Pamiętam Walentynki jeszcze parę lat temu. Mimo, że niby nie sama - samotna w taki ten okrutny sposób, samotnością we dwoje. Patrzyłam na wystawy pełne serduszek, na te właśnie staniki rozpustne - i czułam się taka martwa,pusta, takie chodzące zombie.
A dziś
No i co z tego że sama? Samotność nauczyła mnie dbania o siebie. Zaprosiłam się sama na kawę, piernikową, rozpusta jak nie wiem, wytańczyłam na salsie (solo), poszłam na zakupy, właśnie wykąpałam w pachnących olejkach i już mi pięknie, błogo. Nawet dzieci nie ma dziś przy mnie, bo z Heniem, ale nie poddaję się smutkom.
Samotność, już oswojona nie boli. Święto -sztuczne, nie drażni, dzwonię do samotnych znajomych, składamy sobie życzenia, tyle ciepła wokół. Nadziei mam na pęczki i serce już nie zamknięte.
Jeszcze będzie przepięknie...
Życzę Wam, Nam, samotnym, porzuconym, porzucającym, zawiedzionym, zdradzonym, oszukanym -odnalezienia spokoju w sercu, miłości DO SIEBIE, przede wszystkim. Szczęścia -takiego, które aż maluje świat na kolorowo, drugiego człowieka przy boku - z nie skrzywionym kręgosłupem moralnym i nie głazem zamiast serca.
Kochającym i Kochanym -byście kochali mądrze, wiernie, z wzajemnością. Na to "zawsze".
Przytulam najmoooocniej.