Dziś w rozmowie z mamą nie spodziewając się, że ją przekonam w ogóle palnęłam, że jutro idę na 15.00 na terapię i jak chce może ze mną pojechać i się zapisać.
Najpierw powiedziała, że ma okno do umycia później, że za daleko a później, ze pojedzie
Zawsze jak narzeka na to co ojciec robi jak pije i co ona ,,musi" przez niego sprzątać i pilnować itd. mówię jej, ze nie musi się męczyć może iść na terapię - ma wybór. Wypowiadam zdanie i sobie ide, ona to zawsze olewa mówiąc ,,A daj mi spokój, ja to inaczej musze robić" , więc chyba musiał jej dać ojciec wczoraj popalić, że jest , póki co, gotowa iść... bo narezkała dziś znów i ja swoje stałe zdanie powiedziałam.... się okaże czy pojedzie ale wiecie co?
Ja się boję
Zaprowadzić ją do ,,mojego" bezpiecznego miejsca... niby chce terapeutkę w swoim wieku bardziej ale boję się, że jak przyjdzie co do czego okaże się, że trafiła do mojej...
Jakoś boję się, że tam też swój wpływ ,,wprowadzi" i sama swiadomość, że chodzi do tej samej poradni powoduje, że czuję się niepewnie. A już jak się okaze, że ma tą samą terapeutkę? To juz w ogóle będę myślała, że ,,nastawia" ją przeckiw i powie jej ,,prawdę" jaka jestem (bo gdzieś ciągle myślę, że zła), że ona jak zwykle wejdzie i ja już nic nie będę znaczyć
Może zrobiłam błąd, że zaproponowałam jej tą samą terapię? Help...