To chyba jednak jakiś wirus... dziś nawet na jedzenie patrzeć nie mogę ;?
A żeby było ciekawiej, to muszę czekac na wizytę u lekarza do jutra, bo chociaż zwoniłam 2h po otwqrciu przychodni, to nie bylo już miejsc u zadnego lekarza do samej 18.00 ... co tam człowiek kogoś obchodzi, który się odwadnia prawie
Ale im dłużej mam źle się czuję fizycznie tym bardziej dostrzegam niedorzeczność strachu przed chorobą ciężką czy śmiertelną... chociaż też się pojawiają myśli, ze może się będe męczyć teraz i koniec później ze mną.
A pilnowanie siebie z wrzuceniem na luz jednak coś daje... bo zauważyłam, że jak sama się stawiam do pionu, że przecież nic się nie stanie, zawsze mogę jechać na pogotowie (z tym też mam obawy, że jak wejdę do szpitala, to coś mi nie tak podadzą i już z niego nie wyjdę
) to mi jakoś lzej.
Co do zawiasów i barku organizacji, to wczraj się kąpie i szukam mydła we wannie a się okazało, ze sama je odlozyłam na bok wanny i nawet o tym nie pamietałam
.
Dziś mama mi o czymś opowiada a ja zlapalam watek ale nie wiedzialam o kogo chodzi... boję się, że zwariuję powoli... ale trzeba się trzymać jakoś...