Cześć,
w sumie pisze do was bo uważam, że tylko wy to zrozumiecie. Jestem DDA. Mieszkam z matką alkoholiczką, która miewa dni, a nawet tygodnie nie pijące, ale potrafi pić codziennie po 6-8 piw dziennie, a w święta i dobrze się zabawić z wódką. Co najśmieszniejsze nie wygląda ona na lupa, ale to i tak nie zmienia faktu, że jak jest pijana to mam ochote ją ukatrupić. Zawsze byłam nerwowym dzieckiem, ale teraz jestem wyjątkowo nadwrażliwa (delikatnie mówiąc). Bardzo łatwo wyprowadzić mnie z równowagi, szybko sprowokować do łez, ale jeszcze szybciej do takiej niespotykanej agresji, którą niekiedy przekładam w kłótniach z moim facetem. Wrzucanie czym popadnie i klęcie to przy kłótni ze mną norma.
Sadziłam do tej pory, albo uważałam, że z moją głową jest coś nie tak. I może tak jest...
Staram się życ normalnie, ale ostatnie wydarzenia wd domu, dobiły mnie już zupełnie. Matka od dziś jest na bezrobotnym, ja szukam pracy od ok. 6 m-cy odkąd zamkneli mi firmę. Utrzymuję sie z renty rodzinnej po miom starym, ale pod warunkiem, że się będę uczyć. Do obrony mgr zostało mi jeszcze trochę czasu, tak więc z kasą jakoś daje sobie radę pomimo tego, że spłacam zadłużenie za mieszaknie+ ratę pożyczki+ obecny czynsz i prąd. Pomaga mi mój facet, ale to nie jest mój największy problem. Najgorzej jest teraz z moją matką. Dostaje ewidentnej schizy, płacze z byle powodu, oczywiście pije, przy okazji szantazuje, że się zabije, nikt jej nie kocha, już jest bezdomna, nie pracuje to nie dostanie jeść, i tym mnie najbardziej wkur.....rza dleikanie mówiąc. W domu dochodzi już do ciągłego krzyku, bo uwierzcie ona jak nikt inny potrafi mnie wyprowadzić z równowagi, a ja już sama czasem jestem na skraju wyczerpania nerwowoego. Po kryjomu biorę tabletki nasenne, ale z nie przekraczam dawek. Czuję, że zatracam sesn życia i nie potrafię nad nim zapanować.
Pewnie nasunie wam się pytanie czy nie chiałabym uciec? Niekiedy tak, ale nie umiem i nie lubię uciekać od problemów, chociaż problem matki alkoholiczki ucieknie ode mnie dopiero po jej, bądż mojej śmierci.
Piszę tutaj do was, bo czuję się bezradna i osamotniona. Wiem, że nie znajdę tutaj współczucia i zażenowania jak u innych osób, ale może zrozumienie. Czasem człowiek musi się wygadać, tak po prostu, tylko trzeba wiedzieć do kogo.
Pewnie jak każdy z was, mogłałbym napisac książkę o moich przezyciach z dzieciństwa, a to co tu napisała to tylko wierzchołek góry lodowej. Wierzę wam i uwierzcie mi, że to tylko strzępki postępowania mojej matki, ale na opowiedzenie o tym potrzeba czasu i miejsca.
Chciała tylko trochę poczuć, że nie jestem sama z tym wszystkim, że wam mogę o tym opowiedziec, a wy nie będziecie się śmiać. Chciałam komuść powiedzieć, że nienawidze swojej matki pijanej, ale kocham jak jest trzezwa.