to już jest koniec... :(

Problemy z partnerami.

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 31 sie 2012, o 17:53

Sandrine napisał(a):na 17:30 jestem umówiona z mężem, trzęse portkami jak cholera bo znowu bedziemy rozmawiac dlaczego jestem taką złą kobietą i go zostawiam :( mam tez nadzieje ze porozmawiamy już o kwestiach formalnych chociaz zapewne ja sie znowu poryczę więc nie wiem co z tego wyjdzie :/

I będziesz miała znowu mu wszystko tłumaczyć? Też nie rozumiem, po co się godzisz na takie spotkania, skoro tyle Cię kosztują i w zasadzie nic z nich nie wynika. Bo przecież decyzję podjęłaś i nie chcesz jej zmieniać? A to, co w tej chwili macie do rozwiązania, czyli kwestie formalne - MOŻE też będą poruszane. Coś jakby kolejność nie taka.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 3 wrz 2012, o 10:41

bo widzicie mi sie wciąż wydaje, że ja jestem winna mu wyjaśnenia a teraz przez ten weekend jestem kłebkiem nerwów...

spotkałam się z nim w piątek, ja wiekszość spotkania płakałam i mowiłam przez łzy, nie potrafię zapanowac nad płaczem gdy z nim rozmawiam, choćbym nie wiem jak sie starała to i tak "pękam", powiedziałam mu wprost ze moje uczucie juz sie wypaliło, a na jego zmiany jest juz za późno bo ja nie czuje do niego tego co on oczekuje i ze jestem pewna ze chce rozwodu. Były jego łzy, żal, zapewnienie o miłości ale ze tak powiem roztslismy sie w zgodzie umawiajac sie na przyszła niedziele zeby znowu sie spotkać, przez ten czas on sobie przemysli czy on zostaje w mieszkaniu czy ja itd.

w sobote zadzwonił czy na chwile mozemy sie spotkac, bo on w piatek nie powiedzial mi wszystkiego tak jakby chcial powiedzieć, spotkalimy sie znowu, powiedział ze on chce o nas walczyc bo jeszcze w nas wierzy a ja podjelam swoja decyzje w emocjach i depresji a on chce zebysmy dali sobie szanse jako "zdrowi" ludzie bo jesli jako "zdrowa" ( w sensie po terapii) podejme taka samą decyzję to on jest w stanie ją zaakceptowac bo chce żebym była szczęsliwa i potem tak pięknie mówil o miłości, przysięganiu przed Bogiem itd, i ze gdy nie mieszkamy ze sobą to bardzo sie oddalamy i chcialby zebym wrocila do domu
a ja ogarnięta poczuciem winy oczywiscie w ryk a on zaczal mnie przytulac i całować, ja wcale tego nie chciałam wiec odsunełam sie od niego
powiedziałam mu ze nie wiem czego on ode mnie oczekuje po tym monologu bo ja jestem zbyt rozbita zeby cokolwiek mu powiedzieć ale niech sobie nie myśli ze daje mu szanse

wczoraj zadzwonił zeby sie mnie zapytac czy we wtorek pojde z nim na spacer, bo on bardzo za mną teskni i chce zeby wrociła do domu... nie zgodziłam się na spacer. Ale oczywisice kolejny dzien spędzony na moim popłakiwaniu i dole :(

ja nie wiem juz co mam zrobic, nie chce zeby mial nadzieje a on chyba wciaz ja ma, niby mówi, że szanuje moja decyzje bo mam do niej prawo i on nie chce mnie nakłaniac do jej zmiany bo mam prawo decydowac o swoim życiu skoro rzeczywiscie czuje ze tak bedzie najlepiej ale z drugiej strony świadomie bądz nie manipuluje mną :(
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 4 wrz 2012, o 08:12

Sandrine napisał(a):bo widzicie mi sie wciąż wydaje, że ja jestem winna mu wyjaśnenia a teraz przez ten weekend jestem kłebkiem nerwów...

Ale między innymi dlatego, aby spokojnie wszystko wyjaśnić i wytłumaczyć - napisałaś list. Właśnie dlatego, że tak trudno było Ci o tym wszystkim mówić. A w liście napisałaś wszystko... więc czy jest sens wałkowania tego tematu? On chce, bo może chce Cię urobić, bo może myśli, że działałaś pod wpływem chwili, że to nie jest ostateczna decyzja... ale Ty nie chcesz i WSZYSTKO już powiedziałaś. Dopóki będziesz się na takie spotkania godzić - będzie w nim nadzieja, że jeszcze coś można zrobić. I się tak będziecie kręcić. Jeśli Twoje decyzja jest nieodwołalna, to takie spotkania nie mają najmniejszego sensu. Sens ma omówienie kwestii formalnych... ale na to w tej chwili chyba za wcześnie, bo w kiepskiej formie się wydajesz.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 5 wrz 2012, o 08:29

dzisiaj jest już o wiele lepiej jeśli chodzi o moje samopoczucie :) chociaż trochę sie denerwuje bo czeka mnie pierwsza wizyta na terapii- wiem, ze pierwszy raz jest najtrudniejszy ale boje sie ze nie bede wiedziała co mam mówić...

na razie się z nim nie spotykam, chociaż tak sobie myslałam ze jak bede na to gotowa to moze powinnam sie z nim spotkac i na chłodno powiedzieć mu ze juz naprawde nie ma żadnej szansy na mój powrót? tak żeby juz w 100% przyzwyczaił sie do tej sytuacji, bo teraz na pewno wciąż ma nadzieję

tak się też zastanawiam ( bo nie mam teraz kasy na prawnika) czy jesli zdecyduje sie na rozwód bez orzekania o winie, a on na pierwszej rozprawie powie ze mnie kocha i chce ratować małżeństwo to sąd nie orzeknie rozwodu i zamknie sprawę, czy po prostu ustali drugą rozprawę?
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez ewka » 10 wrz 2012, o 17:29

Sandrine napisał(a):dzisiaj jest już o wiele lepiej jeśli chodzi o moje samopoczucie :) chociaż trochę sie denerwuje bo czeka mnie pierwsza wizyta na terapii- wiem, ze pierwszy raz jest najtrudniejszy ale boje sie ze nie bede wiedziała co mam mówić...

I co? Jesteś już po wizycie?
Jak się czujesz Sand?

P.S. Co do spraw rozwodowych... nie znam się, ale dziewczyny pewnie coś podpowiedzą.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 11 wrz 2012, o 10:52

czuję się jak na huśtawce :D raz jest dobrze :) raz źle :(
pierwsza wizyta na terapii nie przyniosła spektakularnych efektów ale podobno na efekty trzeba poczekać...
zresztą nie wiem czy będa jakies efekty bo to wszystko wydaje mi sie jakieś dziwne...

mąż od wczoraj stał się posiadaczem kota... dowiedziałam się o tym ze znanego portalu społecznościowego. Podobno znalazł go pod drzwiami mieszkania na 4 piętrze... i zaraz po tym zrobił mu fotkę i wstawił do internetu bo wiedział, że zobaczę to zdjęcie. Ja nie wiem czy on sobie myśli, że ja wrócę do niego bo kota ma? a poza tym to chyba powinien pomyśleć ze kotem trzeba się trochę zajmować a teraz na 20 lat bedzie uwiązany z tym kotem... i teraz sie jeszcze martwie, że kot poniszczy mieszkanie bo nie wiem czy mój małżonek wpadnie na pomysł żeby pokoje pozamykać jak wyjdzie do pracy :roll:
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez blanka77 » 11 wrz 2012, o 11:15

Sandrine napisał(a):czuję się jak na huśtawce :D raz jest dobrze :) raz źle :(
pierwsza wizyta na terapii nie przyniosła spektakularnych efektów ale podobno na efekty trzeba poczekać...
zresztą nie wiem czy będa jakies efekty bo to wszystko wydaje mi sie jakieś dziwne...

mąż od wczoraj stał się posiadaczem kota... dowiedziałam się o tym ze znanego portalu społecznościowego. Podobno znalazł go pod drzwiami mieszkania na 4 piętrze... i zaraz po tym zrobił mu fotkę i wstawił do internetu bo wiedział, że zobaczę to zdjęcie. Ja nie wiem czy on sobie myśli, że ja wrócę do niego bo kota ma? a poza tym to chyba powinien pomyśleć ze kotem trzeba się trochę zajmować a teraz na 20 lat bedzie uwiązany z tym kotem... i teraz sie jeszcze martwie, że kot poniszczy mieszkanie bo nie wiem czy mój małżonek wpadnie na pomysł żeby pokoje pozamykać jak wyjdzie do pracy :roll:


Wydaje mi się, że sama się nakręcasz. Po co go sprawdzasz na innych portalach??

Chciał kota, to ma kota. Skoro tym Cię nie zwabi do siebie, to po co snujesz te teorie?

Kot wcale nie musi niczego zniszczyć. A czy chce być uwiązany z kotem 20l (tyle chyba nie żyją), to jego sprawa. Może poczuł się samotny to sobie kota wziął.

Odeszłaś od niego, to się go nie czepiaj co robi i jakie decyzje podejmuje. Przecież nie będziesz mu dyktować jak ma żyć.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 11 wrz 2012, o 11:54

nie sprawdzam go na portalach
że tak powiem na głównej stronie było to zdjęcie

może rzeczywiście za bardzo się nakręcam, za bardzo analizuję i zastanawiam się "po co i dlaczego"
jakby nie patrzeć ten kot będzie mieszkać w póki co naszym wspólnym mieszkaniu w którego urządzanie włożyłam dużo serca
ale postaram się już o tym nie myśleć.
calm down... calm down...
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez biscuit » 11 wrz 2012, o 12:10

największy problem, że kot poniszczy mieszkanie :D
lecz się dziewczyno na głowę
bo koty NIE DEMOLUJĄ MIESZKAŃ to raz
a przy tak zniszczonym życiu jak Twoje
ostatnią głupotą jest martwić się o zniszczone mieszkanie
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 11 wrz 2012, o 12:17

wiem to jest chore przejmować się takimi rzeczami :? przeciez to są głupoty ale... wyprowadzają mnie czasem z równowagi :evil:

ale moje życie jest aż tak zniszczone? dzisiaj mam jakis dobry humor i wierze, ze sobie to zycie naprawię ;)
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez biscuit » 11 wrz 2012, o 12:28

Sandrine napisał(a): ale moje życie jest aż tak zniszczone? dzisiaj mam jakis dobry humor i wierze, ze sobie to zycie naprawię ;)

nie, nie aż tak
ale to słowo pasowało mi do metafory o "zniszczonym mieszkaniu" 8)
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez blanka77 » 11 wrz 2012, o 12:31

Moim zdaniem to nie jest tak, że głupoty Cię wyprowadzają z równowagi, ale wydaje mi się, że wcale do końca nie jesteś przekonana, czy dobrze zrobiłaś odchodząc. I stąd to zaglądanie na jego profile i rejestrowanie co u niego i stwierdzenie, że on wie, że tam zaglądasz.

Z jednej strony odcinasz się od niego, pokazujesz, że to Ty stawiasz warunki, a z drugiej strony to chyba chciałabyś zeby za Tobą biegał itd. żebyś mu mogła pokazać jaka jestes nieugięta.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sansevieria » 11 wrz 2012, o 13:01

Rozwód wymaga wykazania, że nastąpił trwały i nieodwracalny rozkład pożycia. Jeśli obie strony tak zgodnie twierdzą to sąd zwykle rozwodzi bez oporu, zwłaszcza jeśli nie ma dzieci albo dzieci są dorosłe. Czyli jeśli mąż będzie twierdził że rozkład nie nastąpił to i owszem, sąd nie może rozwodu orzec, może natomiast skierować na jakaś terapię, zaproponować separację albo zacząć sie babrać w tym waszym pożyciu coby stwierdzic czy jest ono rozłożone dokumentnie czy jeszcze nie. Zdaniem sądu oczywiscie. Sąd nie jest od emocji i to czy ludzie sie akurat kochają guzik go często obchodzi - chyba że są w tym niekochaniu zgodni i nie zawracają sądowi głowy szczegółami. Jak sąd musi zacząć sam ustalać czy się pożycie rozłożyło trwa to długo oraz jest nieprzyjemne.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez KATKA » 11 wrz 2012, o 17:10

owszem kot moze życ i 20 lat ;) choć nie często..
ale kastrat dożywa nawet 18 LAT :) :kwiatek:
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Re: to już jest koniec... :(

Postprzez Sandrine » 13 wrz 2012, o 10:40

rozmawiałam dziś z mężem przez tel., chciałam sie z nim umówić , żeby oddac mu jego ksiązki... chciałam też porozmawiac z nim i powiedzieć mu, że podtrzymuje swoją decyzję i w najbliższych dniach składam pozów o rozwód. Na to on powiedział, ze w takim razie nie mamy sie po co spotykać bo ja nie jestem z nim szczera skoro nie chce ratować naszego związku i ja biorę za to odpowiedzialność.
Jemu nie wystarczy to, ze ja go nie kocham.

Teraz mówi mi, że tęskni. Ja też tęskniłam gdy chodził na piwo z kumplami albo weekendy spedzał na turniejach sportowych jako organizator- zupelnie charytatywnie.
A teraz nie tęsknie.

W książce ( przesłanej mi przez Smerfetkę ) pt. "Nie zależy mu na Tobie" przeczytałam:
Ludzie staraja sie byc mili dla tych,
których kochaja. Niektórych nawet zaczyna
krecic to, że moga sprawic przyjemnosc swojej
sympatii i spróbowac uprzyjemnic jej
życie.


mojego męża nigdy to nie kręciło ale myślałam, że może kiedyś jednak zacznie go kręcic :roll:

Żal mi tylko teraz, że nie potrafiłam przejrzeć na oczy prędzej.
Avatar użytkownika
Sandrine
 
Posty: 130
Dołączył(a): 11 cze 2012, o 14:54

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 200 gości