Pomoc nie swojemu dziecku...

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Iliada » 5 lis 2012, o 01:39

Nie ma za co :)
Avatar użytkownika
Iliada
 
Posty: 258
Dołączył(a): 10 paź 2012, o 02:25

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Apasjonata » 5 lis 2012, o 13:02

Ksieżycowa,
sory za wtracenie, ale robię to w dobrej wierze. Przeczytałam tą dyskusję z poprzedniej strony i tym co najbardziej mi się rzuciło w oczy jest Twój lęk przed konfrontacją. Myslę, że dopuki u siebie nie zrobisz z tym porzadku, to nie będziesz w stanie pomóc bratankowi, ten lęk Cię unieruchamia.
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 5 lis 2012, o 16:14

Ale konfrontację z czym? Z moim bratem, z dzieckiem?
Z bratem konfrontuję się ciągle o czym pisałam... nie do końca Cię zrozumiałam... aha i nie masz przecież za co przepraszać ;)
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Apasjonata » 6 lis 2012, o 13:44

Za dlugo pisalam i mnie wylogowalo wiec bedzie krocej.
Księżycowa napisał(a): nie chce pytać, bo to wykapują, że coś jest nie tak.................. mam obawę przed tym, że jesli w jakiś sposób by doszło do spotkania z moim bratem, to on powie, że ja kłamie albo, że juz lepiej...

Z tego wywnioskowalam o leku.
Stawiasz sie w pozycji oskarzajacego, brat w roli oskarzonego, a psycholog w roli sedziego. I teraz wydaje mi sie, ze gdyby okazalo sie , iz sedzia wezmie strone oskarzonego, to dla Ciebie byloby to tragedia.
A mozna inaczej gdy skupisz sie jedynie na pomocy dziecku, to psycholog wejdzie wtedy w role pomocnika, a to kompletnie zmienia postac rzeczy, bo wtedy nie walczycie ze soba tylko mozecie wspolpracowac dla wyzszego dobra.
Tu masz jeszcze cytaty , z ktorych wywnioskowalam , iz stawiasz psychologa w roli sedziego
Księżycowa napisał(a):No ok. ale jak oni zerkną w papiery i powiedzą ,,ale tu było wszystko w porządku, to jest niemozliwe...................................................nie bardzo wiem, co mogłabym takiemu psychologowi powiedzieć ,, Powiedziała Pani, że z M jest wszystko ok a to nie prawda?" No nie wiem ... albo stwierdzić, że brat nie powiedział wszystkiego.
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 6 lis 2012, o 17:40

Tak, to akurat jest prawda. Często mam taka obawę względem ich postępowania a odbioru innych i to jeszcze z dzieciństwa. Po części nie mogę się tego pozbyć a po części jest tak, że jestem zmuszona mieszkac z nimi i nadal jest mi przypisywane wszystko co najgorsze, choćbym nie ważne jakie zamiary miała, nawet to co mówię jak odczuwam jest nie prawda albo jestem bezaczelna, że cos w ogóle mogę psrzegać inaczej niz sobie wyobrażają. Już znacznie bardziej to olewam ale są sprawy, w których przy takiej porzadnej konfrontacji po prostu sie boję, że tego nie zniosę...

A dziecko... hmm... no żal mi go z jednej strony a z drugiej nas bardzo wkurza, jednak decyzja o pomocy padła dlatego, że dzieciak się męczy teraz a w przyszłosci będzie mu trudniej a nikt nie chce tego zrozumieć, zobaczyć... nie wiem jak to określić.

Stawiasz sie w pozycji oskarzajacego, brat w roli oskarzonego, a psycholog w roli sedziego. I teraz wydaje mi sie, ze gdyby okazalo sie , iz sedzia wezmie strone oskarzonego, to dla Ciebie byloby to tragedia.

Nie tyle tragedia. Tragedią byłoby to kiedyś na pewno... teraz mniej mi zalezy na tym, żeby mnie poparli czy w ogole rozważyli jakąś propozycję moją. Jest to przykre, że tak trakrują ale już wiem, że inaczej nie będzie, nie łudze się tak jak dawniej, że może tym razem mnie poprą, nie czekam na to, bo wiem, że będę zawsze winna i ta zła. Raczej w takiej sprawie po prostu mogą mnie oskarzyć za to, że dzieciaka w domu nie chce ( co jes
t nie dorzeczne, bo i tak się stąd wyprowadzimy jak najprędzej się da) bo mnie denerwuje, bo nie mogę swobodnie zwierząt trzymać w domu, tylko sie dostosowywać... wiem, że są zdolni powiedzieć, przypisać mi wszsytko, byle nie spojrzeć prawdzie w oczy albo po prostu zrobić to, bo zawsze moje zdanie i opinie jak są różne od ich, to trzeba znaleźć w tym coś złego.
My tu po prostu mieszkamy i już jest wojna między nami a nimi. Jeśli się okaże, że poszłam do psychologa, żeby pomóc dziecu (a nigdy nie uwierzą, że to było moim jedynym celem, nie wiem dlaczego ale czuję się jak potwór czasem) , to nie jestem w stanie sobie wyobrazić co tu się będzie działo i nie wiem czy nerwowo to wytrzymam... :bezradny:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Abssinth » 6 lis 2012, o 18:38

piszesz, ze trzeba chowac kotke przed chlopcem....

wszyscy seryjni mordercy zaczynali od meczenia zwierzat :(

podejrzewam, ze nie wszyscy co mecza zwierzeta koncza jako seryjni mordercy...ale tak od razu mi sie skojarzylo :(

ten dzieciak w takim otoczeniu wyrasta na psychopate :( :( :(
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 6 lis 2012, o 18:53

My mamy wrazenie, że w połowie juz jest, jak tak popatrzeć na jego zachowanie :( . Otoczenie jest chore... nawet my, bardziej swoadomi, nie uciekajacy przed prawdą nie jesteśmy w stanie tu w domu zmienić swojego położenia, które się niestety przekłada na sosunek do niego... Widzę, że to dziecko jest tak przesiaknięte złością, że wcale mnie nie zdzwi jak kiedyś w jakichś nerwach chwyci za coś... cokolwiek i tego użyje...

Mogłabym dac spokój, bo przecież my tu nie bedziemy mieszkać, kotka ma opiekę i dobre warunki zorganozowane przez nas... kosztuje nas to więcej ale cóż no... zwierzę nie może cierpieć przez coś takiego, cokolwiek innego też nie...
Już nie wspomnę, że mamy trzy maluchy przygarnięte z podwórka, bo jakas kotka urodziła, więc podwójnie n as to kosztuje do momentu kiedy nie znajdą domu swojego...
Ale jakoś im bardziej na to wszystko patrze , to nie umiem byc obojetna, chociaż im bardziej na to patrzę tym bardziej mam watpiwosci czy da się z tym cos zrobić :bezradny:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez caterpillar » 6 lis 2012, o 19:25

Twoj brat nie jest idealny

,Wpier....j mi z tym futrzakiem" :? co to za tekst przy dziecku? w ogole nie mam zaufania do ludzi ,ktorzy nie lubia zwierzat

mysle ,ze to co mozesz zrobic to tawac mu przyklad i pomagac w trudnych sytuacjach np rozladowac emocje

spedzac z nim troche czasu ,bawic sie rozmawiac

jesli macie w okolicy druzyne zuchowa (ale taka z prawdziwego zdarzenia) albo jakies dobre kolko sportowe to warto malego zapisac czasem dobry trener, druch druzynowy jest wiekszym autorytetem niz rodzic

mysle ,ze maly potrzebuje jakis stalych wartosci jesli w domu panuje chaos... tym bardziej

mi to pomoglo

wiec moze wcale nie trzeba ladowac go w terapie ale w jakies kolko zainteresowan
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez caterpillar » 6 lis 2012, o 19:33

Mogłabym dac spokój, bo przecież my tu nie bedziemy mieszkać


ale to Twoj bratanek..wiec moze warto ?

wiesz nie musisz wywalac zaraz wykladu z pedagogiki czy latac do psychologow ale moze wlasnie zaproponowac ,ze zapiszesz go gdzies albo ,ze spedzisz z nim chociaz 1 dzien w tygodniu

fajnie ,ze pomagasz zwierzetom ale moze wlasnie i tu warto pomoc zwlaszcza ,ze to dziecko

Ty jestes o pare krokow madrzejsza od swojej rodziny wykorzystaj to.

Ja jestem matka chrzestana mojej kuzynki i tym bardziej czuje sie w obowiazku wspierac ja tylko potrafie.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 7 lis 2012, o 01:05

fajnie ,ze pomagasz zwierzetom ale moze wlasnie i tu warto pomoc zwlaszcza ,ze to dziecko

Ty jestes o pare krokow madrzejsza od swojej rodziny wykorzystaj to.


No właśnie to, że niby w tym temacie jestem do przodu wcale mi nie ułatwia... pisałam jak to u nas wygląda powyżej, w którymś poscie...


wiesz nie musisz wywalac zaraz wykladu z pedagogiki czy latac do psychologow ale moze wlasnie zaproponowac ,ze zapiszesz go gdzies albo ,ze spedzisz z nim chociaz 1 dzien w tygodniu

No własnie tu się zrobił z mojej strony/we mnie spory problem, ponieważ kiedyś faktycznie tak było, że z Ł go zabieraliśmy ze sobą to z psem, to nawet bez, to było ponad 3 lata temu ale się zmieniło... jakby to powiedzieć... sama mam kłopoty emocjonalne, z dziećmi różnie to wygląda u mnie, bo na pewnej płaszczyźnie pojawiła się niechęć do niego. Może dlatego, że ja sama mam problem, który muszę na terapii rozwiązać. Od momentu kiedy zachowanie małego sie pogorszyło i posunęło się do zwierząt mam do niego niechęć i nie umiem z tym dzieckiem rozmawiać ani postępować. Być może potęguje takie moje odczucia zachowanie rodzinki typu ,,Czego Ty od niego chcesz? Przeciez on jej nic nie robi!!" No niestety musze bronić i siebie i koty sama przed nimi... a prawda jest taka, ze niestety robi, tylko łatwiej nie widzieć nic...
Z drugiej strony żal mi go, bo chocby po sobie wiem jak się męczy sam ze sobą i dlatego chcę zrobić coś, co zrobić bym potrafiła po prostu... gdzieś się udać, zadziałać w inny sposób, niekoniecznie sie udzielając w stosunku do dziecka, bo tego nie potrafię.

Nie wymiguję się, to nie oto chodzi... nie wiem czemu względem niego ma trudność...
Mimo, że to male dziecko nie raz mnie po prostu jego zachowanie odrzuca od niego samego. Nie wiem, z dziećmi siostry nie mam takiego problemu ani w kwestii zwierząt ani w zadnym innym.

Dziś cos slyszałam jak sostra z mama rozmawiały, że mam pójdzie z młodym za brata, bo on chyba nie potrafi przedstawić problemu i na pewno nie pójdzie do szkolnego... oczywiście chciałabym pomóc ale co nie powiem, to będą wiedziały lepiej i zrobia mi na przekór po swojemu :bezradny:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez caterpillar » 7 lis 2012, o 18:20

tak po prostu jest ,ze niektore dzieci lubi sie od tak a niektore maja w sobie cos irytujacego..jak dorosli

ale mysle .ze warto probowac ..moze zaproponuj mu ,zeby sam karmil koty i byl odpowiedzialny za zmienianie im wody..

czasm wolne drazenie skaly kropla przynosi lepszy efekt niz wielki wodospad .

jesli bedziesz chciala cos zmienic ..to zmienisz

powodzenia!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez biscuit » 7 lis 2012, o 18:37

znęcanie się nad zwierzętami przez kilkuletnie dziecko
to ważne kryterium diagnostyczne w zakresie osobowości antysocjalnej
(pejoratywna nazwa - psychopatii)
która ujawnia się już w wieku dziecięcym
i niestety nie rokuje wyleczeniem

nie mówię, że Twój bratanek ma to zaburzenie osobowości
podkreślam tylko istotność tego typu zachowań u dzieci
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 7 lis 2012, o 22:52

caterpillar napisał(a):ale mysle .ze warto probowac ..moze zaproponuj mu ,zeby sam karmil koty i byl odpowiedzialny za zmienianie im wody..




Tego zrobić tez nie mogę, ponieważ mój brat od razu jak podchodzi dziecko do maluchow na niego krzyczy ,,Odejdź od tych szczurów, bo jakieś gówno złapiesz i będe po szpitalach jeździł" i dziecko tak na prawdę nie może podjeść, co mnie cieszy w sumie, bo nie dość, że każde z tych trzech maluchów biegnie gdzie indziej, to jeszcze musze upilnować małe nadpobudliwe dziecko, ktore nie patrzy pod nogi i może kje podeptac albo po prostu niespodziewanie kopnąć... to na prawdę chwila moment, trudno wyczuć tu moment.

znęcanie się nad zwierzętami przez kilkuletnie dziecko
to ważne kryterium diagnostyczne w zakresie osobowości antysocjalnej


Otóż to biscuit ... mimo, że nie studiuję psychologii na zwykłe odczucia jest to dla mnie bardzo ważna i znacząca informacja, która wg mnie psychologowi, specjaliście wiele mówi ale niestety moj brat to pomija, bo dla niego to najmniejszy problem... a ja jestem szurnięta, bo przesadzam ze zwierzakami ich zdaniem, bo młody nic nie robi...

Temat między mamą i siostrą ucichł... więc jak tylko ogarnę swoje sprawy spróbuję coś zdziałać.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez caterpillar » 7 lis 2012, o 23:06

znęcanie się nad zwierzętami przez kilkuletnie dziecko


jak bylam na wsi to z dzieciakami robilismy rozne glupie rzeczy np dmuchanie zab, rzucanie kotow na stog siana

a na podworku kroilo sie dzzowniece na pol ,zeby podzielic sie z kolezanka w piaskownicy ...wszystko to mozna podciagnac pod znecanie sie

(moze dlatego ,zeby odpokutowac swoje winy zostalam veganka :P)

a powazniej... pewnie warto o tym powiedziec psychologowi ale moim zdaniem bez paniki

wydaje mi sie ,ze duza wine ponosi tatus ,ktory nie posiada zadnej wrazliwosci i do tego jest wulgarny.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 7 lis 2012, o 23:11

Z tym znecaniem się nad żabami itp. a takim jakie jest tutaj jest myślę znaczna róznica, chociaż ja glisty i inne robaki zbierałam na listki i robiłam i domek, nie kroiłam... jakoś zawsze to była dla mnie istota taka sama jak kot, czy kochany pies ale kazdy inny...

Na temat mojego brata juz się wypowiedziałam,.. trudno mi nadal sie pogodzic z tym, że moja rodzina okazala się nie taka dobra jak mi wpajali... że brat zdolny i kochany, że mama taka biedna, bo wszystko znosi a tatuś... hmmm... tatuś to nie wiem ale się okazało, że brat to cham a matka przebiegła i kąśliwa... wystarczylo się zbuntowac i postawic na swoim, żeby to pokazali...

ech... robię off top ale tak teraz mi się pomyślało.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 215 gości