Witajcie.
Nie jestem rozchwianą emocjonalnie nastolatką. Mam dwadzieścia sześć lat i zakładając wątek nie wiem od czego zacząć. Może od tego jak wygląda moje życie ?
Zaczynam sobie zdawać sprawę, że mam problemy, których nie potrafię przezwyciężyć. A bardzo usilnie chcę, aby wszystko w moim życiu układało się tak jak należy. W końcu jestem młodą kobietą i wiele przede mną do przeżycia.
10 lat uprawiania wyczynowego sportu. 7 lat pałętania się po 3 uczelniach (w efekcie mam dopiero licencjat skończony, chociaż jedną nogą już byłam po studiach magisterskich). 8 lat marnowania pieniędzy, które zarabiałam "własnymi rękoma".
Dzisiaj nic z tego nie mam. Studiów nie skończyłam, choć zamykałam już semestr zimowy na V roku. Sport "rzuciłam" - bo nie czułam już radości z trenowania i jeżdżenia na różnego rodzaju zawody, pomimo iż przez długi okres osiągałam znakomite sukcesy na arenie międzynarodowej. Pieniądze, które, gdybym odkładała regularnie, miałabym dziś w setkach tysięcy PLN, poszły na ubrania, posiłki w restauracjach i bezsensowne podróże.
Jestem kapryśną, markotną, niezadowoloną z życia kobietą, która podejmuje często nieuzasadnione, złe decyzje (np. porzucanie studiów lub kursu j.angielskiego = co za tym idzie marnowanie pieniędzy). Noszę bagaż kompleksów. Ludzie śmieją się z mojego wzrostu (mierzę 189 cm) - dotykają mnie takie zachowania. Ludzie odchodzą, kiedy słyszą, że mam problemy ze słuchem i czasem mogę czegoś niedosłyszeć. Nigdy nie miałam przyjaciółki. Zawsze moje relacje z koleżanki były czysto oficjalne - sztywne.
Przeżyłam depresję. Trwała ona kilka miesięcy. Początkowo zamknięta w domu. Później psychiatria + leki przeciwlękowe + testy psychologiczne (które wykazały, że mam zaburzenia osobowości ze skłonnościami depresyjnymi) = kwalifikacje do terapii grupowej, które ostatecznie się nie udały, gdyż po pierwszej rozmowie z terapeutką, kobieta stwierdziła, że z racji mojej wady słuchu, nie będzie w stanie mi pomóc (włącznie z grupą), więc przeniosła mnie do na terapię indywidualną. Nie doszło do skutku, gdyż miałam czekać na telefon. Minęło od tamtego momentu już pół roku. Nie doczekałam się telefonu. I na tym moje leczenie skończyło. Nadeszła wiosna, później lato. Przeprowadziłam się do mieszkania, które miało znacznie lepsze warunki niż poprzednie cztery kąty. Zamieszkałam z moim M. Znalazłam pracę. Moja sytuacja finansowa nieco lepiej się ustabilizowała. I ... depresja zniknęła, przynajmniej na razie.
Czy mając takie zaburzenia osobowości może doprowadzić do komplikacji moich stosunków z mężczyznami ? Moje stosunki z mężczyznami były bardzo burzliwe, ale krótkie. W dzieciństwie mój ojciec nie uczestniczył aktywnie w moim życiu. Wtedy praca i alkohol, który dzielił z kolegami, były dla niego ważniejsze od aktywnego uczestnictwa w ognisku domowym z rodziną. A mężczyźni ? Zakochiwałam się bardzo szybko. Po czym po miesiącu dwóch "do widzenia".
Odkąd poznałam M. to się zmieniło. M. jest tym o kim marzyłam od dzieciństwa. Ambitny, rozsądny, zaradny, odpowiedzialny, wykształcony, a do tego atrakcyjny i świetnie gotujący pasjonat. Zbliżyła nas do siebie wspólna pasja do uprawiania różnego rodzaju sportów, do gotowania i przede wszystkim podróżowania.
Wszystko było w porządku do czasu kiedy wyszłam z depresji. Teraz zaczynam rozumieć, iż jedynym źródłem radości był M - czytaj: uzależniona od partnera. Jeżeli coś nie szło po mojej myśli - atakowałam. Płaczem, złością, krzykiem. Byłam jak małe dziecko, które nie może dostać tego co chce mieć. Zazdrość przepełniała mną całą, kiedy M. miał kontakt z jakąś kobietą. Moje obawy o jego zdradę sprawiały, że zaczęłam z nerwów drapać aż do bólu swoje ramiona. Denerwowałam się, kiedy na spotkaniu ze znajomymi odwracał się ode mnie i skupiał się na rozmowie z inną osobą. Potrafiłam nawet urządzić awanturę o to, że nie chce ze mną zatańczyć. A on - mój M. ? Najbardziej cierpliwy człowiek jakiego znam. Gdy miałam depresję, M. był najwspanialszym mężczyzną, bowiem potrafił wytrwale być przy mnie i dodatkowo wesprzeć ciepłym posiłkiem, słodką przekąską, maskotką lub kwiatkiem doniczkowym. Odkąd zaczęłam wracać do życia, nasze relacje były normalne. Dopiero w ostatnim miesiące wszystko nie układa się jak trzeba. Niekontrolowane kłótnie. Niepohamowana złość o byle co.
Najczęściej jest tak, że siebie obwiniam o wszystko. O to, że mam wadę słuchu i ona ogranicza w zdobywaniu wyższego wykształcenia i znalezieniu dobrze płatnej pracy. I jednocześnie też uważam, że mój głęboki niedosłuch komplikuje moje stosunki z ludźmi. Jestem dla nich nich nieufna, niedostępna. Może to wynikać z tego, że w przeszłości spotkało mnie dużo rozczarować ze strony drugiego człowieka. W domu rodzinnym nigdy się nie przelewało. Mama żyła w związku toksycznym z ojcem alkoholikiem z dodatkowym gratisem, jakim były zdrady + przemoc. Nie wiem gdzie leży przyczyna moich niepowodzeń życiowych + komplikacje w związku. Nie chcę stracić takiego związku z M. Chcę osiągnąć w swoim życiu wiele.
Jak mogę leczyć te zaburzenia osobowości ?