czy dobrze zrobiłam?

Problemy z partnerami.

czy dobrze zrobiłam?

Postprzez KathrinVH » 19 lut 2008, o 14:33

byłam ponad pół roku z mężczyzną o 16 lat starszym ode mnie. rozwodnikeim. mieszkaliśmy razem. byliśmy zaręczeni. myślałam,że miłość go zmieni. miesiąc temu wyprowadziłam się po kolejnej awanturze. teraz mam wyrzuty sumienia. on chce i błaga żeby wóciła. mówi, że tak bardzo mnie kocha,że nie poradzi sobie beze mnie, że teraz się zmieni, żebym wróciła do niego i mu pomogła. ma zacząć terapię AA, był u terapeuty z problemami osobowości. podobno od czasu kiedy wyjechałam nie pije.

wiem, że nie jestem idealna i nie potrafiłam zachować stoickiego spokoju w czasie kłótni, przez co zapewne denerwowałam go jeszcze bardziej zamiast uspokajać. kiedyś powiedział mi, że tak się zachowuje, ponieważ go prowokuję samym faktem, że jestem, a później przepraszał i mówił, że to nie tak, że już tak nie będzie. nie wiem... a może to jednak moja wina, może to przeze mnie tak się zachowywał... nie wiem co mam robić... brakuje mi go... tak bardzo go kocham...

zawsze dużo pił, ale myślałam,że po prostu lubi i nic złego w związku z tym się nie wydarzy. bywał agresywny z kłótni na kłótnię coraz bardziej. kilkukrotnie uderzył mnie, szarpał, przerzucił po mieszkaniu jak 'worek ziemniaków'. zakazał mi się spotykać i kontaktować ze znajomymi płci przeciwnej. kontrolował praktycznie każdy ruch. musiał wiedzieć wszystko, bo inaczej twierdził, że mu nie ufam, że go zdradzam. kiedy ja go pytałam o pracę, o uczucia, itp, nie odpowiadał, twierdził,że jest mu trudno rozmawiać o sobie i o rzeczach, które go dotyczą. wierzyłam, że to się kiedyś zmieni, ale po pewnym czasie rozmowy zaczeły być coraz trudniejsze:
ja-Co o tym myślisz?, Co chcesz?, O co tobie chodzi?, Co masz na myśli?
on-Domyśl się!, Przecież wiesz!
ja-Przecież nie jestem Tobą, nie potrafię 'wejść w Twój umysł'.
on-No widzisz!, To Twój problem!, Właśnie!

kiedy odwiedzał nas jego przyjaciel,zarzucał mi,że go z nim zdradzam. jego przyjaciel nie wytrzymał i zerwał z nim całkowicie kontakt. później rozmawiałam z moim narzeczonym i udało mi się nakłonić go do przeproszenia przyjaciela. teraz są w stałym kontakcie. jest to praktycznie jedyna osoba oprócz rodziców, która 'jest z nim' i 'przy nim'.

w kilku awanturach nazywał mnie imieniem swojej byłej żony. wykrzykiwał na temat sytuacji pomiędzy nimi (prwdopodobnie), o których nic nie wiedziałam. wyzywał. szarpał. groził,że mnie zabije. 'Wszystkie jesteście takie same' - to jedno z jego tradycyjnych stwierdzeń.

sytuacji bardzo 'napiętych' było dużo, bardzo dużo. w końcu nie dałam rady. nie mogłam już wytrzymać. brakowało mi sił...

to jedna z nich... wiem,że opis jednej sytuacji nie odzwierciedla całego problemu...

nie dawałam sobie rady i chciałam wyjechać na pare dni. powiedziałam mu o tym. wpadł w szał. wziął nóż i przyłożył do sobie do szyji. powiedział, że jeśli mu nie wybaczę i wyjdę to się zabije. błagałam prosiłam żeby tego nie robił. zrobił sobie dwa nacięcia na szyji. czułam się strasznie widząc to. kiedy spróbowalam podejśc do niego, uspokoić i zabrać nóż, wyciągnął go do mnie i powiedział, że jak się jeszcze zbliżę, to najpierw zabije mnie, a później siebie. pociął sobie mocno brzuch, tak, że ciężko mu było się ruszać przez kolejne kilka dni, bo rany się otwierały i były bardzo bolesne, z tego mówił.

poza tymi sytuacjami jakie miały miejsce i kłamstwami z jego strony to wspaniały człowiek. inteligentny. wychowawca i instruktor na obozach letnich. opiekuńczy i uczuciowy. czasem był tydzień spokoju, ale bywało i kilka trudnych dni pod rząd. nie wiem co robić w tej sytuacji... proszę pomóżcie...
KathrinVH
 
Posty: 7
Dołączył(a): 19 lut 2008, o 12:37

Postprzez Abssinth » 19 lut 2008, o 14:56

gratuluje.

sa kobiety, ktore cale zycie 'wytrzymuja'; w takim zwiazku, caly czas ludzac sie, ze cos sie zmieni, ze bedzie lepiej.....

nigdy nie jest lepiej, z takim czlowiekiem moze byc tylko gorzej...oni sie nie zmieniaja, tylko udaja milych na jakis czas, szantazuja, ze sobie cos zrobia, bo przeciez tak kochaja......a kiedy Ty juz zapomnisz ostatnie bicie, ostatnia klotnie, wtedy cala szopka zaczyna sie od nowa, z wieksza sila tym razem...

gratuluje, ze udalo Ci sie uciec.
Teraz tylko jedna rzezc pozostala - pamietac o tym, co on Ci zrobil, jak Cie traktowal...i nigdy nie wracac.

najlepiej, gdybys wybrala sie na terapie....zebys poskladala siebie z powrotem i przypomniala sobie, ze prawdziwa milosc wyglada calkiem inaczej, niz to, co zaserwowal Ci Twoj psychopata...

przytulam cieplo i pozdrawiam...
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez @patryk@ » 19 lut 2008, o 15:28

A daj sobie spokoj z takim człowiekiem.przypomni sobie co obiecał po kolejnej awanturze i jak faktycznie było,to jest chory człowiek wymagający leczenia,aby się zmienił to sam tego musi chcieć.Natomiast to że obiecał się zmienić że zacznie terapie,to sama widzisz jak obietnice i później realizacja to zupełnie coś innego.Przez tyle lat takiego życia chyba sama widzisz,że niewiele się zmieniło na lepsze,a raczej jest coraz gorzej.Pomyśl o sobie,i nie daj się dalej zastraszać i terroryzować,trzeba wreszcie powiedzieć dość tego.
@patryk@
 
Posty: 47
Dołączył(a): 17 maja 2007, o 09:52
Lokalizacja: PL

Postprzez KathrinVH » 19 lut 2008, o 15:36

ja go nadal kocham... a może on się zmieni?

czy nie ma najmniejszej możliwości, żeby się zmienił i żebyśmy byli razem szczęśliwi?

wiem, że może to wydawać się naiwne z mojej strony...ale on się stara, może powinnam wrócić? nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam odchodząc, a z drugiej strony nie mogłam już tak dłużej. jestem rozbita. wszystko co robiłam przestało mieć sens,a marzenia legły w gruzach...

terapia? gdzie powinnam się udać i na jaką terapię?
KathrinVH
 
Posty: 7
Dołączył(a): 19 lut 2008, o 12:37

Postprzez Szafirowa » 19 lut 2008, o 15:53

Dziewczyno ... daj spokój, do czego Ty chcesz wracać ?

Przeczytaj to co napisałaś tak, jakbyś czytała opis obcej Ci osoby. Co byś jej poradziła ?
Jestem zdumiona, że tak długo wytrzymałaś ten istny terror.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez KathrinVH » 19 lut 2008, o 16:01

do czego wracać? do szczęśliwych chwil, które razem przeżyliśmy.

wiem, że nie powinnam wracać. to co mi zrobił jest dla mnie straszne, sprawiło wiele bólu i cierpienia i nie potrafię o tym zapomnieć, ale mimo to mam wątpliwości, dlatego przedstawiłam tu swój problem... boję się, że jeśli do niego nie wróce i mu nie pomogę to sam sobie nie poradzi...

już sama nie wiem co jest dobre a co złe... pogubiłam się...
KathrinVH
 
Posty: 7
Dołączył(a): 19 lut 2008, o 12:37

Postprzez Abssinth » 19 lut 2008, o 16:11

Kath, on jest odpowiedzialny za swoje zycie, TY za swoje. To nie Ty bilas go, traktowalas jak szmate, ponizalas, terroryzowalas psychicznie. To byl jego wybor, zeby sie tak zachowywac, zeby tak postepowac.

a on sobie poradzi bez Ciebie...szybko sie znajdzie inna naiwna, poleci na obraz dobrego czlowieka, spolecznika, opiekuna mlodziezy...

tacy ludzie sie nie zmieniaja.
tacy ludzie sie nie zmieniaja.
tacy ludzie sie nie zmieniaja.

napisalam specjalnie trzy razy, zebys to naprawde zobaczyla :)

tak, oczywiscie, mile chwile zawsze sa.....bo kto by wytrzymal z samymi zlymi? sa mile chwile, zebys pamietala, ze moze byc dobrze, zebys zapomniala swoje siniaki, swoj bol, swoje przerazenie i bezsilnosc.zebys miala nadzieje, ze kiedys bedzie dobrze, znowu, jeszcze troche.

Milosc nie na tym polega.
SZacunek, bezpieczenstwo, wsparcie, poczucie bycia kochana....mialas to? poczucie,ze mozesz byc soba, mozesz powiedziec mu wszystko, ze w kazdej chwili on Ci pomoze, przytuli, pocaluje...ze w jego oczach zobaczysz czyste uczucie i, ze ono bedzie tam zawsze, nie tylko do nastepnego momentu, kidy zmieni sie w zimna furie i nienawisc?

zylas w horrorze.
nikt nie powinien sobie na takie traktowanie pozwolic.
nikt i z zadnego powodu.

mowie...czesciowo z wlasnego doswiadczenia...mi sie udalo zyc 'tylko' w terrorze psychicznym...przynajmniej wiekszosc czasu...ale udalo mi sie uciec, uniezaleznic, uwolnic....dzisiaj zachlystuje sie szczesciem i znajomi pytaja, czy wygralam w totolotka, bo tak mi sie buzia smieje....
...bo juz nie mam balastu. bo juz zyje tylko dla siebie, nie dla kogos, kto w kazdej chwili moze wybuchnac, zareagowac bluzgiem,albo tak straszliwym emocjonalnym chlodem, ze az fizycznie boli.....znasz ten bol, prawda? naprawde chcesz do niego wracac?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez KathrinVH » 19 lut 2008, o 16:45

nie, nie miałam tego. powtarzał i powtarza,że mnie kocha. wierzyłam w to,ale teraz już sama nie wiem. czy człowiek który kocha może tak traktować ukochaną osobę?

nie chcę wracać do tego piekła, ale bardzo mi go brakuje... ja chyba nie potrafię bez niego żyć...



wspominałaś o terapii, gdzie i na jaką terapię powinnam się udać?
KathrinVH
 
Posty: 7
Dołączył(a): 19 lut 2008, o 12:37

Postprzez ewka » 19 lut 2008, o 16:54

A czy on wie, że ma z sobą jakiś problem? I co ma zamiar z tą wiedzą zrobić? Bo samo "wiem", to trochę za mało, skoro wpada w takie skrajności - Ty możesz mu pomóc w terapii, wspierać, sama sobą się też zająć... ale cała robota należy tak naprawdę do niego.

Dobrze się zastanów, bo lekko na pewno nie byłoby. I czy masz na to siły.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez bunia » 19 lut 2008, o 17:02

Jesli sie leczy i traktuje na serio soje problemy to mozesz mu dac szanse wspierajac ale badz ostrozna to wymaga czasu abys czula sie bezpiecznie w takim zwiazku.
Pozdrowka :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez echo » 19 lut 2008, o 17:12

włos mi się zjeżył na głowie.
Dziewczyno, to chory człowiek. Na dodatek groźny dla otoczenia. Musi się leczyć.
Jeszcze bardziej przeraża mnie fakt, że "jest wychowawcą i instruktorem na obozach letnich. opiekuńczy i uczuciowy." A jak wpadnie w szał to pozabija wszystkich i siebie. Zgroza.
Jeśli masz resztki instynktu samozachowawczego, to uciekaj daleko.
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez KathrinVH » 19 lut 2008, o 17:22

był u terapeuty. ma zamiar pójść na spotkanie otwarte grupy aa.

nikomu nie zrobi krzywdy, on tak traktował tylko mnie. przynajmniej nic nie wiem, żeby źle traktował kogoś innego.

od części z was słyszę, że on może się zmienić a od innych, żeby uciekać, nie wracać... mam coraz większy mętlik w głowie... nadal nie wiem czy dobrze zrobiłam... czy jest jest jednoznaczna odpowiedź na moje pytanie?
KathrinVH
 
Posty: 7
Dołączył(a): 19 lut 2008, o 12:37

Postprzez Filemon » 19 lut 2008, o 18:01

Myślę, że jeśli zwiążesz się z człowiekiem o którym tu opowiadasz i założysz z nim rodzinę (no bo jak się "kocha", to chyba tego się pragnie...), to popełnisz prawdopodobnie największy błąd w swoim życiu...

Twoim dzieciom, które ewentualnie przyjdą na świat w Waszym domu, nie będzie lekko żyć i nie będzie im później także łatwo wybaczyć Tobie i Twojemu partnerowi to wszystko, co spotka je w takiej rodzinie...

Moja matka popełniła taki błąd do jakiego Ty się właśnie przymierzasz i w dużej mierze zmarnowała tym sobie życie, oraz kawał życia zmarnowała też mnie i mojemu bratu... Przy czym jej mężczyzna nie był aż tak groźny w czynach jak Twój (na przykład nigdy nie chwycił na nóż), jednak całe moje dzieciństwo aż do dorosłości żyłem w domu, w którym nieustannie bałem się własnego ojca (czy raczej ojczyma, ściślej mówiąc), ciągle próbowałem bez powodzenie nawiązać z nim kontakt, którego bardzo potrzebowałem jako dziecko i młody chłopak lecz przyjmowany byłem w niezrównoważony i bolesny dla mnie sposób, co niszczyło moją psychikę i podkopywało wiarę w siebie. Jego zakorzeniona w nim głęboko agresja stwarzała w moim poczuciu nieustanne zagrożenie i niszczyła harmonię i szczęście naszej rodziny. Alkohol, który też temu towarzyszył nie był nawet najgorszy - najgorsza była po prostu popieprzona i agresywna, twarda i drażliwa osobowość tego człowieka, gdyż ona uniemożliwiało to by nasza rodzina była szczęśliwa. Jego rodzony syn a mój przyrodni brat, obecnie już dorosły, nie przyjechał na jego pogrzeb, gdyż powiedział mi, że go to nie interesuje... Jego ojciec bowiem właściwie nie potrafił w ogóle tym ojcem być (ani ojczymem, tym bardziej).

Gdybym mógł cofnąć moje życie niczym film, to chciałbym się urodzić w innym domu z innych rodziców i mieć całkowicie inne dzieciństwo... Mimo, że moja matka nie jest złym człowiekiem i starała się jak mogła... :(

To tyle. Przemyśl to sobie i przymierz do siebie i tego co chcesz zrobić. Uważam, że w związkach kobiety z tego typu mężczyzną dużą rolę gra psychiczne uzależnienie i gra sił oraz przemoc. Moja matka do dziś uważa, że się dla swego męża "poświeciła" i dzięki temu nie wylądował w rynsztoku - jako tako przeszedł przez życie, tyle tylko, że... ja mam w dupie to jej "poświęcenie" i żałuję, że żyłem w takiej a nie innej rodzinie... Ona sama natomiast w wieku sześćdziesięciu paru lat jest zdrowotną ruiną a jej życie pod pewnymi względami wygląda żałośnie... Ona nawet właściwie w pełni nie zdaje sobie sprawy co zrobiła sobie i swoim dzieciom... Dla mnie to jest okropne.

Nie rób takiego głupstwa i nie marnuj sobie życia narażając do tego ewentualne własne dzieci na taki marny los i opłakane dzieciństwo. Nie wmawiaj sobie, że go tak strasznie kochasz - lepiej popracuj nad sobą i wyrób w sobie więcej samodzielności, odwagi życiowej i wewnętrznej równowagi a wówczas nawet nie spojrzysz na kogoś, kto by Cię uderzył, naubliżał czy próbował zdominować niszcząc tym samym Ciebie jako człowieka u samych podstaw... To jest chora zależność i niezdrowa uległość wobec przemocy, brak wiary w siebie i lęk przed samodzielnym życiem i ewentualną samotnością - a nie żadna miłość. Nie oszukuj sama siebie i nie próbuj się łudzić, że to co jest teraz raptem zniknie, bo Twoja przychylna obecność przy tym człowieku zdziała cuda. :( Pójdź po rozum do głowy, zanim będzie za późno.

Przepraszam, jeśli napisałem coś zbyt dobitnie, ale tak się złożyło, że ten temat dotknął mocno moich własnych dołujących doświadczeń i najbardziej przykrych, ciężkich spraw.
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez KathrinVH » 19 lut 2008, o 18:28

masz rację, nie chcę aby moje dziecko miało takie życie... nie mogę i nie chcę ryzykować zniszczeniem mu życia!

myślalam o tym co pisaliście. boję się, ale spróbuję nie dać mu się przekonać do powrotu...

dowiem się w najbliższym czasie o terapię. tylko czy dam radę...?
KathrinVH
 
Posty: 7
Dołączył(a): 19 lut 2008, o 12:37

Postprzez mahika » 19 lut 2008, o 18:33

Tylko czy dam rade...

Jak nie dam rady to.......................

Dokończ zdanie proszę. Jak już sie uwolniłaś z paszczy lwa to po co masz wchodzić spowrotem do klatki z tym lwem???
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 273 gości

cron