dopadło mnie

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez josi » 10 lut 2008, o 12:37

---------- 04:08 06.02.2008 ----------

Tak mysle o tej symbiotycznej milosci... Moze to i jest milosc symbiotyczna, ale przeciez kochamy jak umiemy, ta druga osoba, ktora sie angazuje w zwiazek jest tez za niego odpowiedzialna, a zdrada to jest nieodpowiedzialnosc. Wiec moze lepiej nie zarzucajmy sobie dodatkowo, ze nie umiemy kochac, bo samo bycie porzuconym jest juz trudne...

---------- 11:37 10.02.2008 ----------

Napiszcie coś :) , bo wygłosiłam teorię, ale nie jestem jej na 100 % pewna...
josi
 
Posty: 1086
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 18:30
Lokalizacja: wlkp/uk

Postprzez konstanze » 11 lut 2008, o 22:18

to prawda... co w tym zlego. kochac nad życie, kochać ponad wszystko. poswiecac sie, byc ponad swoje ego... to milosc, prawdziwa, moze chora, ale co nie warto tak kochac? co trzeba wyznaczac granice, czas dla mnie, czas dla siebie, kazdy kroczy swoja drogą ? ja mam skonnosc do przesady alebo nad życie albo w ogole. kochalam, zostalam oszukana, dostalam kopniaka bolalo... i wyznaczylam "zdrowe" granice, pancerz obojetnosci, juz nikt nie pozna mnie prawdziwej sklonnej do poswiecen. bede "zdrowo" samorealizowac sie, tak jak chciala psycholog... i na pewno nie bede szczesliwa, nigdy tak jak kiedys... ale najwazniejszy samorozwoj, i umiejetność bycia samemu, i zeby sobie radzic i nie byc od nikogo zaleznym... tylko czy to daje szczescie? nie sadze...
konstanze
 
Posty: 34
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 14:02
Lokalizacja: Szczecinek

Postprzez Meg » 12 lut 2008, o 13:10

Czytając twoj post przypomniala mi sie historia ktora przydarzyla sie mi .
Otóz bylam na terapii . Skonczylam ja .Odzyskalam nowe spojrzenie na swiat i mialam wowczas duzo energii do zycia . Znalazlam prace i poznałam chlopaka. Bylam bardzo zadowolona ze w koncu sie z kims spotykam , ze sie otworzylam na druga osoba . W czesniej mialam paroletnia przerwe niespotykania sie z nikim ( 6 lat) i nie z braku atrakcyjnosci lecz nieumijetnosci otworzenia sie . Bylam kaleka jesli chodzi o nawiazywanie jakichkolwiek kontaktów z mezczyznami. No wiec bylam bardzo podekscytowna ze w koncu zaczelam sie z kims spotykac . Spotykalismy sie rok po czym wszystko sie rozpadlo poniewaz odkrylam ,ze jestem oklamywana. na pocztku bylo mi szkoda ,nawet chcialam mu wybaczyc .
Ale z drugiej strony chcialam byc taka silna i powiedziec mu ze to juz koniec,ze nie mamy o czym rozmawiac . I jedno z drugim sie tak przeplatało proba wybaczenia i chec zapomnienia i zajecia sie soba.
tTraz jak na to patrze to mysle sobie ze duzo mnie to nauczylo .
Popelnilam taki blad , ze nie do konca sluchałam samej siebie . Gdzies czulam wewnatrz mnie ze cos jest nie tak ze czegos mi w tym wszystkim brakowalo . Tylko balam sie ze ponownie bede sama. Ta perspektywa mnie przerazala .
Tak sie zlozylo ze za 3 lub 4 miesiace po rozstaniu tak poprostu poznalam kogos . I od tamtego momentu wszystko sie pozmienialo w moim zyciu .
Zmienilam miejsce zamieszkania , rzucilam prace , zaufałam swojemu losowi . I nie zaluje , jak narazie moje zycie osobiste bardzo mnie zadawala.
Majac prawie 30 na karku poznalam mezczyzne ktora naprawde mnie kocha , a ja czuje sie kochana . Znajomi mowi o nas , ze to widac ze sie kochamy.
Konczac ,chcialabym Konstanze zebys odzyskała chec do czegokolwiek i zeby twoje zycie nabralo jakiegos blasku . Wiem ze to trudne co przechodzisz ...
Meg
 
Posty: 1
Dołączył(a): 12 lut 2008, o 12:13

Postprzez josi » 12 lut 2008, o 20:30

Meg, pocieszające :)

Konstanze, tak sobie myślę, że pomyliłam trochę pojęcia... Pojęcie "miłości symbiotycznej" nie powstało przecież bez powodu i różni się ona przecież od prawdziwej miłości. Chyba właśnie w tym, że jak napisała melody, gdyby istniała możliwosc by znowu być z tą osobą razem, wszystko nagle wraca do normy i znów jest pięknie. Ale czy tak rzeczywiście jest w naszym (Twoim, moim) przypadku?
josi
 
Posty: 1086
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 18:30
Lokalizacja: wlkp/uk

Postprzez konstanze » 16 lut 2008, o 17:18

oczywiscie macie racje, tak jest... ja kochalam, mialam watpiliwosci ale tez bylo po nas widac ze sie kochamy. nie wiem podobno nie umiem okazywac uczuc, zaczynam sie obwiniac. tak nie nauczylam sie tego, jak pielegnowac ta milosc. ja bylam szczesliwa, bylam pelna energii i sily.. teraz na wszystko brakuje mi sily. i jak mowia znajomi jestem przygaszona, nie jestem soba. ja wciaz o nim mysle, mimo ze poznaje innych... nie potrafie isc do przodu
jak nie zapomne, nie bede wciaz ogladac "naszych" wspolnych zdjec, czytac smsów.... zwariuje, juz nie mam sily. tylko on rozumial, wspierał i tak dobzre na mnie dzialal. a sama czuje sie taka pusta... nie wiem kiedy mi to przejdzie. i mam gdzies samorozwoj i terapie... bez niego zmuszam sie do zycia(: a do tego jak sie mu zwierzylamz e mi zle, napisal ze nie bedzie ze mna z litosci, ze nie pasowalismy, ze ma nowe zycie, slub w sierpniu. i ona mieszka w domu gdzie ja wybralam kolor scian.... i powiedzial "jakoś" sie trzymaj... to byl cios
konstanze
 
Posty: 34
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 14:02
Lokalizacja: Szczecinek

Poprzednia strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości