buka_lu napisał(a):Nieszczęśliwa pozostaje Ci się przyznać mężowi że od lat robisz z niego rogacza..
Obawiam się że nic by to nie zmieniło. Poza tym nie chcę się przyznawać.
Wczoraj był rozmów ciąg dalszy. Wyszliśmy na kolację, żeby pogadać na neutralnym gruncie.
On nie chce rozwodu, chce być ze mną. Może nawet spróbować się zmienić.
Tylko co z tego, jak ja nie chcę. Nie mogę się przemóc w żaden sposób.
No i nie jestem w stanie zakończyć tego drugiego związku
Mąż chciał cały czas wymóc na mnie deklarację, że nie będzie żadnego rozwodu.
Powiedziałam, że muszę od niego odpocząć i zobaczymy po wakacjach.
Wakacje i tak spędzamy oddzielnie tak więc nie będziemy się widzieć.
Najgorsze jest to, że jak tak z nim tam siedziałam, a on się tak starał, ani razu przez myśl mi nie przeszło, że może jednak spróbować raz jeszcze
Mimo, że było miło - nic do niego nie czułam oprócz niechęci. I cały czas myślałam, że chciałabym żeby na jego miejscu siedział ktoś inny.
Muszę teraz zebrać myśli. Łeb mi pęka.
kasiorek43 napisał(a):Mnie się też wydaje, że małżeństwo też wiele rzeczy wręcz ułatwia. Bo jak jedna ze stron wyląduje w szpitalu, to wcale nie musi uzyskać informacji o stanie zdrowia. Jak Ł był w szpitalu, to niby mi mówili ale Ł musiał wyrazić zgodę a gdyby (tfu, tfu) był nie przytomny? To już gorzej...
Teraz pacjent sam podaje osobę, której można przekazywać informacje o stanie zdrowia. I może nawet podać obcą osobę. I rodzinie nikt wtedy nie powie ani słowa. Więc w tym przypadku małżeństwo nie wiele daje.