Witajcie.
biscuit napisał(a):drugi człowiek nie jest odpowiedzialny za zaspokajanie Twoich potrzeb
To ważne co piszesz. Wiem już o tym, że szczęścia nikt mi nie da, bo ono jest we mnie. Z potrzebami może być podobnie, jednak na terapii uświadamiano nas, że w związku małżeńskim składaliśmy sobie przysięgę i w myśl tego kontraktu......->
"Miłość małżeńska jako wola czynienia dobra współmałżonkowi ma charakter daru wzajemnego i wzajemnej pomocy we wszystkich dziedzinach wspólnego życia. Wyraża je i dopełnia w szczególny sposób uczciwe i godne współżycie małżeńskie, gdyż miłość mężczyzny i kobiety jest z samej istoty religijna nie tylko w wymiarze duchowym, ale również cielesnym. Objawia się ona w gestach, słowach, uczuciach i wzruszeniach, a najbardziej swoisty wyraz znajduje w akcie zjednoczenia małżeńskiego.", --nie mówiąc o wierności, seksie, uczciwości, zdrowiu i chorobie.
Mam wymagać. Mam potrzeby, które tylko mąż może spełnić. I nie życzyłabym sobie, zeby on swoje potrzeby spełnial gdzie indziej.
Więc??? Wyszłam za mąz i dalej mam żyć sama? To po co mi mąż??----takie jest zdanie terapeutów małżeńskich.
biscuit napisał(a):z tego co piszesz
oboje macie swoje problemy, każdy inne
dlatego ja bym skoncentrowała się obecnie bardziej na swoich
a mniej na jego
Tak, ja też mam problemy. Fajnie jest uświadomić sobie różne aspekty życia. Fajnie móc pracować nad nimi. Ja bez męża dawałam sobie radę. Slub wzieliśmy jak miałam 35 lat i 18- letnią córkę. Mój pierwszy mąż nie żyje.
Fakt...dużo było mamusiowania. Kierowania. I cięzko mi od tego zrezygnowac. To jest fakt. To, że pisze że jest słaby to też jest fakt. Ale po tylu latach picia jaki ma być?
Wiem, że musi sam dorosnąć. Staram się mu w tym nie przeszkadzać. Mąż sam się stara.
biscuit napisał(a):a poza tym
jakżesz on ma się poczuć przy Tobie
facetem, samcem alfa, macho
skoro Ty masz zamiar wysyłać go
jak nie do psychiatry, to do seksuologa
poczuje się co najwyżej jak dewiant
maż ma problemy w tym aspekcie od zawsze. Jak pił to się tym nie przejmował. A teraz sam się pogrąża w jakiś fobiach i dołkach . Znam to z jego opowiadań. Jeszcze nie poruszaliśmy tego tematu, ale parę razy mówił, że musi iść do jakiegoś specjalisty.Potwierdzałam. Nie bedę go oszukiwać że jest dobrze.
Do psychiatry chodzi już od 8 lat. Na ostatnim detoxie przestał brać leki na nerwicę. Ale są juz mu znowu potrzebne.
Wczoraj wypisałam nu na kartce 14 faktów że zaczyna mu się nawrót...lub już w nim jest. Nie zaprzeczał. Zrezygnowaliśmy z terapii małżeńskiej, bo to nie ma sensu. Nie może być tak, że tylko jak będę pracować. Niech mąż pracuje nad nie piciem najpierw. Dzisiaj umówił się na terapię indywidualną bo u nas rano nie ma mitingów aa. Niech się ratuje.....ale słuchajcie. ja ciągle słysze : Kurcze! No nie wiem co mam robić!--wtedy podpowiadam rozwiązania on wybiera.
jak przyszło co do czego
to ze znalezieniem nowej "koleżanki" poradził se zupełnie sam
więc Ty go już tak nie żałuj
To był romans emocjonalny. ona rozumiała jego i jego powody do picia, bo sama miała podobnie i tez piła z tego powodu. Mąż Znalazł w niej bratnią duszę. Była dla niego najważniejsza. Wspierali się wzajemnie. Nawet o 2 w nocy i jak ona była pijana. Na spacerze gadał z nią zamiast spacerować ze mną....dla mnie to była zdrada. Był nie lojalny w stosunku do mnie. Zagroziłam rozstaniem. I doszłam do wniosku, ze jak dla niej potrafi być taki miły to dlaczego dla mnie nie?? przecież potrafi. Dlatego wymagam.
Ja wiem, że cały list przemawia dziś przeciwko mnie.
ze jestem mamuśką a on próbuje rozwinąć skrzydła. Marni mu to idzie. Ja naprawdę wolałabym zeby był macho i żeby zdjął ze mnie rózne obowiązki. My jak zaczeliśmy być ze sobą to powiedzieliśmy sobie wszystko o sobie. Czego on nie umie i nie cierpi robić i ja też- czego nie cierpie. I mieliśmy się wspierać w tym...tyle ze wszystkie męskie sprawy spadły na mnie a ja się z tego cieszę- bo to potrafie. nie ciepię za to gotowac......
bula_lu napisał(a):współuzależnione żony..mają pewien syndrom.
syndrom wszechmocnej, wszechogarniającej kontroli...
racja. I walczę...ale ciężko mi z tym.