Moje podwójne życie

Problemy z partnerami.

Postprzez Emyy » 12 lut 2008, o 09:37

Macie racje z tymi spotkaniami i przedłużaniem cierpienia. Wiem, że takim zachowaniem daję mu nadzieję. Jednak to on nalega na te spotkania i są one raczej sporadyczne. Ale są. I póki są to on nie jest w stanie zaakceptować faktu, że małżeństwo się skończyło. I jest dokładnie tak jak pisze citizen. Każdy mój najmniejszy ludzki gest on interpretuje inaczej. Dziękuję Wam za to, że piszecie ze mną, bo teraz jeszcze dokładniej widzę swoje błędy.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez nana » 12 lut 2008, o 10:28

taniec?

nie wiem czy to właściwe określenie, ale chyba troszkę tańczysz z mężem. Przyciągasz go i odpychasz. Może i mówi, że z nikim innym nie chce być, ale w tej sytuacji to TY mu na to nie pozwalasz, bo wciąż grasz dużą rolę w jego życiu.
Nie kochasz go przecież. Pozwól mu wyciszyć emocje i w jakiś sposób się z nimi pogodzić. On zawsze prosi o to, żebyś rozwód przemyślała jeszcze raz? No i ok. Przemyśl i zakończ sprawę. Przecież nie możesz przemyśleć jeszcze raz po raz 30, albo 50.
Według mnie, to teraz plączesz życie 2 osobom i przez to nie szanujesz ich uczuć. Jak czuje się twój obecny partner? Czy on wie, że rozważasz powrót do męża? Czy tylko tyle, że nie potrafisz podjąć ostatecznej decyzji o rozwodzie? To dwie różne sprawy. Decyzja jest poważna i dla ciebie trudna, ale chyba najwyższy czas ją podjąć?!

Trzymam kciuki za właściwą decyzję

nana
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez citizen » 12 lut 2008, o 10:38

Dodam tylko, że w tej chwili, patrząc z perspektywy czasu mam żal do byłej żony o te zmarnowane kilka miesięcy, o to że nie umiała pewnych spraw postawić jasno i jednoznacznie. Krótkie cięcie jest może w danej chwili bardziej bolesne, ale z patrząc z perspektywy zdrowsze dla wszystkich stron i po pewnym czasie pozwala ułożyć relacje w oparciu o wzajemny szacunek.

A IMHO w relacji z byłymi partnerami właśnie wzajemny szacunek jest najważniejszą wartością.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Emyy » 12 lut 2008, o 11:39

Nie rozważam powrotu do męża. Tylko nie potrafię podjąć ostatecznej decyzji o rozwodzie. Boję się reakcji rodziny, boję się sprawy rozwodowej i tego jak mąż będzie się zachowywał kiedy dotrze do niego, że to naprawdę koniec małżeństwa. To życiowa decyzja i pewnie dlatego taka trudna. Mój obecny partner jest pewny moich uczuć do niego. Mówi, że jest spokojny o nasz związek i rozumie jak trudna to dla mnie jest sprawa. Na naciska mnie, bo chce żebym dojrzała do wszystkiego i zrobiła wszystko w zgodzie z własnym wnętrzem. Ale ja wiem, że jemu także nie jest łatwo z tą całą sytuacją.
Citizen...miałam nadzieję, że przyjdzie kiedyś taki moment, że usiądę razem z mężem i wspólnie dojdziemy do wniosku, że nie ma sensu dalej tego ciągnąć.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez agik » 12 lut 2008, o 11:47

Witaj Emyy,

Ewka wyciągnęła Ci historię Tomka a i Tomek się sam odezwał.
Poczytaj- zobacz ile Tomek zapłacił za takie zycie ( może niedokładnie takie, ale sytuacja podobna).
Może łatwiej Ci będzie podjąc decyzję.
U Tomka Trwało to 5 miesięcy- Twój maz czeka już 3 lata- nie rób mu tego.
Trochę kuriozalnie brzmi, ze liczysz się z uczuciami męza, bardziej niz ze swoimi ( jak piszesz) w sytuacji, w której, go zdradzasz.
Zwyczajnie go puść- poboli i przestanie- za jakiś czas.
Będzie mógł ułozyć sobie zycie.

A szum- pewnie będzie, ale przyjda nowe zdarzenia- ucichnie.

Mądrych decyzji zycze.
I pozdrawiam serdecznie.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez bunia » 12 lut 2008, o 11:52

Wszystkie nasze dzialania ponosza za soba konsekwencje i nie nalezy sie przed nimi wzbranic a stawic im czola - im szybciej tym lepiej dla wszystkich....zycze odwagi! :ok:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Emyy » 12 lut 2008, o 12:19

Tomek czekał, mój mąż czeka.....nie chciałabym zostać źle zrozumiana ale to wygląda tak jakby oni swoje życie całkiem uzależnili od decyzji kobiety. Ich życie potoczy się tak jak zadecyduje kobieta. Nie wiem czy to takie dobre.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez bunia » 12 lut 2008, o 12:27

W tm przypadku jest konieczna Twoja decyzja...wszyscy zyja w zawieszeniu.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez citizen » 12 lut 2008, o 13:08

Emyy, to że ktoś czeka, to jego problem.

Nie powinnaś tego oceniać ani analizować, nie masz na to wpływu, czy Twój mąż czeka czy nie czeka. Pewnie lepiej byłoby żeby nie czekał, ale jak piszę powyżej, nie masz na to wpływu. Widzisz już, że deklaracje słowne nic nie wyjaśniają i być może nigdy nie wyjaśnią. Jeśli ktoś nie chce czegoś dopuścić do siebie, to nie dopuści choćbyśmy na głowie stawali. To jest jego autonomiczna decyzja, czy będzie chciał żyć kochając Cię nadal czy postanowi odciąć się od tego uczucia. Nie zmienisz tego rozmawiając z nim, przekonując i argumentując, za to możesz sporo zmienić działając i pokazując, że w Twoim życiu nie ma dla niego miejsca.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Emyy » 12 lut 2008, o 13:26

Tak masz rację....to jego problem. Tylko, że ja się czuję odpowiedzialna za to, że jednak do tego problemu doszło i jakoś starałam się zminimalizować straty.
Właśnie citizen...myślałam, że jak będę z nim rozmawiać to on to wszystko zrozumie, szybciej się z tym pogodzi. A wygląda to tak, że ja gadam w kółko to samo, on to samo i sprawa od lat stoi w miejscu.
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Postprzez ewka » 12 lut 2008, o 14:07

Emyy napisał(a):Tomek czekał, mój mąż czeka.....nie chciałabym zostać źle zrozumiana ale to wygląda tak jakby oni swoje życie całkiem uzależnili od decyzji kobiety. Ich życie potoczy się tak jak zadecyduje kobieta. Nie wiem czy to takie dobre.

Dla nich na pewno niedobre... ale też mnie nie dziwi, bo na tym TEŻ polega bycie z kimś. Nasunęło mi się, że wolałabyś, aby już nie czekał - i tym samym to on podjąłby decyzję. Dziwi mnie natomiast to, że potrafisz tak długo "nie umieć" zrobić konkretnego kroku - boisz się odpowiedzialności? Czy czego właściwie? Się mówi A, to trzeba powiedzieć B... no nie ma inaczej.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez citizen » 12 lut 2008, o 14:24

Tak sobie pomyślałem, że nieumiejętność podejmowania trudnych decyzji i brania na siebie odpowiedzialności za związek jest jednym z powodów rozpadu małżeństwa Emyy. Paradoksalnie, gdyby mąż umiał zachować się w takiej sytuacji jak ta w jakiej się znaleźli, to pewnie ona nie chciałaby od niego odchodzić. : :lol:
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez Filemon » 13 lut 2008, o 14:12

To co napisał citizen brzmi dla mnie ciekawie, jednak moim zdaniem tak naprawdę, to... nie było żadnego prawdziwego małżeństwa od samego początku - był tylko ślub! - gdyż jedna ze stron świadoma była tego, że nie kocha a wchodzi w związek z tak zwanego "rozsądku". Jak dla mnie to tu leży pies pogrzebany...

Zupełnie nie rozumiem Cię Emyy - dlaczego w ogóle coś takiego zrobiłaś, no bo sytuacja zdaje się nie była podbramkowa, czyli dziecka w drodze nie było, itp. Nie wiem - pod mostem mieszkałaś i nie miałaś co jeść a 0n Cię uratował i pomógł przeżyć...? Czy jakieś inne poważne, życiowe powody spowodowały, że zdecydowałaś się na tak beznadziejny krok i w ogóle jakim cudem tyle lat w tym wytrzymałaś?! - no może to była ta "ofiara", którą już poniosłaś dla Niego i na litość boską wystarczy?!

Według mnie tu - na samym początku tego "małżeństwa z rozsądku" musi się kryć odpowiedź na to dlaczego tak trudno Ci z tego wyjść. Zatem najpierw musisz sobie chyba uczciwie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego w ogóle w to weszłaś...??! Ja sobie nie wyobrażam w ogóle takiego czegoś w moim życiu, bo dla mnie to by było niedaleko od jakiegoś... gwałtu wewnętrznego - żebym ja miał żyć w małżeństwie z kimś kogo nie kocham.... DLACZEGO?!! Bo rodzina naciskała....? No taki powód to dla mnie jakaś kpina - przepraszam bardzo, że tak to nawę... :? Ale może faktycznie jesteś aż tak uległa wobec opinii innych ludzi i nacisków rodzinnych - jeśli tak, to jest to chyba jakaś forma chorobliwej zależności, z której może trzeba się leczyć, jeśli samemu się człowiek nie potrafi z tego wydostać, bo przecież niszczysz życie sobie i innym...

To tylko moje osobiste zdanie i oczywiście mogę się mylić... :?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez ewka » 13 lut 2008, o 14:38

A mi się wydaje, że najsensowniejsze (choć wcale nie najłtwiejsze) byłoby całkowite odcięcie się od obu panów na jakiś czas... i przemyśleć sobie 100 razy w obie strony, podjąć decyzję, jeszcze raz przemyśleć, utwierdzić, przyklepać - i zadziałać. Ostatecznie i zdecydowanie... rety, Wy się wszyscy wykończycie na takiej huśtawce!

Podziwiam obu panów - cierpliwość mają wielką.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Emyy » 14 lut 2008, o 09:59

Wcześniej pisałam czego się boję, żeby powiedzieć B. Może jestem nienormalna ale takie są właśnie moje obawy.
Nie było dziecka w drodze, nie mieszkałam pod mostem i nikt mnie nie musiał wyrywać z rodzinnego domu. Nikt mnie (bezpośrednio) nie zmuszał do wyjścia za mąż, bo pewnie wtedy bym się zbuntowała. On był moim pierwszym chłopakiem i myślalam, że tak ma być. Że właśnie tak wygląda bycie z kimś. Po tylu latach tzw. chodzenia ze sobą, kolejnym etapem był ślub. Nie posłuchałam swojej intuicji, bo coś podpowiadało, że to nie tak powinno być. Dopiero po jakimś czasie umiałam popatrzyć na moje małżeństwo jak na coś, co nie powinno było się wydarzyć. Napewno nie widziałam tego w ten sposób w dniu ślubu. Jakim cudem wytrzymałam tyle lat? Nie wiem. Udawałam sama przed sobą, że problemu nie ma, że inni mają jeszcze gorzej i są razem. Ale to było do czasu. Potem już wiadomo jak było. :(
Emyy
 
Posty: 33
Dołączył(a): 7 lut 2008, o 16:19

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: AngelLar i 193 gości