po 10 latach on sie wypalił

Problemy z partnerami.

po 10 latach on sie wypalił

Postprzez willma » 15 wrz 2012, o 09:34

Mam 34 lata i 10 lat małżeństwa za sobą, nie mam dzieci. Kilka miesięcy temu mój mąż wrócił z pracy i stwierdził, ze nie możemy już być razem, ze sie wypalił, że chce cos w sowim życiu zmienić...nasze małżeństwo było normalne..raz lepiej raz gorzej...ale jego decyzja całkowicie mnie zaskoczyła..byłam w szoku..cały mój świat runął...wyprowadziłam sie do rodziców...po jakimś czasie wyciszenia powoli zaczęliśmy sie ze sobą kontaktować..i wtedy on sie wyprowadził do innego miasta...po jakimś czasie mnie tam ściągnął, bo stwierdził ze jednak zobaczymy czy nam sie uda...to oczywiście był błąd...ale wreszcie myślałam, że poszedł po rozum do głowy..Okazało sie, że on prawdopodobnie chciał sobie udowodnić, że podjął słuszna decyzję ze nie powinniśmy być razem...gdy juz doszłam do ściany wyprowadziłam sie od niego....to był masakryczny cza...sama i samotna w obcym mieście...było bardzo ciężko...i nagle po jakimś czasie znowu zaczął się do mnie odzywać...powoli wyjaśniał, ze wszystko przemyślał, że powinniśmy być razem...mówił, wyjaśniał, planował...ja starałam sie być trochę na dystans...uważać...ale jednocześnie chciałam w to wszystko wierzyć...trwało to jakieś 1,5 miesiąca...wtedy dowiedziałam się, że mnie zdradził w tym czasie kiedy nie mieszkaliśmy razem...nie była to powalająca mnie z nóg informacja...ale wtedy jego zachowanie znowu sie zmieniło...stwierdził, ze nie możemy być razem...ze musi byc fair wobec mnie i siebie...trudno mi było zrozumieć...dlaczego jednego dnia jest ze mna szczęśliwy a kiedy dowiedziałam sie o zdradzie całkowicie zmienił myślenie....w tej chwili mieszkam sama...cięzko mi jest to zacząć układać sobie nowe życie ...nie mogę się pozbierać...huśtawka emocjonalna każdego dnia...Dodatkowo mieszkam i pracuje w obcym mieście..nie znam tu nikogo ale powrót do mojego małego miasteczka w ogóle nie ma sensu ...unikam moich znajomych, bo nie chce żeby mi współczuli,a jednocześnie nie chce żeby widzieli moja porażkę...moje wyobrażenie na temat mojego męża i mojego życia jest bardzo silne...pisze wyobrażenie...bo to chyba nie jest już prawda...ta moja historia napisana w skrócie jest raczej zestawieniem faktów, ponieważ nie jestem w stanie przekazać wszystkich emocji, bolu jaki mi towarzyszy...pisze, bo chciałabym uwierzyć, ze jeszcze będę mogła byc szczęśliwa, ze będę sie uśmiechać, wstawać rano zadowolona i cieszyć sie życiem...pisze, bo boje sie tego co jeszcze przede mną...podział majątku, rozwód i tyle emocji w tym wszystkim...bo moje życie sie tak zapętliło, ze podjecie jakiejkolwiek decyzji jest problematyczne...pisze bo jestem sama w tym wszystkim....
willma
 
Posty: 4
Dołączył(a): 15 wrz 2012, o 08:23
Lokalizacja: Warszawa

Re: po 10 latach on sie wypalił

Postprzez marta913 » 15 wrz 2012, o 10:26

Ciężko mi jest mówić o małżeństwie bo nie mam męża jeszcze, ale myśle że pierwsze co powinnaś zrobić to skontaktować się ze swoimi znajomymi, przyjaciółmi. Bedzie ci łatwiej i lżej przez to przejść z najbliższymi, w poczuciu że jest ktoś z toba kto ciebie rozumie. Ja również mam nie ciekawą sytuacje aktualnie w swwim zyciu i wiem że gdyby nie moja mama , moi zanajomi , przyjaciele to bym sfiksowała. Wystarczy czasem telefon ,sms od nich , spotkanie i czowiek czuje sie potrzebny, oni pomogą na nowo odbudowac w tobie poczucie wartosci. Musisz pokazac męzowi że masz na kim polegać, że jestes silna i dajesz rade.. Wiem ze w rzeczywistosci jest odwrotnie, ze w srodku jestesmy wrakami czlowieka. ale nie dajmy sie zwariowac..
marta913
 
Posty: 76
Dołączył(a): 7 wrz 2012, o 12:55

Re: po 10 latach on sie wypalił

Postprzez willma » 15 wrz 2012, o 11:49

może jeszcze cos dodam....przez ostatnie dwa lata staraliśmy sie o dziecko...i nic....próbowaliśmy wszystkiego co sie człowiekowi może wyobrazić...i to chyba ja bardziej chciałam....to miedzy innymi spowodowało, ze odsunęłam sie od znajomych, którzy wszyscy maja dzieci...gdy dowiaduje sie, ze jakaś moja bliska koleżanka zachodzi w ciąże...urywam z nia kontakt na jakiś czas...bo mi jest tak ciężko...że ktoś ma tyle szczęścia...a u mnie go zabrakło...dlatego odsunęłam sie od znajomych i dlatego cieżko mi się z nimi kontaktować...ciężko mi patrzeć na szczęśliwe rodziny z dziećmi..kiedy mi sie wszystko zawaliło....
willma
 
Posty: 4
Dołączył(a): 15 wrz 2012, o 08:23
Lokalizacja: Warszawa

Re: po 10 latach on sie wypalił

Postprzez caterpillar » 15 wrz 2012, o 21:12

mysleliscie o terapii dla par ?

mysle ,ze w waszym przypadku to najsensowniejszy pomysl, wowczas bedziecie wiedzieli

woz albo przewoz


pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: po 10 latach on sie wypalił

Postprzez Apasjonata » 16 wrz 2012, o 00:31

Willma, jesli to nie jest tajemnicą, to czy mogłabyś powiedzieć jaki powód niemozności poczęcia dziecka znaleźli lekarze? Moze tu jest ukryty powód jego zachowania?
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: po 10 latach on sie wypalił

Postprzez willma » 16 wrz 2012, o 13:50

Nie ma jakiejś konkretnej przyczyny, że nie zaszłam w ciążę...tak po prostu....mimo starań nic nie wyszło....
Natomiast terapia tu już nic nie pomoże...myślę, że pociągnęła go fascynacja inna kobieta...chciał jeszcze zobaczyć, czy może być miedzy nami fanie...ale pewnie gdzieś w głębi serca już dokonał wyboru.....nie mam już nadziei..teraz pozostał tylko smutek, żal, ból...i te cholerne wspomnienia i świadomość, ze cos sie skończyło, cos co było dla mnie ważne....Jak teraz odbudowywać swoje życie? Jak myśleć o sobie, że jeszcze kiedyś będzie dobrze...czy ktoś może napisać jak sobie dawał rade w takiej koszmarnej sytuacji?...jak dać sobie kopa w tyłek i zmusić się do czegoś, kiedy co rano zbierasz całą energię, żeby chociaż iść do pracy....
willma
 
Posty: 4
Dołączył(a): 15 wrz 2012, o 08:23
Lokalizacja: Warszawa

Re: po 10 latach on sie wypalił

Postprzez polax » 17 wrz 2012, o 01:31

Miałam podobną sytuację... Po 10 latach bycia razem, 4 latach małżeństwa i 8 miesiącach starania się o dziecko (również bardziej z mojej inicjatywy z racji upływającego czasu) mąż rzucił on niechcenia słowo "rozwód". Żadnych wielkich kłótni w tym czasie, tak po prostu niby się wypalił, niby miał depresję. Nie mogłam zrozumieć. Po kilku miesiącach trochę bardziej stało się jasne o co chodzi. Zaprzyjaźnił się dość blisko z koleżanką z pracy, o której istnieniu nie miałam nawet pojęcia. Myślę, że do zdrady nie doszło - tak to oceniam teraz na trzeźwo, ale z jego strony było to jednak silne zauroczenie.

Odsunął się ode mnie bardzo, nie chciał spędzać czasu razem, nie rozmawialiśmy prawie w ogóle. Zmienił się - ja jadałam obiady, on lunche z koleżanką, ja rezerwowałam, on bookował... Mimo to jak głupia walczyłam o niego uparcie jednocześnie walcząc również z nadchodzącą depresją. Wiele razy nie miałam siły wstać z łóżka, podczas kiedy on dobrze bawił się na kolacjach służbowych.

Walczyłam o niego głównie siedząc cicho za każdym razem, kiedy coś mi się nie podobało w jego zachowaniu. On był przeszczęśliwy, bo rozwodzić się nie musiał, święty spokój miał i pięknego, dobrze wychowanego psa, którego kupiłam w nadziei, że zbliży go to do decyzji o dziecku. I nagle po 1,5 roku kiedy już dał mi do zrozumienia, że nie będzie się bronił przed dzieckiem, mi się nagle odechciało. Tyle czasu siedzenia cicho, dostałam to, o co walczyłam - szczęśliwego męża, który po 12 latach wreszcie chce mieć dziecko. Próbowałam rozmawiać o tym, co mi się nie podoba, licząc, że coś się zmieniło, ale usłyszałam "zamknij się a będzie dobrze". Zaczęłam przyjmować jego słowa, jego zachowanie takie jakimi je słyszałam. Nie tłumaczyłam tego sobie w żaden sposób - że zmęczony, zestresowany, że na pewno żałuje tych słów tylko głupio mu przyznać się i przeprosić. Odsuwałam się od niego powoli, on to widział, nic nie zrobił.

Pojawił się ktoś inny, ktoś z kim nie widziałam szans na związek, ale kto wreszcie chciał ze mną rozmawiać i fajnie spędzał ze mną czas mimo, że nigdy mnie nie spotkał w realnym świecie. Ten ktoś przypomniał mi jak powinna wyglądać miłość i nie dałam już rady wytrzymać więcej w tym małżeństwie.

Mój mąż nawet nie przerwał prasowania koszuli, kiedy ze łzami w oczach mówiłam, że odchodzę. Nie spytał czemu, nie spytał czy coś da się zrobić... Powiedział - OK. Wyprowadziłam się zostawiając mieszkanie, meble, samochód i ukochanego psa. Nie miałam stałej pracy, nie miałam nic poza wolnością a poczułam się wreszcie szczęśliwa.

A potem... zapragnęłam chociaż raz w życiu spotkać tego KOGOŚ, kto mimo dużej odległości stał mi się bardzo bliski. I jedno spotkanie wystarczyło - spakował walizki, zostawił pracę, dom, przyjaciół, przeprowadził się 400 km do mnie. Minęły 2 lata, teraz buduje nam własnymi siłami domek - mały, skromny, ale nasz. Wszyscy go bardzo polubili - łącznie z rodziną mojego byłego męża, z którą mamy na bieżąco kontakt :) Wszyscy mi mówią, że wyglądam zupełnie inaczej, że widać po mnie szczęście.

W czwartek dostałam pierścionek zaręczynowy i mimo jednego nieudanego małżeństwa jestem pewna, że tym razem będzie dobrze, bo jestem z takim sobie zwykłym facetem, ale dobrym i szczerym, który już na samym początku rzucił dla mnie wszystko. Podjęłam najtrudniejszą i najlepszą decyzję w moim życiu. Cieszę się, że zawalczyłam o moje małżeństwo, bo nie chciałam się poddawać, ale czasem jednak warto odpuścić. Czasem niestety gra nie jest warta świeczki, a trzymając się kurczowo tego co już mamy (bo choć złe, to jednak znane, oswojone), może nas ominąć prawdziwe szczęście.

Walczyć tak! ale nie za każdą cenę! Życzę dużo siły i dobrych decyzji.
polax
 
Posty: 2
Dołączył(a): 3 mar 2009, o 02:26

Re: po 10 latach on sie wypalił

Postprzez caterpillar » 17 wrz 2012, o 13:47

polax to bardzo wzruszajaca i piekna historia gratuluje decyzji i szczescia :kwiatek:


P.S.
pisze tu pewna diewczyna niesczesliwa do kwadratu mam nadzieje ,ze kiedys przeczyta Twoj post i przemysli pewne sprawy

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: po 10 latach on sie wypalił

Postprzez willma » 17 wrz 2012, o 20:40

Polax - twoja historia pokazuje, ze trzeba wierzyc, ze jeszcze bedziemy szczesliwi.
ale trudno jest w to uwierzyc, w momencie, kiedy musisz odejsc od kogos, kto był tak wazny dla Ciebie...bo on chce czego innego w zyciu...bo on wlasnie zestawil Cie z inna nowa Pania....i sie przegrało....i ty musisz zrobic jej miejsce.... wiem, ze nie nie wszystko da się naprawic...dla nas nie ma juz szans....ale cxzłowiek zostaje sam z tym wszystkim...wspomnieniami i zalem, myslami...gdzie wszystko sie kojarzy ze wspolnym zyciem...i niesety musi brac zycie za rogi, chcociaz absolutnie mu sie nie chce....a wiara i myslenie o przyszlości, ze jeszcze bedzie dobrze i może poznam jeszcze kogos wartosciowego (gdzie???)...ze zaczynam nowe zycie...jest dla mnie absurdalna w tym momencie
willma
 
Posty: 4
Dołączył(a): 15 wrz 2012, o 08:23
Lokalizacja: Warszawa


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 322 gości