To co napisał citizen brzmi dla mnie ciekawie, jednak moim zdaniem tak naprawdę, to... nie było żadnego prawdziwego małżeństwa od samego początku - był tylko ślub! - gdyż jedna ze stron świadoma była tego, że nie kocha a wchodzi w związek z tak zwanego "rozsądku". Jak dla mnie to tu leży pies pogrzebany...
Zupełnie nie rozumiem Cię Emyy - dlaczego w ogóle coś takiego zrobiłaś, no bo sytuacja zdaje się nie była podbramkowa, czyli dziecka w drodze nie było, itp. Nie wiem - pod mostem mieszkałaś i nie miałaś co jeść a 0n Cię uratował i pomógł przeżyć...? Czy jakieś inne poważne, życiowe powody spowodowały, że zdecydowałaś się na tak beznadziejny krok i w ogóle jakim cudem tyle lat w tym wytrzymałaś?! - no może to była ta "ofiara", którą już poniosłaś dla Niego i na litość boską wystarczy?!
Według mnie tu - na samym początku tego "małżeństwa z rozsądku" musi się kryć odpowiedź na to dlaczego tak trudno Ci z tego wyjść. Zatem najpierw musisz sobie chyba uczciwie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego w ogóle w to weszłaś...??! Ja sobie nie wyobrażam w ogóle takiego czegoś w moim życiu, bo dla mnie to by było niedaleko od jakiegoś... gwałtu wewnętrznego - żebym ja miał żyć w małżeństwie z kimś kogo nie kocham.... DLACZEGO?!! Bo rodzina naciskała....? No taki powód to dla mnie jakaś kpina - przepraszam bardzo, że tak to nawę...
Ale może faktycznie jesteś aż tak uległa wobec opinii innych ludzi i nacisków rodzinnych - jeśli tak, to jest to chyba jakaś forma chorobliwej zależności, z której może trzeba się leczyć, jeśli samemu się człowiek nie potrafi z tego wydostać, bo przecież niszczysz życie sobie i innym...
To tylko moje osobiste zdanie i oczywiście mogę się mylić...