Witam wszystkich.
Trafiłam tutaj po bardzo intensywnym poszukiwaniu w sieci informacji na temat toksycznych związków. Jestem tu nowa i chcę podzielić się swoją historią.
Od przysłowiowego 'zawsze' wiedziałam ,że cos jest nie tak. Teraz jestem mądrzejsza o lekturę stron 'mojedwieglowy, uciekamdoprzodu, czy ksiazek 'Kobiety ktore kochaja za bardzo', 'Małzenstwo na lodzie' czy 'Miłość toksyczna.Miłość dojrzała' . Od roku uczęszczam na terapie dla osob współuzależnionych - i z każdym dniem czuję się silniejsza. Zmieniam siebie.
Wciąż jednak jestem z psychofagiem, dla którego 7 lat temu odeszłam od męża. Mamy 4 letniego synka i cały wachlarz doświadczeń. Jestem na etapie, gdzie muszę siebie sama ostatecznie przekonać,że odchodzę. Chcę to szczegółowo zaplanować, przygotować się taktycznie jak do bitwy wojennej. Będę wdzięczna za Wasze pomysły, przemyślenia, podobne doświadczenia.
Poznaliśmy się banalnie, przez Internet. Irytował mnie ale i intrygował. Już w trakcie pierwszej rozmowy oświadczył, że będziemy razem, bo ON tak czuje. 'Zakochałem się' - mówił wiedząc,że mam męża. On był z dziewczyną.
Przez następne tygodnie został przepuszczony na mnie atak. Byłam bombardowana wiadomościami na komunikatorze, e-mailami, smsami, telefonami. Chciał wiedzieć wszystko - co robię, gdzie jestem, z kim jestem, jakie mam plany na dzień, wieczór, co mi się śniło, co jadłam...pytaniom nie było końca. Byłam tym zmęczona ale i podekscytowana - wow, tyle uwagi dla mojej osoby.
Spotkaliśmy się 2 tygodnie później.Jemu trzęsły się ręce, nie ukrywał, że zrobiłam na nim wrazenie. Ja nie byłam pewna swoich odczuć - był przystojny, miał niesamowity głos, tylko...coś jakby kac go męczył. Skończyło się na pocałunkach. Wpadłam po uszy, ale jeszcze długo nie odeszłam od męża.
Roztaczał przede mną wizję wspaniałej przyszłości, planował wakacje i dzieci, wieczory i poranki. Byłam jego królową, on miał dla mnie góry przenosić. I jak to w cyklu toksycznym bywa - skończyło się na gadaniu. Gadać to on potrafi, nie znam nikogo kto by nie dał się zapędzić mu w kozi róg.
Reszta to wzloty i upadki z przewagą tych drugich. Ja w ciąży zachrzaniałam do nocy utrzymując nas, on 'szukał' pracy i popadał w depresje. Pił i grał w gry komputerowe.Piwo, papierosy, jedzenie, raty na kredyt, bilety. Urodziłam syna, zaciągnęłam kredyt na spłatę zaległych rachunków i z takim bagażem wróciliśmy do jego rodzinnego miasta i zamieszkaliśmy z jego mamą.
Trylion razy zaczynaliśmy od początku, tyle samo razy obiecywał mi złote góry, a nie mógł odkurzyć głupiego dywanu. Rozpił się, interweniowała policja. Obrażał mnie i syna takimi inwektywami, ze skręca mnie w środku na samą myśl. Mam nagrane awantury i te mało wybredne epitety. Niekończące się monologi tego jak zniszczy mnie, moją rodzinę, przyjaciół, cały świat. Potem przepraszał i znów wyzywał i tak beż końca. Miesiące miodowe mnie niszczyły. Dziwne, że 'kurwo' i 'kochanie' mu się nigdy nie pomieszały.
Teraz dojrzałam do rozstania. Mam odłożone pieniądze, mieszkanie i wsparcie rodziny, przyjaciół, swojej terapeutki. Został tylko ten ostatni kawałek układanki - ja sama. Obecnie trwa 'miesiac miodowy', mój wybranek jest dla mnie słodki jak miód. I jak tu wykrzesac z siebie te złość i gniew, żeby były paliwem, motorem - i mnie zabrały od niego daleko...