chorych sposobów komunikacji w czasie sesji i na obu stronach to i owo potrafi wymusić. Nie przemocą ale jednak wymusić. Czasem okazuje się że zmiana sposobu komunikacji nie jest możliwa i to też jest informacja cenna a w indywidualnej niedostępna.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Jak automat

Postprzez laissez_faire » 8 lis 2012, o 18:13

Abssinth dziecino wyluzuj... mam wrazenie ze rozliczasz sie z wlasna przeszloscia ?!

Moje zdanie:
Obrazek
laissez_faire
 
Posty: 472
Dołączył(a): 10 lut 2009, o 20:47
Lokalizacja: Wroclaw

Re: Jak automat

Postprzez Abssinth » 8 lis 2012, o 18:17

Laissez, prosze abys powstrzymal sie od komentarzy ad personam, zwlaszcza w takim protekcjonalnym tonie.

nie swiadczy to o Tobie zbyt dobrze, jak rowniez jest malo kulturalne.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Jak automat

Postprzez laissez_faire » 8 lis 2012, o 18:48

Sansevieria napisał(a):Bo jeśli mąż stawi opór to będzie jasny sygnał, że trza zwiewać i nie ma co liczyć na zmianę.

Niekoniecznie... powiedziałbym nawet, że jest nikłe prawdopodobieństwo, że facet nagle stanie na wysokości zadania i pod rękę pójdzie z partnerką na terapię... gdyby tak miałoby się stać, to nie byłoby tego tematu.
Zmiana jest natomiast możliwa, ale będzie wymagała od Emm jeszcze więcej poświeceń i ogromnej cierpliwości. Chce wierzyć, ze gość nie jest popapranym socjopatą, a zagubionym człowiekiem, który w końcu dojrzy, że wspólna walka o siebie nie jest godzeniem w jego ego, natomiast czymś co przyniesie bardzo fajne zmiany.

Abssinth nie obrażaj się, jestem pretensjonalny, ale mam dobre intencje :]
laissez_faire
 
Posty: 472
Dołączył(a): 10 lut 2009, o 20:47
Lokalizacja: Wroclaw

Re: Jak automat

Postprzez Sansevieria » 8 lis 2012, o 19:11

W tej konkretnej opisanej sytuacji to akurat samo pójście na terapię par jest moim zdaniem możliwe. Jeśli mąż stawi opór zaś to ( również w odniesieniu do tej konkretnej sytuacji) w mojej ocenie małe szanse na reformę, bo w tym momencie Emm stala by się chcąc nie chcąc czymś na kształt terapeutki meża. A to nie dla Niej rola. Ale... nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu , różnie być może :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Jak automat

Postprzez emm » 8 lis 2012, o 19:41

Zdaje sobie sprawę, że chodzi o resztę mojego życia, a nie tylko o seks. Dlatego nie poddaje się i staram się poprawić jakość mojego związku. Tak na marginesie to patrząc jak rozwija się ta dyskusja zdaje się umieściłam temat w złym dziale :)

Moje małżeństwo jest związkiem toksycznym. Mam tego pełną świadomość. Nie wiem czy jestem, ale z pewnością byłam kobietą kochającą za bardzo. Długi czas byłam przekonana, że najgorsze co może mnie spotkać to rozstanie z mężem. Równie długo on mógł mnie kontrolować i szantażować używając argumentu „bo cię zostawię”. To na szczęście się skończyło. Dotarło do mnie, że poradzę sobie bez niego. Przy kolejnym wyliczaniu „moich wad” i stwierdzeniu, że jak się nie poprawię to on odchodzi odpowiedziałam, że jeśli mu ze mną tak źle może odejść. Na siłę go przy sobie nie trzymam. Chcę być z nim w związku, staram się żeby było nam ze sobą jak najlepiej ale jeśli dla niego to zbyt mało może odejść. To pomogło. Jeszcze raz czy dwa spróbował starej sztuczki, przekonał się, że nie działa i przestał.

Z tym katem / ofiarą to nie jest taka prosta sprawa. Abssinth ma trochę racji, że wchodzę w rolę ofiary w związku. Staram się tego nie robić, ale stare nawyki czasami biorą górę. Zdarza mi się, że wpadam w tryb „to wszystko przez niego…”, „gdyby tylko się zmienił…” itp. Pocieszające jest jedynie to, że dość szybko to zauważam i nie ciągnę. Uważam, że obwinianie drugiej połówki o to, że jest mi źle w życiu do niczego nie prowadzi i nie ma sensu. A wiem to m.in. dlatego, że mój mąż uważa, że to on jest przeze mnie krzywdzony. Też czuje się ofiarą. I jego naciski na mnie nie odnoszą żadnego skutku. Chcę żeby było mu ze mną dobrze, ale na siłę się nie zmienię.

Sansevieria to porównanie kulinarne oddaje istotę sprawy. Byłam na diecie, ale gotowałam dla niego :) Nie wiem czy tak jest w przypadku wszystkich wykorzystywanych w dzieciństwie osób, ale w moim tak właśnie było. To było do przyjęcia dla obu stron. Problem się pojawił, kiedy zdecydowałam się z diety zrezygnować. A przez to, że temat był i nadal jest dla mnie trudny doprowadziłam do sytuacji znacznie gorszej niż była. Nie obwiniam się za jego słowa. Moja odpowiedzialność polega na tym, że sama udaję, że tego problemu nie ma. A on jest i narasta.

Odnośnie terapii to ja mam obawy czy mąż się zgodzi, no ale dopóki z nim nie porozmawiam to się nie dowiem. Jak zaczynałam terapię indywidualną on był jej bardzo przeciwny. Naciskał na mnie, ze powinnam ją przerwać. Terapeuta zasugerował żebym przyszła wspólnie z mężem, żebyśmy razem pogadali. Kiedy to zaproponowałam mężowi zagroził, że ode mnie odejdzie jak go będę mieszać w te bzdury. To był czas kiedy ten argument na mnie działał. :/ Trochę się od tego czasu zmieniło między mną a mężem, ale jego podejście do terapii chyba nie. Uważa je za stratę czasu. Twierdzi, że na pewno nic nie da. A w chwili szczerości spytał czy mam świadomość, że to już jest koniec drogi i jeśli tak się nie dogadamy to już nic więcej się nie da zrobić. I moim zdaniem to jest sedno problemu. On się chyba bardziej boi ew. rozstania niż ja.

Laissez_faire: fajne zdjęcie i podpis. Optymistyczne :).
emm
 
Posty: 15
Dołączył(a): 29 paź 2012, o 14:56

Re: Jak automat

Postprzez laissez_faire » 9 lis 2012, o 10:36

Za tym iluzorycznym optymizmem czai się bardzo zimne spojrzenie na świat... bo myśląc o szczęśliwych staruszkach miałem na myśli bardziej takich z filmu Michaela Hanekego:
Miłośc

Nie wiem, czy istnieje coś takiego jak nietoksyczny związek. Relacja dwójki ludzi zamkniętych w tej patologicznej komórce społecznej niebędąca nieustannym ścieraniem się dwóch równie silnych (równie słabych) osobowości musiałaby być niesamowicie infantylna i miałka. Emocje rodzące się jedynie z pożądania są zawsze skazane na powolne obumarcie, więc ciężko budować coś na chwilowej fascynacji. Co tak naprawdę nas nakręca to chyba właśnie ten jak najszerszy zakres amplitudy między nienawiścią, a absolutnym uwielbieniem naszych partnerów.

Co do seksu. Spełnienie zawsze wynika z egoistycznych pobudek. Albo chcemy być hołubionymi bogami rozkoszy, albo ową rozkosz wydzierać od drugiej osoby, a w zasadzie pragniemy obu tych doznań jednocześnie. W momencie, gdy nasz partner ewidentnie, nie chce nasz czcić, to i my jego nie będziemy potrafić, pozostanie więc wydzieranie... i tu jest ten absurd, bo jeżeli chcesz doznawać rozkoszy, to musisz ją dawać... seks z automatem prowadzi jedynie do mechanicznej ejakulacji, ale w głowie jest pustaka, więc i brak uwielbienia, które potrzebujesz do spełnienia, by nie być automatem... system naczyń połączonych...
Chodzi o to, że największa nawet czułość partnera nie sprawi, że zaczniesz szczytować, wręcz przeciwnie myśl, ze on się nie spełnia, bo duma o twoim niezaspokojeniu całkowicie cię odetnie. Ja tak początkowo prawie zrujnowałem swoje życie seksualne... zamiast jebać, głaskałem, dopytywałem się, czy nie boli, czy dobrze, aż do obrzydzenia...
Czas i narastające tendencje, a zarazem frustracje... weszliście w schemat... ty dmuchana lala, on w zasadzie onanista; ba pewnie ma podświadome poczucie winy, wiec może nawet wyrobić skłonności sadystyczne.... taki mały penisek, co to wyżywa się na dmuchanej owieczce, a potem ze wstydu ciska ja po całym pokoju. Żeby od tego odejść i wspólnie czerpać przyjemność, to... no właśnie moim zdaniem pierwszy krok należy do ciebie; powoli ucz się cieszyć, że dajesz rozkosz, ale bardzo powoli, bo wszelkie nagłe zmiany będą prowadziły do jeszcze większego zniesmaczenia. Ucz się reagować radością na dotyk; adhezja ciał jako dzika orgia elektronów z powierzchni naskórka i zawsze pamiętaj, że spełnienie jest w wielkiej mierze twojej głowie.
laissez_faire
 
Posty: 472
Dołączył(a): 10 lut 2009, o 20:47
Lokalizacja: Wroclaw

Re: Jak automat

Postprzez emm » 9 lis 2012, o 12:39

laissez_faire napisał(a): powoli ucz się cieszyć, że dajesz rozkosz, ale bardzo powoli, bo wszelkie nagłe zmiany będą prowadziły do jeszcze większego zniesmaczenia. Ucz się reagować radością na dotyk;


Jak?
Będąc sobą mogę to co najwyżej udawać, a tego nigdy nie robiłam i nie chcę robić. :(
emm
 
Posty: 15
Dołączył(a): 29 paź 2012, o 14:56

Re: Jak automat

Postprzez Abssinth » 9 lis 2012, o 12:47

Sansevieria to porównanie kulinarne oddaje istotę sprawy. Byłam na diecie, ale gotowałam dla niego Nie wiem czy tak jest w przypadku wszystkich wykorzystywanych w dzieciństwie osób, ale w moim tak właśnie było. To było do przyjęcia dla obu stron. Problem się pojawił, kiedy zdecydowałam się z diety zrezygnować.


ok, rozumiem porownanie ze strony Sans i Emm. I rozumiem, ze to moze byc OK dla strony 'dajacej'.

ale - dla mnie (plus partnera, plus osob, ktore znam i z nimi rozmawialam na ten temat) seks to sprawa obustronna.
Wymiana energii, ja cos daje, ty cos dajesz, razem tworzymy nowa jakosc.
Niezbedna dla mojej przyjemnosci jest przyjemnosc partnera. Czulabym sie strasznie, wiedzac, ze to, co robimy, nie sprawia zadnej przyjemnosci mojemu partnerowi (a wrecz przypomina o najwiekszej traumie jego zycia), ale on poswieca sie dla mnie i przelamuje swoj wstyd, niechec, podobne negatywne odczucia. Nie potrafilabym w ogole sie podniecic w obliczu czegos podobnego....
moj partner mowi, ze dla niego najwieksza podnieta i nagroda na swiecie jest - wiedziec i widziec, ze jego partnerka jest, tutaj i teraz, przez jego obecnosc i jego czyny, podniecona, zaspokojona i szczesliwa.

po prostu nie moze mi sie w glowie pomiescic (czyt - uwazam za tak obrzydliwe, ze az niezrozumiale) podejscie Twojego meza, Emm, ktory wiedzac, ze Tobie to nie sprawia zadnej przyjemnosci, dalej sie Twoim cialem zaspokaja.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Jak automat

Postprzez emm » 9 lis 2012, o 13:58

Czuje się niepełnowartościowa pod tym względem :(
emm
 
Posty: 15
Dołączył(a): 29 paź 2012, o 14:56

Re: Jak automat

Postprzez Abssinth » 9 lis 2012, o 14:06

ale to nie Ty sie powinnas czuc niepelnowartosciowa!

dlaczego tak myslisz?


*sciski*
xxx
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy seksualne

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 299 gości

cron