hej hej
mam nadzieję, że jest trochę lepiej?
a ja właśnie jestem u rodziców w domu i mam wielką ochotę się rozpisać na Twój temat, Księżycowa, chociaż moja sytuacja jest inna, a jednak są podobieństwa...
przyjechałem do domu rodziców na urlop, w sumie to szczerze pojechałbym gdzieś indziej w góry, albo gdzieś coś zwiedzić, to wcale nie jest idealny odpoczynek wracanie do rodzinnego domu, szczególnie że większość znajomych, przyjaciół powyjeżdżała stąd i nie mam gdzie się podziać;
na dodatek w moim starym pokoju mieszka babcia, a ja szwędam się po domu nieco znudzony.
Moi rodzice nie są w stanie pojąć, że jako pięćdziesięcioletnie osoby o innych zainteresowaniach, nawet mimo że to moi rodzice, mogą stawać się momentami nieznośnie nudni dla dwudziestopięciolatka który właśnie ma urlop... ok jestem szczery przynajmniej, chociaż pewnie ktoś jak przeczyta to co wlasnie napisalem to pomyśli że jestem gnojkiem... w każdym bądź razie przyjechałem tu na prośbę mamy, bo chyba słabo sobie radzi emocjonalnie, zresztą nie wiem bo ona nie lubi nic po sobie pokazywać (to znaczy dopóki się nie rozpłacze i nie pójdzie do swojego pokoju).
moja mama opiekuje się swoją mamą czyli moją babcią, która ma lat 90 i niestety nie ma kontaktu ze światem, nie myśli logicznie, nie rozpoznaje nikogo, nie kojarzy faktów. moja mama mówi, że pogodziła się z tym, ale przecież to musi być dołujące, taka sytuacja na co dzień. w każdym bądź razie odkąd przyjechałem i pytam się czy z czymś pomóc, to odpowiedź zawsze jest nie musisz z niczym pomagać, ja wszystko zrobię sama itp. itd. więc nie czuję się tu nawet potrzebny na dobrą sprawę
nie chcę nawet mówić o tym, że może babcię należałoby oddać do hospicjum (dużo wymiotuje, moczy się), bo wtedy moja mama zarzuca mi że jestem nieczuły i że mnie nie poznaje i że "nie na taką osobę mnie wychowywała" i zaczyna się wzajemne oskarżanie.
mój tata jakoś dobrze sobie ze wszystkim radzi, chciałbym mieć taką odporność psychiczną jak on (chociaż on do tego dochodził latami, kiedys tez był w depresji)... nie ma problemów ze snem, zawsze idzie spać wcześnie, wstaje rano, pracuje w domu, pełen relaks. zajmuje się po prostu swoimi sprawami.
w tej chwili spędzam tu u rodziców swój urlop (pracuję na co dzień za granicą) i teraz dość ważną rzecz chciałbym napisać... otóż miałem przyjechać od poniedziałku wieczorem do soboty rano, moja intuicja podpowiadała mi, że właśnie tyle "wytrzymam " z nimi (głupio mi używać tego słowa, ale tak to jest). nie wiem, może ja ich nie kocham, skoro mnie tak denerwują.. to też wynikałoby z przemyśleń mojej mamy. Ostatnio stwierdzila ze dziecko nigdy nie pokocha matki tak, jak matka dziecko.. no nie wiem naprawde co o tym myslec, ale teksty w tym stylu slysze od niej dosc czesto).. no wiec miałem przyjechać od poniedziałku do soboty, ale wyszło tak, że jestem tu kilka dni dłużej bo mama wymogła to na mnie ciągłymi telefonami, smsami i smutnymi minami żebym przyjechał wcześniej i został dłużej, chociaż mówiłem jej że nie mam na to ochoty. w końcu skończyło się na tym, że mimo że miałem już bilety, kupiła mi bilet powrotny na później niż chciałem. żeby było jasne, ja już zakupiłem bilety za swoje pieniądze, natomiast ona kupiła mi inny bilet i wmanipulowała w poczucie winy że nie skorzystam z tego biletu. Naprawdę często żal mi jej, więc uległem, ale z drugiej strony co z tego że tu przyjechałem na dłużej skoro chodzę po domu wkur*iony większość czasu... chyba nikt nic z tego nie ma
mimo że ja pracuję za granicą, a mój brat mieszka w tym samym mieście co rodzice, to mój brat ostatnio zwierzył mi się, że jego też denerwują ciągłe telefony od mamy lub taty (jeżeli któreś z nas przestaje odbierać telefony od mamy to dzwoni tata na prośbę mamy)... moja mama dzwoni do mnie praktycznie co drugi dzień, czasami nie odbieram, ale wtedy ona ma jakieś ataki paniki. próbowaliśmy o tym rozmawiać, przez jakiś czas nawet udawało mi się zredukować kontakt do poziomu który mi odpowiada czyli raz-dwa razy w tygodniu, ale potem ona zapominała o naszych umowach i zaczynało się dalsze bombardowanie. ja naprawdę nie jestem gadatliwą osobą dlatego ciągłe rozmowy męczą mnie... pod koniec tygodnia zawsze uzbiera się materiału na dłuższą rozmowę, ale tak na codzień nie umiem gadać o dupie maryni za przeproszeniem...
no więc siedzę tu w pokoju rodzicach i piszę te głupoty na laptopie ojca nawet nie wiem co ze sobą zrobić, aż mnie kusi kupić bilet z powrotem do siebie, na jutro, albo pojutrze, ale wiem że to tylko pogorszy sprawę... to w końcu moja rodzina, powinienem mieć dla nich czas zawsze... chyba?...