witaj Marto
podczytuję sobie od jakiegoś czasu Twoje zmagania i w duchu dopinguję Tobie i Twojemu facetowi, tak jak pisała ludolfina - to jego i twoje dojrzewanie do związku, tak mi się też to kojarzy.
Mam silne przekonanie, że o jakości związku świadczy nie tyle to, jak bardzo motyle w brzuchu grają i hormony szaleją, albo jak składnie snuje się wspólne plany, ale własnie te wszystkie kryzysy, które udaje się wspólnymi siłami przejść. Mam za sobą prawie 20 lat związku i dokoła związki przyjaciół też wieloletnie. Nie wierzę, że można przejść razem życie bez wyzwań- kryzysów, które rzuca los, albo które my sami swoimi nawykami czy swoistymi strategiami radzenia sobie- stwarzamy. Stanęliście wobec kryzysu, który nieco wystawia na próbę Wasz związek. W każdym razie wyjdziecie z tego bogatsi o pewną wiedzę o swoim związku jeśli przetrwacie, lub o sobie samych - jeśli się rozejdziecie.
Mam ochotę coś Ci napisać, co mi rzuca się w oczy, oczywiście patrzę na to przez pryzmat własnych przekonań i doświadczeń, więc jest to wielce subiektywne, może coś Ci da - może nie.
Z Twojego opisu wyobrażam sobie dwoje naprawdę ciepłych ludzi, z dobrymi serduchami, mających swoje wartości, zasady. I to jest strasznie fajne!
Z drugiej strony widzę, coś takiego, że w momencie kryzysu swojego faceta zamknęłaś się w sobie i bardzo pilnujesz by było po twojemu, tak jak zaplanowałaś wcześniej.
W tych momentach życia kiedy moje marzenie-dążenie przekreślił kryzys najbliższej osoby - bliższe było mi odłożyć swoje plany na półkę, choć na trochę, i pochylić się nad tą bliską osobą. Zastanawiałam się wtedy, co jemu jest w tej chwili potrzebne, jak jemu jest trudno, jak mogę pomóc i szczerze mówiąc potrafiłam zapomnieć o swoim. Jakoś elastycznie ustawiałam się do tego, co ważne dla mnie, wiedząc chyba, że życie to nie bajka i nie zawsze będzie szło jak po sznurku. Wiedząc, że mój facet też czlowiek i może mieć czas cierpienia.
Napisałaś, że on przyznał się, ze boi się do Ciebie zadzwonić, boi sie Twojego niezadowolenia. Wiesz - dla mnie byłby to bardzo ważny sygnał, że coś trzeba zmieniać w Waszych relacjach i to i on, ale też i Ty macie do zmiany. To nie jest dobra droga, jeśli jeden z partnerów boi się niezadowolenia drugiego. Być może twój facet został wychowany pod silną presją autorytetu swoich rodziców albo inaczej mówiąc łatwo wchodzi w pozycję osoby, która musi unikać czyjegoś niezadowolenia. To jest jego praca nad sobą jeśli będzie chciał - by się z tym uporać.
Twoja- być może -to zastanowić się co i jak Ty sprawiasz swoim zachowaniem, że on nie ma odwagi być otwarty i autentyczny wobec ciebie. Że dopiero wizja utraty ciebie spina mu portki, dopiero, gdy jest na krawędzi. Może zbyt mocno używasz złości, może demonstrujesz zbyt często niezadowolenie, może mocno podkreślasz czego Ty chcesz, jak ma być po Twojemu, może zawężasz Wasze sprawy do planów, które Ty snujesz a pewne sprawy odstawiasz na margines - nie wiem. Ja miałabym ochotę na Twoim miejscu przyjrzeć się też sobie - co w sobie możesz zmienić, żeby Wasz związek, jeśli się zdecydujesz w niego inwestować dalej - był lepszy.
Moją uwagę zwróciło też to:
wtedy we wtorek co mial jechac do mnie szukac mnieszkania to mial jechac na prawde mial jechac ze chcial tego z calego serca ale rano na obrzadku ojciec mowil do niego ze mial sen ze snil sie mu jego pogrzeb, i ze slyszal , czy domyslal sie ze mielismy z kuba inne plany ale chcialby zeby kuba dokonczyl to co on zaczal, zeby wstrzymac sie z tya decyzja , i ze kto sie bedzie mama opiekowal jak cos mu sie stnie itd, i ze obaj sie poplakali.
Wiesz, myślę sobie, że jak jest taka mentalna bliskość, przyjaźń w związku - to ludzie sobie o takich rzeczach z dużą ochotą mówią. Gdyby mi się przytrafiła taka emocjonalna chwila z moim ojcem - natychmiast chciałabym się podzielić tym z najbliższą mi osobą, z moim mężem. Gdybym natomiast usłyszała od mojego faceta po czasie, że takie coś przeżył i mi nie powiedział o tym dotąd, to zastanowiłabym się mocno nad sobą - jakie ja stawiam mu przeszkody, że nie otwiera się na mnie i nie korzysta z mojej bliskości.
W każdym razie kryzysy są szansą rozwojową, o ile przyjrzymy się w nich też sobie, nie tylko innym. Trzymam kciuki za Was - wydajecie mi się bardzo wartościowymi młodymi ludźmi, którzy uczą się siebie nawzajem.