Moje doświadczenia seksualne zaczęły się o wiele za wcześnie... Miałam niecałe 10 lat kiedy "tatuś" zainteresował się mną w nieodpowiedni sposób. Trwało to kilka lat. Tak mocno chroniłam moją tajemnicę, że przestałam nawiązywać kontakt z kimkolwiek. Otoczenie uznało mnie za odludka i dziwaka. Tak sobie trwałam przez kolejne lata żyjąc obok ludzi. W tym okresie coś takiego jak seksualność zupełnie mnie nie interesowało. Było tabu. W końcu stało się coś dziwnego, coś czego nigdy się nie spodziewałam. Zakochałam się i co jeszcze dziwniejsze z wzajemnością. Mój wybranek i obecny mąż wprowadził mnie na nowo w świat seksu. Nie sprawiało mi to przyjemności, jednak godziłam się bo chciałam sprawić przyjemność jemu. Mi do szczęścia wystarczało, że leżymy obok siebie, że on jest blisko.
W związku z tym co mnie spotkało w dzieciństwie poszłam na terapię. Pod jej wpływem m.in zapragnęłam czerpać radość z seksu. Powiedziałam mężowi i się zawiodłam. Wyśmiał i zbagatelizował moje pragnienie. Moje zainteresowanie seksem nazwał chorobą i zaproponował, że odwiezie mnie do szpitala psychiatrycznego. Przestałam poruszać z nim ten temat, ale też przestałam się interesować seksem z nim. Nadal to robimy, ale nie znajduje już w tym niczego pozytywnego. Zmuszam się.
Spróbowałam masturbacji. Okazało się, że potrafię sama zaspokoić swoje potrzeby. Początkowo towarzyszyło temu uczucie euforii. Pierwszy orgazm, choć trwał tylko chwilę, zapamiętałam jako coś wspaniałego. Radość z tego, że w ogóle mogę go przeżywać była wielka. Przez kilka miesięcy było dobrze, jednak od jakiegoś czasu jest co raz gorzej. Nadal jestem w stanie doprowadzić się do orgazmu jednak nie towarzyszy temu nic. Jest to tylko reakcja ciała, w duchu jest tylko pustka. Chciałam poprawić swoje życie seksualne, a wpadłam z deszczu pod rynnę. Co ja mam zrobić żeby to naprawić?