właśnie nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
Może powiem tak: nie mogę powiedzieć że jestem szczęśliwa, ale jednocześnie nie mogę powiedzieć też, że jestem nieszczęśliwa.
Nie wiem jak nazwać takie bycie pośrodku.
Na pewno zależy mi na związku, na lubym i żeby było między nami lepiej, żeby znaleźć punkty wspólne.
Zresztą - dla mnie to temat-rzeka, bo są aspekty które przemawiają za moim odejściem od niego, ale są i takie, które silnie mnie przy nim trzymają i w większości nie są to sprawy związane z materializmem.
Kiedyś miałam tu taki dylemat, co dalej robić itd. ale nie chcę roztrząsać tego tematu ponownie, bo pamiętam jak bardzo mnie dobił i zdemotywował. Gdybym to pociągła, kto wie, może już dawno byłabym samotna lub zaczynała nowy związek.
Nie wiem, nie chcę o tym myśleć. Staram się być uczciwa i na bieżąco rozmawiać z lubym o wszystkich wątpliwościach.
Na dzień dzisiejszy mam takie przekonanie, że w związku należy brać pod uwagę wartości priorytetowe, to, co jest kwintesencją bycia z drugą osobą i co czyni życie pełniejszym i lepszym. I to nas ubogaca wewnętrznie.
Mam takie rzeczy, których bym chciała i których mi brakuje w związku, ale priorytety, o których pisałam wcześniej, są tym, co ważniejsze, co przedkładam nad to, czego mi brakuje.
Chyba kocham rozumem. Tak na dzień dzisiejszy to wygląda, nie wiem czy to dobre, ale rozum mówi, że słuszne, a serce rzadko wyraża sprzeciw.
Tylko jeszcze te punkty wspólne...na tym mi zależy i może któregoś dnia będę potrafiła powiedzieć czy jestem szczęśliwa.
Zapewne nie powinnam tego pisać, ale co tam, co tracę...nic.