Różyczka88 napisał(a):Dojazd ode mnie (rodziców) do niego zajmuje mi 1,5h w jedną stronę.
A on do Ciebie nie przyjeżdża? Dlaczego Ty musisz tam?
Różyczka88 napisał(a):W co wierze? Czasem sama już nie wiem.
Tak mi się właśnie wydawało.
Wiem, że można pokochać "niewłaściwego" człowieka... trochę tylko nie rozumiem zgody na takie różne niewłaściwości. Bo tkwienie w takim dziwnym związku jest na moje oko taką właśnie zgodą. Zgodą na bicie, na krzyki, na całą niedogodność waszego być. Bo nic Wam tutaj nie sprzyja. Co krok, to jakaś gruda. Nie twierdzę, że to nie jest do rozwiązania - jest, a autorem tych zmian powinien być Twój mężczyzna... Ty jedynie możesz pomóc, wesprzeć i stanąć obok, aby razem o to wszystko zawalczyć. Czy u Was tak jest? Ja nie widzę. I jeszcze do tego obrywasz.
Nie jesteś nastolatką (jak sądzę), nie macie wspólnych dzieci, wspólnego majątku, nie jest Twoim mężem... NIC Cię przy nim nie trzyma. No może jedno - miłość? Ale ją też trzeba jakoś "zagospodarować", a kiedy partner jest trudny - to ciężka orka takie zagospodarowywanie. Do tego dzieci, które prawdopodobnie mielibyście. Widzisz to, kiedy tak zamkniesz oczy i próbujesz sobie wyobrazić Wasze życie za 10 powiedzmy lat? Widzisz Wasz wspólny dom, dzieci, wspólne obiady i kolacje? Spokój, sielskość i anielskość? I w tym ON... nie taki, jak chciałabyś, aby był... ale taki, jaki jest na dzisiaj. Pasuje Ci wszystko?
Piszesz, że jesteś konsekwentna. No super. Mnie co prawda jakoś trudno to dostrzec, ale może źle czytam. Ok. Czy w tym czasie od stycznia widzisz jakieś zmiany w jego zachowaniu? Podejściu? Zmieniło się coś na lepsze... co rokowałby dalsze pozytywne zmiany?
Różyczka88 napisał(a): Przyłapałam go na tym, że oszukał mnie w bardzo ważnej kwestii i to bardzo mi się nie spodobało.
I coś z tym zrobiłaś? Coś konkretnego?
A wiesz, że w tym Twoim opisie brakuje mi czegoś, co pokazałoby jakieś dobre strony Twojego mężczyzny? Bo ma jakieś chyba?