Witajcie,
Moze ktos z Was podsunie mi pomysl co zrobic, zeby chlopak znow zaczal zabiegac o dziewczyny (moje wzgledy)...
Poznalismy sie dwa lata temu. On byl moim nowym sasiadem, bo wlasnie wtedy wprowadzilam sie do kamienicy, w nowym miescie. Bylam wtedy jeszcze w zwiazku z kims innym, ale ten mezczyzna nie wiazal ze mna zadnej przyszlosci, caly czas mnie zwodzil. Tzn mowil, ze kocha ale nie jest gotowy na powazne zobowoazania. Krotko mowiac toksyczny zwiazek. Po tym jak ze mna zerwal poszlam do psychologa, bo nie moglam sobie z tym poradzic. Okazalo sie ze jestem kobieta kochajaca za bardzo....
Po tym jak zaerwlismy moj sasiad zaczal sie mna interesowac. Ale nie latal za mna specjalnie. MNie natomiast odbilo na jego punkcie. Zakochalam sie znow. Na poczatku on zapraszal mnie to na kolacje, to na winko w piatkowe wieczory. Raz poszlismy do kina, ale przez dlugi czas wszystko bylo na stopie przyjacielskiej. Ale , ze chlopak jest bardzo interesujacy, pewny siebie, umie sluchac i w ogole ma cos w sobie co mnie bardzo krecilo od poczatku wiec zaczelam sie angazowac w te znajomosc i po jakims czasie to ja zaczelam aranzowac spotkania. NA ktore on chetnie przychodzil, ale gdy mu nie pasowalo potrafil powiedziec "sorry dzis nie moge, moze iinym razem?" To mnie wkurzalo trche, bo czulam sie wtedy bardzo niepewnie. Kiedys zaprosil mnie na urodziny swojej mamy i przedstawil jako ukochana sasiadke. Wszyscy czlonkowie rodziny robili nam zdjecia i wtedy moja pewnosc siebie wrocila. Po jakims czasie takich spotkan powiedzialam mu, ze jestem za stara na takie chodzenie za raczki (mialam wtedy 34 lata;) i ze moze powinnismy sformalizowac nasz zwiazek, tzn byc para. On powiedzial, ze jezeli mi na tym zalezy to dobrze i od tej pory jestesmy para oficjalnie. Rok temu zamieszkalismy razem i ogolnie wszystko jest ok. Tak jak w zyciu dobre i zle dni. Tylko ostatnio zauwazylam, ze robi sie coraz bardziej nudno. Wiec znow zaczynam aranzowac wypady, organizowac, rezerwowac wakacje, kIno. Rzadko inicjatywa wychodzi od niego. No chyba, ze jakies rodzinne spotkanie, urodziny itp. Troche mnie to meczy, bo chcialabym, zeby on mnie czyms zaskoczyl. Ale mam wrazenie, ze jemu jest tak dobrze po prostu. MA swiety spokoj i nie musi sie starac. A jak ja zaczynam sie rzucac to patrzy na mnie jak na glupia. Dodaje przy tym "zrob cos dla siebie" Nie chce ze mna wychodzic na imprezy, bo nie lubi. Nie dziala juz bielizna i inne fantazje. Kiedys zaproponowalam mu, zebysmy spotkali sie w miescie i udawali, ze sie nie znamy i zaczeli ze soba flirtowac, np. Taka fantazja, zeby podniesc temperature w naszym zwiazku. Na co moj chlopak do mnie "oszalalas?? po co mamy udawac ze sie nie znnamy ??przeciez mieszkamy juz razem" to tylko przyklady sytuacji. JA jestem troche zagubiona w tym i sfrustrowana. Bo czuje sie tak, jakby on nie odczuwal potrzeby zeby mnie uwodzic, zeby o mnie zabiegac bo jestesmy razem. Czuje sie jak bysmy byli 10 lat po slubie a to dopiero poczatki.... Bardzo mnie to niepokoi. Mysle sobie, ze ja tu popenilam blad bo tak za nim sie uganialam na poczatku i on nie za bardzo musial sie starac. Jestem zla na siebie za to, ze doprowadzilam do tego stanu.
Czy jest jakis sposob, zeby wrocily "motyle" w naszym zwiazku?? Co powinnam zrobic, zeby moj chlopak znow zaczal o mnie zabiegac??? Pomozcie prosze!!!!!
Wiem, ze gdybym mogla cofnac czas sprzed twoch lat inaczej rozegralabym to. Po pierwsze nie wymagalabym od niego deklaracji, ze jest moim chlopakiem( on wiedzial, ze bardzo mi na tym zalezy) To przeciez facet musi sie wysilac, zeby kobiete zdobyc. Ostatnio naczytalam sie ksiazek typu "Dlaczego mezczyzni kochaja zolzy" itp i mam teraz totalny metlik w glowie.